Nim Romeo się zorientował, był już grudzień. Był zdecydowanie szczęśliwszy, odkąd wyjaśnił wszystko z Julianem. Ich związek nadal trwał, bez żadnych przeszkód, a jedynymi osobami które o tym widziały to Benvolio, Merkucjo, Lilia i Rachel. Narazie wolał tak to zostawić. Nie chciał myśleć o tym, jak zareagowaliby jego rodzice, gdyby dowiedzieli się od osób trzecich.
Dni szkolne były niezwykle przyjemne. Co jakiś czas tylko Romeo przekazywał Lauren informacje dotyczące Parysa, który z resztą przestał podrywać Juliana. Z rodzicami miał kontakt telefoniczny, a raz przy okazji bycia w Mantui odwiedzili chłopaków.
Narazie Montecchi korzystając z ostatnich dni w Mantui w tym roku, chodził po galerii z Benvoliem szukając prezentów dla rodziny i Julka. Mieli już praktycznie wszystko zaplanowane, jednak prezent dla jednej osoby mógł być wyzwaniem.
— Czerwony czy czarny?— Zapytał blondyn, podnosząc do góry dwa kubki. Oba były w świąteczne wzory.
— Czerwony, zdecydowanie — Odparł Ben, wyrywając z dłoni kuzyna czarny i odkładając go na miejsce.
— Jesteś pewien? Muszę się postarać, to pierwszy prezent dla Julka. A co jak mu się nie spodoba? — Romeo popatrzył na renifera na kubku, wkładając go do koszyka.
— Dramatyzujesz — Skomentował krótko szatyn — Spodoba mu się. Kupiłeś tonę rzeczy.
— Wiem. Ty też — Odpowiedział. Benvolio tylko przewrócił oczami — Teraz do kasy i do następnego sklepu.
Święta to ten okres, kiedy wszystko ma swój klimat. Nawet dramatyzowania Romea i zażenowanie Benvolia.
——————
Kuzyni do domu wrócili dopiero wieczorem, z kilkoma torbami zakupów. Żeby wszystko mieli gotowe, czekała ich noc pakowania prezentów, na co Benvolio nie był bardzo chętny. Ale jak trzeba to trzeba. Rozpakowali wszystkie zakupy, po czym poukładali je co dla kogo. Wszystkich rzeczy było mnóstwo, dlatego sam Romeo zaczął się zastanawiać jak zabiorą to do Mantui.— Biorę czerwony w śnieżynki — Zawołał blondyn, biorąc do ręki jeden z papierów do prezentów. Oboje usiedli na środku pokoju, zaczynajac po kolei pakować prezenty.
— Jak zamierzać spakować prezent dla Julka? — Zapytał Ben, patrząc na ilość różnych rzeczy przed Montecchim.
— Jest coś takiego jak pudełka — Oznajmił, wskazując na mały karton.
— To dobrze, bo z twoimi umiejętnościami byś tego dobrze nie zapakował — Odparł, przykładając pudełko do papieru i odcinając odpowiednią długość.
— Dla kogo to prezent? Nie pamietam, żebyś go dziś kupił — Zapytał Romeo.
— O, to. To dla Lilii — Odpowiedział mu szatyn, obklejając pudełko papierem w renifery — Kupiłem go w środę.
— Powiesz mi w końcu, dlaczego nagle tak się lubicie? — Romeo przerwał pakowanie, patrząc na kuzyna. Ten jedynie uniósł jedną brew, jakby nie rozumiejąc pytania — Dziwnie się zachowujesz. Gadasz z Lilią, piszesz z Lilią całymi dniami, a jak byliśmy w Mantui to dziwnie się do siebie uśmiechaliście. Co jest Benvolio?
— Um. Powiem ci w święta — Odparł krótko, odkładając pudełko na bok i biorąc kolejne.
— No weź. Mi nie powiesz? — Popatrzył na niego, uśmiechając się.
— Tak, właśnie — Odpowiedział, śmiejąc się pod nosem.
— Okej, jak wolisz — Dodał Romeo, podnosząc ręce do góry w geście poddania się.
Wrócili do pakowania prezentów, a ciszę co jakiś czas przerywała rozmowa. Mimo tego, że uwielbiali sobie dogryzać, świetnie się dogadywali i dobrze mieszkało im się razem. Kiedy skończyli było już po północy, ale mieli wolne. Zjedli kolacje około 01:00, a później po prostu poszli spać.
