Reszta wakacji minęła jak jeden dzień. Merkucjo doszedł do siebie, Romeo jeszcze pare razy odwiedził psychologa, a Benvolio cieszył się czasem spędzonym z przyjaciółmi. Co prawda, wszędzie gdzie chodzili, musieli mieć ochronę w okolicy. Rodzina Montecchich nie oszczędzała na bezpieczeństwu Romea i Benvolia (po ostatnich wydarzeniach, także dbali o bezpieczeństwo Merkucja), dlatego ochrona była dobierana przez Teda i matkę Bena — Marianne, a dokumenty sprawdzane dokładnie. Przy sprawie Tybalta wynikło, że rodzina Montecchi nie jest zagrożona jedynie z strony Capulettiego i jego "bandy", ale tez ze strony mafii, które obrały sobie za cel majątek tej rodziny, a może nawet ich głowy. Dorośli woleli nie ryzykować. Firma Teda przeszła ogólne sprawdzenie, pracownicy, albo nawet czy nie ma tam podsłuchu.Wrzesień przynosił ze sobą także wiele wyzwań, przez rozpoczęcie szkoły. Merkucjo nauczanie domowe było na rękę, nie miał w planie wf, miał skrócone godziny, a jedynie musiał co jakiś czas jeździć do szkoły na egzaminy. Benvolio i Romeo przygotowywali się natomiast do wyjazdu do Mantui. W wakacje odwiedzili szkołę, by dopasować pokój, który będą dzielić. Poznali kawałek szkoły, internatu i samej Mantui. Początkowo Benvolio sceptycznie podchodził do tego pomysłu, jednak po rozmowach z Romeo i Merkucjem, zaakceptował wyjazd. Przerwa od Werony wyjdzie im na dobre.
——————
Rodzina Capulettich była pochłonięta przygotowaniami do szkoły, pracą i domem, tylko jeden członek chodził wyraźnie przygnębiony.
— Ale jak to? Do Mantui? — Zapytał Julian Martę, gdy ta przyszła do niego z przykrymi nowinami.
— Ponoć dla bezpieczeństwa tej dwójki. Leartes ma nauczanie domowe, a ich wywiozą do Mantui. — Opiekunka uśmiechnęła się słabo w stronę blondyna. Kiedy tylko dowiedziała się o wyjeździe Montecchich, postanowiła powiadomić Juliana. — Romeo ci nie mówił? Planują to od miesiąca...
— Romeo nie odezwał się do mnie słowem, odkąd Tybalt... — Urwał. — Nie odezwał się do mnie odkąd Merkucjo trafił do szpitala. Kiedy razem z Tybaltem spotkaliśmy go pod szpitalem, nawet na mnie nie spojrzał.
— Ale przecież to nie twoja wina, co zrobił Tybalt.
— Tak, ale Romeo ceni Merkucja i Benvolia ponad wszystko, dlatego kiedy mój kuzyn pobił Merkucja, przestał się do mnie odzywać. Jestem dla niego nikim. — Julian wyraźnie posmutniał. Nie chciał stracić Romea. Teraz ani nigdy.
— Lepiej to z nim wyjaśnić Julek. Zobaczysz, wszystko się ułoży. Napisz, zadzwoń, cokolwiek. — Marta przytuliła lekko Capulettiego, po czym wyszła z jego pokoju.
Blondynowi ciężko było w to uwierzyć. Romeo wyjeżdżał do Mantui. Mimo tego, że nie była ona oddalona dużo od Werony, bo jedyne 25 kilometrów, bał się, że nie zobaczy już Romeo, nie licząc zdjęć z instagrama, co go bolało. Jeszcze bardziej bolał go fakt, że Romeo postanowił go o tym nie powiadomić. Przecież już było dobrze! Do jego wyjazdu zostały dwa dni. Dwa dni... Julian nie miał pojęcia to robić.
~dwa dni później~
— Roooomeoooo! — Zawołał śpiewnie Merkucjo, stojąc z Benvoliem pod domem blondyna. Jedno z okien domy otworzyło się, a przez nie wyjrzała głowa Romea.
— Schodzę! Dajcie mi pół minuty! — Odkrzyknął chłopak, zamykając okno. Przełożył przez głowę czarną bluzę, po czym poleciał pędem na dół. Wcisnął buty, po czym wyszedł przed dom, gdzie czekali jego przyjaciele.
Blondyn ledwo stanął przez Merkucjem, a ten objął go ramionami w mocnym uścisku.
— Będzie mi was brakować debile. — Stwierdził, puszczając Montecchiego. — Jak cholera.
CZYTASZ
[Romeo i Julian]
Fanfiction[Miłość sztuką jest niełatwą, zwłaszcza przy wrogości swoich rodzin] szkoda ze nie ma kategorii gay