Piątkowy wieczór nie należał do szczególnie ciepłych, tym bardziej że Montecchim była już połowa września w Mantui. Szedł więc w czarnym płaszczu ulicami tego pięknego miasta, zmierzając do głównego parku z słuchawkami w uszach. Wsłuchiwał się w dźwięki piosenek Zayna Malika, kompletnie odcinając się od rzeczywistości. Po całym tygodniu szkoły musiał wszystko przemyśleć, a najlepszym momentem był właśnie wieczór rozpoczynający weekend. Przy "Pillowtalk" skręcał już w główną uliczkę parku, oświetloną latarniami. Usiadł na jednej z ławek, oddając się muzyce i swoim myślą. W jego głowie nadal tkwiła twarz Juliana i nie zamierzała wyjść. Czy on był gotowy na miłość? Jak to wszystko odebrałaby jego rodzina, przecież to syn Capulettich! Czego by teraz nie zrobić, każda z opcji kończyła się czymś złym. Bo A. Nie odwzajemni uczuć Julka, złamie mu serce, on się załamie a Romea do końca życia będą męczyły wyrzuty sumienia, albo B. Odwzajemni uczucia Julka, będą żyć szczęśliwie ale rodzice go wydziedziczą przy okazji. Była jeszcze opcja C. Poczekać aż Julian znajdzie kogoś nowego, ale na to prędko nie liczył biorąc pod uwagę Lilie Levy.Miał już się zbierać, żeby wejść do sklepu i zdążyć przed 21:00 do akademika, ale zatrzymało go paru chłopaków.
— Przepraszam, ale muszę przejść — Mruknął, przyglądać się trójce chłopaków w mniej więcej jego wieku. Kiedy chciał ponownie ich wyminąć, ci znowu zagrodzili mu drogę — Śpieszę się, nie mam czasu na taki zabawy.
— Ty jesteś Romeo Montecchi? — Zapytał jeden z nich ochrypłym głosem. Na ramieniu najwyższego zobaczył znak rodu Capulettich. Szlag, trza kłamać.
— Nie wiem o kim mówicie — Uśmiechnął się fałszywie i po prostu wyminął całą trójkę. Szedł szybciej niż mu nogi na to pozwalały.
Nie odwrócił się ani razu, zanim doszedł do najbliższego sklepu. Na szczęście Romea, park nie był daleko, a sklep do którego wszedł mieścił się na tej samej ulicy co akademik. Kupił wszystko, co powiedział mu przed wyjściem Benvolio i ruszył szybkim krokiem do internatu. Pociągnął za drzwi i wszedł do holu. Była 20:50, dlatego jeszcze widział kilkoro uczniów na korytarzach, kiedy zmierzał do pokoju. Złapał za klamkę pokoju i, gdy już miał wchodził, w kieszeni jego płaszcza zawibrował telefon. Puścił rękę z klamki po czym wyjął telefon. Na wyswietlaczu widniało imię Lilii Levy. Przeciągnął zieloną słuchawkę i odsunął się od drzwi.
— Tak? — Zaczął.
— Romeo, dobrze cię słyszeć — Odetchnęła Levy — Co u ciebie?
— A w sumie dobrze, u ciebie jak? Ogólnie Wszystkiego Najlepszego Li — Dodał, opierając się plecami o ścianę naprzeciw drzwi.
— Dziękuje bardzo! Też dobrze, słuchaj mam do ciebie sprawę — Odparła Lilia, a Romeo odrazu spoważniał.
— W takim razie słucham — Wyprostował się, poprawiając płaszcz.
— Jest ktoś obok ciebie? Benvolio, ktokolwiek — Zapytała, na co blondyn rozejrzał się po korytarzu. Oprócz niego nie było tu ani jednej żywej duszy. Pokręcił głową na nie, jednak zdał sobie sprawę, że Lilia tego nie zobaczy.
— Nie, ani pół człowieka — Odpowiedział.
— Świetnie. Ogólnie, chodzi o Julka. Wiem o liście i jego uczuciach. I teraz mi nie przerywaj po pojadę do Mantui i skopie ci dupę — Zagroziła — Odkąd dostałeś list minęły ponad dwa tygodnie. Wiem, że potrzebujesz czasu bo to nie łatwe, ale Julian traci nadzieje. To delikatny człowiek, dobra źle to ujęłam, po prostu Julek jest jaki jest. Jeśli czujesz coś do niego, po prostu to powiedz. Sytuacja jest jaka jest, ale jak wiesz, czego chcesz, to nawet rodzice powinni to zaakceptować. Bo co znaczy nazwisko? Ta kłótnia trwa od pokoleń, a wy nie macie z nią nic wspólnego. A nawet jeśli będą mieli problem, ciocia Levy się tym zajmie. Więc Romeo, nie czekaj z miłością, dlatego jeśli czujesz cokolwiek do Capulettiego, rusz dupę i to wyznaj, bo zarywa do niego Parys. Znaczy, ja się tym zajęłam, ale nie na długo bo Julek wychodzi z nim nawet bez mojej wiedzy. Ale no, pamiętaj co powiedziałam — Skończyła, a Romeo stał jak wryty z telefon przy uchu. Nie mógł wydusić z siebie ani słowa, bo Levy właśnie opisała to, o czym myślał od dwóch tygodni — Żyjesz tam Montecchi?
— Tak, tak. Tylko ten... Zawiesiłem się na chwile. Dziękuje, że mi to mówisz. Muszę to sobie poukładać, ale już teraz jestem pewny jednej rzeczy — Odparł, wdychając.
— To dobrze, zawsze możesz dzwonić jak chcesz, tylko teraz muszę kończyć bo wmówiła Julianowi, że idę do toalety — Zaśmiała się do słuchawki.
Pożegnali się, a Romeo wszedł w końcu do pokoju. Odłożył zakupy do części kuchennej, a płaszcz zostawił w przedpokoju. Rozpakował zakupy, myślami będąc zupełnie gdzie indziej. Ta jedna rzecz, której Romeo był pewien, to to, że na pewno hetero nie jest i że Julian nie jest mu obojętny. Cholera, to już dwie rzeczy.
— Cześć Romeo — Mruknął Ben, wchodząc do kuchni — Jedziemy jutro do Werony ma weekend. Twoja mama dzwoniła.
— Czemu dzwoniła do ciebie, a nie do mnie? — Zapytał, obracając się do kuzyna.
— Miałeś zajętą linię — Wzruszył ramionami i usiadł przy stole.
— Aha, to dobrze — Odparł, wracając do rozpakowywania zakupów. Dla Romea znaczyło to tylko rozmowę w cztery oczy z Julianem. Musiał się przygotować fizycznie i mentalnie.
— Dzwoniła Rachel, albo wiesz w końcu czego chcesz? — Zapytał w końcu, a Romeo upuścił trzymane w ręku mleko.
— Dlaczego wszyscy muszą mi dziś czytać w myślach? Ty, Lilia i kto jeszcze? — Powiedział, podnosząc mleko z podłogi. Odłożył je odrazu do lodówki i spojrzał na Benvolia.
— Lilia Levy? — Szatyn uniósł jedną brew do góry słysząc imię blondynki.
— Mhm, rozmawiałem z nią o Julianie. W prawdzie to ona mi przemówiła do rozumu, dlatego jutro pogadam z Julkiem jak będziemy w Weronie — Stwierdził, uśmiechając się.
— Czyli jesteś gejem? — Skomentował Benvolio, a Romeo strzelił sobie z otwartej dłoni w czoło.
— Tak jestem gejem! — Krzyknął, z uśmiechem na ustach — Albo Bi, tego jeszcze pewny nie jestem, ale na pewno nie hetero — Odparł, wyrzucając ręce ku górze i wychodząc z kuchni.
— Wiedziałem! — Krzyknął za nim szatyn.
Czy Romeo stresował się jutrem? Jak cholera, ale Lilia miała rację. Musi to w końcu wyjaśnić. Kochał Juliana? Tego nie wiedział. Ale chciał spróbować, czy to wyjdzie. Musiał przeprowadzić jeszcze rozmowę z rodzicami o swojej orientacji. Na rozmowę o Julianie jeszcze przyjdzie czas. Ale z problemami trzeba się przespać no nie? Dlatego Romeo po prostu położył się spać i odpłynął w krainę morfeusza.
——————
— Wstawaj śpiąca królewno — Zawołał Benvolio, usiłując obudzić Romea.
— Nie śpię! — Odpowiedział mu blondyn, ziewając.
— To się rusz blondyna! — Przewrócił oczami, wkładając do plecaka ubrania.
Zanim Romeo zwlókł się z łóżka, umył, ubrał, spakował i zjadł śniadanie, z 8:00 zrobiła się 9:50. Znudzony Benvolio czekał aż jego kuzyn ubierze buty i będą mogli wyjść. Wyszli razem z bagażami na weekend, zakluczyli pokój uprzednio informując kogoś z pracowników o wyjeździe i skierowali się do wyjścia z akademiku. Przed budynkiem czekał już samochód, a za kierownicą niezmiennie siedział Danny. Wsiedli na tylne siedzenia, a Danny opuścił szybę by się przywitać.
— Witam panów wielkiego miasta! — Zawołał, na co cała trójka się zaśmiała.
— Cześć Danny, co u ciebie? — Zaczął Ben.
— Dobrze, lepiej powiedzcie co u was — Kontynuował, odjeżdżając spod budynku.
— Całkiem nieźle — Odparł szatyn.
— Jakoś leci, cieszymy się, że jedziemy do domu. W końcu zobaczymy rodzine — Dodał Romeo.
— A wiec w drogę — Skomentował, skupiając pełną uwagę na drodze.
CZYTASZ
[Romeo i Julian]
Fanfiction[Miłość sztuką jest niełatwą, zwłaszcza przy wrogości swoich rodzin] szkoda ze nie ma kategorii gay