Następnego dnia Benvolio wstał około 8:40, a Romeo spał do samego południa. Obudził go jednak dźwięk telefonu. Podniósł się powoli z łóżka, sięgając do telefonu. Na wyświetlaczu widniało imię Julka, na co Romeo uśmiechnął się pod nosem. Przeciągnął zieloną słuchawkę, po czym przyłożył telefon do ucha.
— Hej Romeo — Zaczął Julek.
— Cześć — Odparł zaspany blondyn.
— Obudziłem cię? — Zapytał, na co Romeo pokiwał głową. On tego debilu nie zobaczy.
— Tak, spałem. Ale dobrze że mnie obudziłeś, już dwunasta — Zaśmiał się.
— Okej, to... Muszę ci coś pokazać, za chwile zadzwonię na kamerkę okej? — Oznajmił, na co Romeo podniósł się do siadu. I zgodnie z swoimi słowami, po chwili Julian zadzwonił na wideo rozmowie — Dobra jak policzę do trzech otwierasz oczy — Powiedział Julek, a Romeo odrazu zakrył oczy rękoma.
— Licz już, bo ja nie wiem o co chodzi — Mruknął blondyn.
— Dobraaa, raz... dwa... dwa i pół... — Zaśmiał się — Trzy! Otwieraj! — A kiedy Romeo to zrobił, na ekranie laptopa nie było uśmiechniętego blondyna, tylko roześmiany szatyn.
— O boże — Wydusił z siebie. Nie było to nic negatywnego, bo Julek wyglądał przecudownie w brązowych włosach. Jednak będzie musiał się do tego przyzwyczaić, że tylko do niego będą mówić "blondyna".
— Nie podoba ci się? — Zapytał, ze smutkiem w głosie.
— Powaliło cię? Jest cudownie! — Krzyknął — Czekaj, może Benvolio się wypowie. Debilu! — Zawołał w stronę kuchni. Po chwili przez drzwi wszedł Benvolio z łyżką w ręku.
— Czego? — Zapytał.
— Chodź tu — Wskazał ręką na laptop, a kuzyn podszedł do niego powolnym krokiem — Wypowiedz się na temat włosów Julka.
— Zajebiście wyglądasz Capuletti — Skomentował krótko.
— Dzięki, już myślałem, że będzie źle — Odparł, z widoczną ulgą.
— Przecież ładnemu we wszystkim ładnie, więc nawet jakbyś se walną różowy byłoby cudownie — Dodał Romeo, na co Julek wybuchnął śmiechem.
— Przyjeżdżacie na święta, prawda? — Zapytał Capuletti.
— Jasne — Odpowiedział Romeo — I musimy się spotkać, co powiesz na 23 grudnia, o 14:00 w kawiarni tej na głównej ulicy?
— Oczywiście — Zgodził się już nie blondyn, przez co na twarzy Romea zagościł promienny uśmiech.
I tak godzina im minęła na rozmowy i śmiechy, a Romeo zaczął się przyzwyczajać do nowego koloru włosów swojego chłopaka. Coraz bardziej nie mógł się doczekać świąt i tego, kiedy go zobaczy. Jednak w same święta będzie musiał siedzieć z całą rodziną, gdzie pewne jak co roku poruszą temat Capulettich. Będzie to dla Romea conajmniej niezręczne, ale wiedział na co się pisze ukrywając związek z synem wrogów. A dzień przed ma się spotkać x samym Capulettim. Cóż, jego życie teraz było skomplikowane, ale czego się nie robi dla miłości. Na dodatek, kiedy dopiero się ją poznaje. Romeo nie myślał o tym, co może się wydarzyć. Chciał żyć narazie pełnią życia i nie obchodziło go, czy jego rodzice dowiedzą się o jego chłopaku. To czy był to Capuletti było jego wyborem i nikt inny tego nie zmieni.
Kolejne, jednocześnie ostatnie w tym roku dni w Mantui Romeo był podekscytowany samym wyjazdem, ale spędził je w miłej atmosferze. Ogarnął z Benvoliem wszystkie potrzebne sprawy, zawiadomił o wyjeździe i spakował rzeczy na cały wyjazd.
CZYTASZ
[Romeo i Julian]
Fanfiction[Miłość sztuką jest niełatwą, zwłaszcza przy wrogości swoich rodzin] szkoda ze nie ma kategorii gay