~dwa dni wcześniej~Julek siedział przy biurku, pisząc list. Nie taki zwykły, można powiedzieć, że miłosny. Kolejna łza słynęła po jego policzku prosto na kartkę, rozmazując atrament z długopisu. Było już po 22:00, a on zaczynał pisać od nowa. I od nowa. Każdy list albo był gorszy od poprzedniego, albo Julian się pomylił w tekście bądź jego łzy rozmazywały słowa. Chciał, by ten list był idealny, bez błędów.
Kiedy Marta wyszła z jego pokoju, chłopak po prostu położył się na łóżku. Leżał tak dobre 3 godziny, wpatrując się w sufit. Nie miał ochoty na nic. Nie będzie widywał Romea, a on sam się do niego nie odzywa, więc o kontakcie telefonicznym może zapomnieć. Było już tak dobrze i musiało się spierdolić. Cudownie.
Mimo tego wszystkiego Julian postanowił posłuchać Marty. Nie chciał do niego pisać ani dzwonić, to za ważne, ale za to, gdyby poszedł do Romea osobiście, prędzej by go odstrzelili na miejscu. Dlatego zdecydował się na najromantyczniejsze rozwiązanie tego problemu — list. Dlatego też pisał go do późnego wieczoru. Rano, około godziny 9:40 poprosił Oliviera (który zwykle załatwiał sprawy w mieście w imieniu rodziny Capuletti) by dostarczył list do domu Montecchich. Mężczyzna chociaż lekko zdziwiony prośbą Julka, obiecał nie mówić o tym jego rodzicą.
W liście zapisał to, co leżało mu na sercu. Może i było to błędem, bo przecież nie znali się długo, a pisanie chłopakowi "Kocham Cię" mogło jeszcze bardziej skomplikować sprawę. Trochę tego nie przemyślał. Mówi się trudno, Romeo dostał list, tego nie odwrócimy.
——————
— Hej, Julek! Julianie! — Lilia zaczęła pstrykać przed oczami blondyna, ponieważ ten przestał kontaktować. Zaskoczony Julian podniósł wzrok na Levy, trzęsąc głową. — Słuchasz mnie w ogóle? — Zapytała szatynka. Siedzieli właśnie w kawiarni przy głównej ulicy Werony. AngelCafé było najczęściej odwiedzaną kawiarnią w mieście, w tym ulubioną Julka i Lilii.
— Tak, Tessa była z Harrym, ale widziałaś Harry'ego z Mirandom na imprezie. Tessa się wkurzyła i zerwała z Hazza. Wszystko czaje. — Odpowiedział szybko, jak na odpowiedzi ustnej z matematyki.
— O czym ty tak myślisz, Juluś? — Zapytała z miną doświadczonej swatki (którą zresztą była). Podniosła kubek z latte, upijając z niego łyk.
— Jest pewna sprawa... O której nie wiesz, w sumie nikt tego nie wie. — Odparł jej cicho.
— No to słucham. Jako twoja przyjaciółka, terapeutka, stylistka i fryzjerka muszę wiedzieć co się dzieje. — Powiedziała, prostując się i splatając palce swoich dłoni, kładąc je na stole.
— Jestem... Ugh... — Musiał z Lilią wyjść z tego miejsca, jak najszybciej. Przecież nie mógł ogłosić tej informacji, przy tych wszystkich ludziach!
Po prostu wstał, łapiąc Lilię za rękę. Ta szybko wzięła swoje rzeczy drugą ręką, i szybko poszła za Julkiem.
Nastolatkowie szli w milczeniu jakieś 5 minut, do parku. Ciszę przerwała Lilia.
— Ciebie na starość powaliło do reszty? Zostawiłam latte! — Julek tylko cicho się zaśmiał. Przekroczyli wejście do parku, i poszli w stronę biblioteki.
Capuletti usiadł zdyszany na ławce, a zaraz po nim Levy.
— No więc? Jakieś wyjaśnienia Julek poproszę. — Zielonooka odwróciła głowę w stronę przyjaciela, oczekując odpowiedzi. Julian czasami potrafił coś odwalić, ale żeby biec z kawiarni do parku? Chyba nie chciał jej wyznać, że jest w mafii i kogoś zabił. Chociaż byłoby to możliwe, nawet jeśli w małym stopniu.
CZYTASZ
[Romeo i Julian]
Fanfiction[Miłość sztuką jest niełatwą, zwłaszcza przy wrogości swoich rodzin] szkoda ze nie ma kategorii gay