021

50 8 0
                                    

Mimo tego, że Romeo ustawił najprzyjemniejszą muzykę na budzik, ten dźwięk z czasem stał się koszmarny. Wstał z łóżka po kilku(nastu) minutach, nadal ubolewając nad godziną 8:15. Jeszcze w piżamie zszedł na dół, gdzie było prawdziwe zamieszanie. Mama pokazywała gdzie mając być dane ozdoby, których nie zawieszono wczoraj, tata ogarniał kucharzy a cały dom był w zawirowaniu.

— Oh Romeo, jak dobrze że jesteś — Zawołała Karolina, podchodząc do syna — Muszę ci ogarnąć jakieś ubranie. Dziadkowie przyjeżdzają za pare godzin. Dokładniej o 15:30 powinni być.

— Mogę sam coś wybrać — Mruknął.

— Mhm, znając ciebie to wyskoczysz w dresach. Nie ma mowy — Zaprotestowała, dając znak jakiemuś człowiekowi, że wraca za chwile. Poszła korytarzem do schodów, a Romeo poszedł za nią — Jeśli nie masz pomysłu na śniadanie, idź do kucharzy. Ja ci z szafy coś wybiorę.

— Z szafy?! — Ożywił się Romeo, bo przecież tam były prezenty. Mądrze.

— No tak.

— Zaczekaj chwile — Powiedział, wbiegając do swojego pokoju. Odnalazł wzrokiem prezenty w garderobie, a później przełożył je za łóżko.

Wyszedł do trochę zdziwionej matki, informując że szafa jest do jej dyspozycji. Zszedł do kuchni jak mówiła mu matka, po czym zapytał kucharzy co może zjeść na śniadanie. W odpowiedzi jeden z nich dał mu jajecznicę z pomidorami obok. Pomysłowe. Zjadł to z tempem światła, po czym znowu udał się do swojego pokoju. Jego mama wyciągnęła z szafy jakieś czarne spodnie garniturowe, białą koszule i czarną bluzę bez kaptura.

— Też bym to wybrał — Skomentował, odkładając wszystko na krzesło.

— Jasne. Pamiętaj, że o 15:30 będą dziadkowie i tej też masz być ubrany. Jak ci się będzie nudzić, zejdź na dół to posiedzisz ze mną — Oznajmiła Karolina i opuściła pokój syna.

Blondyn usiadł na swoim łóżku, patrząc jeszcze raz na ubrania. Wziął do ręki telefon, gdzie były kolejne wiadomości. Od Lilii i Juliana. Westchnął, po czym sprawdził te Lilii. Pisała, że rozmawiała z Julianem i sytuacja jest porąbana, nadal jest na niego zła ale Romeo powinien kiedyś z nim o tym pogadać. Kiedyś. Narazie Romeo jednak wolał skupić się na rodzinie i przyjaciołach. Natomiast wiadomości od Juliana zostały zignorowane jak poprzednie. Montecchi nawet nie wiedział, co w nich było i szczerze, nie chciał wiedzieć. Na zegarku widziała godzina 9:30, co oznaczało że ma dużo czasu. Najpierw poszedł się umyć, przebrał się w kolejną piżamę bo na koszule jeszcze nie czas i z pewnością by ją ubrudził. Siedział oglądając jakiś film na telewizorze dobrą godzinę. Skończył ze łzami w oczach, ale film był naprawdę dobry. Kiedy wyłączył telewizje, była godzina 11:40, dlatego postanowił zejść na dół. Dom był już wysprzątany, a dekoracje ustawione. Jego matka siedziała w fotelu, czytając książkę.

— Mamo? — Zaczął cicho, zwracając na siebie uwagę mamy.

— Co cię sprowadza Romeo? — Zapytała, podnosząc wzrok na syna.

— Nuda — Stwierdził — Widzę, że już wszystko gotowe.

— Tak, jedzenie już prawie też. Mieliśmy urwanie głowy przez ostatnie dni — Uśmiechnęła się Karolina.

— Ja też, mamo — Mruknął blondyn.

— Hm? To znaczy? — Zapytała matka.

— Nic, nic. Ostanie dni w Mantui, wiesz sprzątanie i tak dalej — Odpowiedział przekonująco, dlatego Karolina nie męczyła go kolejnymi pytaniami.

Siedzieli w ciszy co jakiś czas krótko rozmawiając, aż do godziny 13:00. Wtedy Romeo poszedł się przebrać. Jak to Romeo, kiedy skończył się przygotowywać była godzina 15:16, dlatego wziął zza łóżka prezenty i zszedł z nimi na dół. Zanim wszedł do salonu, rozejrzał się dookoła aby upewnić się że nie ma nigdzie jego rodziców. Położył je ostrożnie koło innych pod choinką. Jego mama chodziła po domu, zresztą tak samo jak ojciec. Wszystko było już przygotowane, ale czekali jeszcze na rodzine. Reszta miała być około 16:00, jednak dziadkowie przez czas podróży mieli być wcześniej. I zgodnie z zapowiedziami, o 15:30 rozległ się dzwonek do drzwi. Punktualność miał najwyraźniej po dziadkach. Do drzwi z szybkością światła i ciemności podbiegła jego matka, otwierając drzwi najstarszym z rodu Montecchich. Romeo podszedł powoli za ojcem do drzwi, gdzie odrazu zobaczył babcie i dziadka. Uśmiechnięta kobieta niemal odrazu wzięła go do uścisku.

— Hej babciu. — Mruknął Romeo, odsuwając się od kobiety.

— Urosłeś — Stwierdziła, patrząc z góry na dół na wnuka — i wyładniałeś.

— Dzięki — Zaśmiał się krótko.

— Roomeoo! — Zawołał za nim dziadek, na co chłopak się obrócił. Mężczyzna najpierw podał mu rękę, później jednak uściskał krótko wnuka.

— Cześć dziadku. Jak wam minęła podróż? — Zapytał, patrząc na dziadków ściągających płaszcze.

— Bardzo dobrze, żadne opóźnienia nas nie spotkały — Odparła babcia.

— Chociaż pogoda tego nie ułatwiała, jak zawsze na czas. — Dodał dziadek chłopaka. Wszyscy skierowali się do salonu, aby móc normalnie porozmawiać.

Romeo odpływał myślami do wydarzeń z wczoraj, jednak głos rodziców zawsze przywracał go do rzeczywistości. Teraz znowu rozmyślał, czy powinien porozmawiać z Julkiem, czy zostawić to. Może dobrze wyszło, ich związek nie miał pewnej przyszłości przez same nazwiska. A nie mogli wiecznie tego ukrywać. Prędzej czy później rodzice zaczęliby wypytywać o partnera, czy tez sami go szukać dla syna. Ta sytuacja była bardziej skomplikowana dla Romea niż się wydawała. Miłość a rodzina to zawsze trudny wybór. Patrzył w okno, myśląc ze gdzieś za tymi drzewami, innymi domami i parkiem jest Julian. Że właśnie przygotowuje się do wigilii. Że o nim zapomina, będąc przy rodzinie. Spojrzał na zegar, który wskazywał 17:08.

— Pójdę do pokoju, za niedługo zejdę, okej? — Mruknął, na co dorośli kiwnęli głowami. Blondyn westchnął i wstał w fotela.

Obejrzał się na babcie, która uważnie skanowała go wzrokiem. Uśmiechnął się słabo, po czym wyszedł z salonu. Wspiął się po schodach, stając finalnie przed drzwiami swojego pokoju. Pociągnął za klamkę, wchodząc to swojego świetego miejsca. Rozejrzał się po pokoju, który od wyjazdu to Mantui był dla niego jak hotelowy pokój w jakimś innym kraju. Zamknął za sobą drewnianą płytę, podchodząc do łóżka. Usiadł na jego skraju, łokcie opierając na kolanach. Przetarł twarz rękoma, patrząc na swoje odbicie w lustrze. Wydawało mu się, że nie widział tam siebie. Nie była tam uśmiechniętego, cieszącego się życiem Romea, tylko ten wykończony, obcy, z pustym wzrokiem. Co go tak zmieniło? Pobicie Merkucja, wyjazd z miasta którego kochał, czy moza zdrada osoby, którą starał się kochać? Może wszystko naraz. Drzwi jego pokoju cicho zaskrzypiały, przez co blondyn podniósł na nie wzrok. W wejściu stała Elizabeth Montecchi z zmartwioną miną. Zacisnęła rękę na klamce, patrząc na Romea.

— Porozmawiamy? — Zapytała cicho.

— Jasne, wejdź babciu. — Odparł, przesuwając się na łóżku, robiąc miejsce dla kobiety. Pani Montecchi usiadła obok wnuka, nadal uważnie na niego patrząc.

— Kto złamał serce mojemu wnukowi? — Przechyliła głowę w bok, na co Romeo westchnął.

— Jakby tu zacząć...






Witam was w nowym roku, który już zepsułam. Trochę się spóźniłam, ale zawsze coś.
love u, P

[Romeo i Julian]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz