024

29 5 4
                                    

I tak jak postanowił Romeo, zaraz po świętach ponownie spakował swoje rzeczy w walizki. Wracał do Mantui, do codziennej rzeczywistości. Chociaż Benvolio, jak i całej paczce się to nie podobało, po kilku próbach nie widzieli sensu zatrzymywać tu Romea, ani zmuszać go do rozmowy. Mieli nadzieje, że sam dojdzie do tego, co jest słuszne. Jednak dla niego słuszny był powrót do miasta, z którym nie wiązał tyle wspomnień, co z Veroną. Stali ponownie na podjeździe domu Montecchich, gotowi do powrotu do szkoły. Romeo wydawał się być w dobrym nastroju, nie to co Benvolio obok. Brakowało mu Verony, którą ponownie musiał zostawić. Walizki mieli zapakowane już do bagażnika. Zostało pożegnanie się z rodzicami jak i przyjaciółmi. Gdy blondyn uciskał matkę i pożegnał ojca, niska blondynka objęła jego klatkę piersiową.

Przytuliła go mocno, nie wiedząc kiedy następnym razem się spotkają. Stęskniła się za nim przez ten czas nieobecności, a teraz opuszczał ich znowu, tym razem na dłużej. Jasne, przecież mógł przyjeżdżać w weekendy, ale byłoby to dodatkową okazją na przypadkowe spotkanie Juliana, czego raczej chciał uniknąć. Mimo, że miała mu za złe tą decyzje, po kilku próbach się poddała. Widziała, jak oboje na to reagowali. Julian nieraz gotowy był wyjść, a nawet wyciągnąć siłą z domu blondyna by wszystko mu wyjaśnić. Gdy blondynka delikatnie postanowiła przekazać mu, o ponownym wyjeździe Montecchiego, niemal nie wybiegł z domu. Oboje to przeżywali, a Romeo postanowił po prostu wyjechać.

Delikatnie się od siebie odsunęli, a do Romea zaraz podszedł Merkucjo. Jego przyjaciel tak bardzo chciał ponownie zatrzymać przy sobie blondyna i nigdy więcej nie puszczać go do Mantui. Brakowało go tu. Verona bez kuzynostwa Montecchich nie była jak Verona. Każda ciekawsza sprawa szkolna dotyczyła ich. Tego mu brakowało. Ganiania się po korytarzach szkolnych, czy zwiewane z nudnych lekcji. Teraz musiał poradzić sobie z Lilią samemu. Przytulił mocno przyjaciela, który zaśmiał się z tak emocjonalnego pożegnania. Pogładził jego plecy, gdy ten nadal wtulony był w wyższego.

Gdy wszyscy już się pożegnali, nastał ten czas. Ponowny wyjazd. Mimo, że musieli wrócić, wyjeżdżali już przecież drugi raz, było ciężej. Przez atmosferę wiszącą w powietrzu i niewyjaśnione sprawy. Milczeli przez jakiś czas, po prostu na siebie spoglądając. Cieszyli się widokiem całej ich czwórki, gdzie brakowało jedynie niskiego farbowanego szatyna. Cisza ta trwała i trwała, aż w końcu postanowili się pożegnać ostatni raz.

— Uważajcie i dbajcie o siebie. — Odezwał się pierwszy Romeo, w stronę przyjaciół. — Dzwońcie, jeśli chcecie. Przyjeżdżać też możecie, Mantua jest naprawdę ładnym miastem, nie straszy tam. — Zaśmiał się, a cała trójka razem z nim. — Kocham was, niedługo się zobaczymy.

— Postaramy się przyjechać do was tak szybko, jak to możliwe. — Dodał Benvolio. — Kilometry? — Zapytał.

— Nie istnieją!! — Odkrzyknęli Merkucjo i Lilia, prześmiewczo. Doskonale pamiętali te żałosne teksty sprzed kilku lat, z których teraz śmiali się do bólu.

Montecchi wsiedli ponownie do samochodu, który ruszył w drogę powrotną do Mantui. Rozstawali się ponownie, nie wiedząc na jak długo.

Całą drogę do dużego miasta nie rozmawiali za dużo. Benvolio wdał się w rozmowę z kierowcą, a Romeo zatopił się w swoich myślach i muzyce. Jego wzrok skanował powierzchnie drogi, po której jechali. W dalszym ciągu nie wyzbył się mętliku z głowy. W głębi serca chciał zawrócić i zostać w Veronie już na zawsze. Nie chciał ponownie zostawiać tam Lilii i Merkucja, chciał porozmawiać z Juliem i go przytulić. Jednak teraz już nic nie mogło być takie same, gdy oddalali się coraz bardziej, zostawiając rodzinne
miasto daleko za sobą.

Muzyka dawała mu chwilowe ukojenie. Czuł się spokojny, słysząc śpiew ulubionych wykonawców. Pomijał każdą jedną piosenkę, która jakkolwiek kojarzyła mu się z Capulettim. Odcinał się od wszystkiego, co było z nim związane.

Musiał w końcu przestać o tym myśleć. Codziennie wstawał i zasypiał z myślą o tym. Czy dobrze robił? Dobijał się coraz bardziej, a mial przecież zapomnieć. Coś jednak nie chciało, nie dawało mu zapomnieć. Bo ciągnęło go do zielonookiego szatyna. W jednym momencie chciał pobiec do jego domu, a w drugim odjechać jak najdalej. Decyzja została podjęta. Wyjechać, zapomnieć.

———

— J-jak to już wyjechał? — Zapytał Julian. Jego oczy ponownie zaczęły piec od wzbierających się łez. — Kiedy?

Siedział z Lilią w parku. Poprosiła ona o spotkanie, by przekazać mu, że Romea już nie ma. Bolał ją widok kolejnych łez przyjaciela, jednak co ona mogła poradzić? Sama zdążyła się już przekonać, że serce nie sługa. Chłopak przeżywał pierwsze rozstanie, a jego zachowania były zrozumiałe. Przecież Romeo nie dał nawet mu nic wyjaśnić, tylko bez słowa wyjechał z powrotem do Mantui.

— Dziś o poranku. Razem z Benvoliem opuścili Verone. — Odparła blondynka.

Schował twarz w dłoniach, nie wiedząc co ze sobą zrobić. Lilia przytuliła go delikatnie, gładząc jego plecy.

— Będzie okej Julek, jeszcze będzie okazja. Jeszcze się spotkacie. — Zapewniła, chociaż sama do końca nie miała takiej pewności.

Chociaż chciała pocieszyć Julka, zapewnić, że wszystko się ułoży, to nie wiedziała jak, kiedy Romeo wyjechał do Mantui, zostawiając to wszystko za sobą. Musiała powiadomić przyjaciela o wyjeździe Montecchiego. Nie chciała by dowiedział się przypadkowo, chociaż było to nieuniknione. W prawdzie mogli zostać jeszcze kilka dni, zanim zacząłby się semestr, ale zdecydowali się nie czekać. Nikt z nich nie miał pewności, jak to się potoczy. Skoro Romeo postanowił wyjechać, szybko tu nie zawita. Chociaż cała trójka miała nadzieje, że Romeo zmieni swoje zdanie, wiedzieli też jak uparty był chłopak. W wielu sprawach, jak już postanowił, tak też miało być. Teraz dodatkowo, gdy został zraniony, uciekał od tego jak najdalej.

Sam Julek powoli tracił wszelkie nadzieje. Romeo się nie wróci, wiedział, że zostanie tam tak długo, póki nie wyleczy ran. Nie pisał do niego, nie zatrzymywał go. Musi mieć czas, tyle czasu, ile potrzebuje.

Po kolejnej godzinie, spędzonej na płaczu Julka i pocieszaniu Lilii, rozeszli się w swoje strony. Wracał do domu, już nie płakał, ale nadal odczuwał duży smutek. Zawalił nie odpychając od siebie odrazu Parysa. Chciał choćby ponownie spojrzeć na niego, zobaczyć jego uśmiech. Chciał, by był szczęśliwy. Wiedział, że wybaczenia nie dostanie odrazu, jednak teraz zastanawiał się, czy dostanie je w ogóle. Przecież oni nic ze sobą nie wyjaśnili...Stracił szanse na porozmawianie z Romeo.

Stracił Romeo. I to bolało najbardziej.

a/n
koniec pierwszego etapu książki, ale spokojnie nie będę tego dzielić na dwie części. wszystko będzie tu.

[Romeo i Julian]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz