Rozdział 15

886 70 3
                                    

Wsłuchuję się w uważnie w odgłos kropel deszczu uderzających o szybę mojego okna, jakby to miało utrzymać mnie przy życiu. Jednak pomimo tego, że pogoda w Londynie nie jest zbyt zaskakująca, to deszcz nie będzie padał w nieskończoność. Wtedy pozostanie mi odnalezienie innego monotonnego szczegółu pozwalającego utrzymać się przy względnej normalności.

Dzień siódmy.

Słyszę pukanie do drzwi, ale nie odzywam się. Każdy kto chce się do mnie dostać o tej godzinie, wie doskonale, że nie śpię, tylko nie chcę go widzieć.

- Jak się czujesz? - słyszę znienawidzone już przeze mnie pytanie, na które również nie zamierzam odpowiadać.

Mój ojciec podchodzi do łóżka, ale nie za blisko jakby bał się zaburzyć moją przestrzeń osobistą. I dobrze, nie potrzebuję jego towarzystwa - jego, ani nikogo innego.

Odwracam się do niego plecami chcąc dać mu do zrozumienia, że to jest ten moment, kiedy powinien już sobie iść, ale on tego nie robi. Siada na brzegu mojego łóżka i ostrożnie głaszcze mnie po ramieniu.

- To przejdzie skarbie - mówi cicho, a ja tylko wzdycham.

Jego słowa nic nie zmienią, ale chyba jestem mu wdzięczna, że po prostu nie wyszedł. Przez kilka najbliższych minut siedzimy tak bez słowa, aż w końcu mój ojciec postanawia pozostawić mnie samą.

- Poproszę Paulę, żeby przygotowała dla ciebie śniadanie, musisz coś jeść - mówi przed wyjściem jak każdego dnia, ale wie, że równie dobrze mógłby pozostawić mnie tutaj na cały dzień samą o suchym chlebie i wodzie.

Kilka godzin później w moim pokoju pojawia się Perrie. Jest to już dla mnie codzienną rutyną. Usiądzie na łóżku, zacznie opowiadać o szkole i naszych znajomych, ale po chwili da sobie spokój i po prostu posiedzi ze mną w ciszy, bo wie, że tylko tego od niej oczekuję. Być może później odwiedzi mnie Luke lub któraś z dziewczyn, ale to nie należy do codziennego planu dnia. Wieczorem przyjdzie Niall, który w ostatnich dniach mimo mojej woli postanowił się do mnie zbliżyć. Podłączy swojego laptopa w moim pokoju i włączy jakiś głupkowaty film, który tylko on będzie oglądał.

Tak mi się wydaje, a jednak siódmy dzień okazuje się inny.

- Musisz wrócić do życia Spencer - mówi cicho, ale poważnie Perrie siadając koło mnie. - To nie może dłużej tak wyglądać. Być może nie mogę cię zrozumieć, bo nie chcesz mi wyjaśnić co się stało, ale już od tygodnia nie ruszyłaś się z pokoju i nie będę się dłużej na to zgadzać. Słyszysz mnie? - pyta, bo nie reaguję. - Pójdziemy dzisiaj na zakupy, do kina, gdziekolwiek, okej? Musisz wyjść z domu. Już nie mówię o szkole, bo na to dam ci jeszcze trochę czasu, chociaż on też się tam nie pojawia - celowo unika jego imienia. - Musisz wrócić do rzeczywistości.

- Staram się Perrie - nie wytrzymuję. - Nie masz pojęcia jak trudny jest dla mnie każdy oddech. Robię wszystko, żeby tylko nie zwariować.

- Więc ja ci w tym pomogę - uśmiecha się po chwili pocieszająco. - Kiedy wyjdziesz do ludzi, nie będziesz miała tyle czasu na myślenie.

***

- Jak ona się czuje? - pytam Luke'a kiedy ten jak codziennie przychodzi wieczorem, żeby ze mną posiedzieć.

W prawdzie od kilku dni kończy się tym, że włączamy jakąś grę na konsoli, ale tak jest znacznie łatwiej. Nie muszę myśleć tyle ile zazwyczaj to robię.

- Na pewno nie lepiej niż ty - odpowiada ponuro blondyn. - I to musi się skończyć - dodaje nagle.

Odkłada na bok grę, którą jeszcze przed chwilą był pochłonięty albo przynajmniej taki się wydawał. Może to ja byłem zbyt rozkojarzony, żeby zwrócić na to uwagę.

Tomorrow (5SOS/1D/ROOM94)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz