22.

95 10 1
                                    

Akemi po raz kolejny wzniosła oczy do nieba. Brunet nie zauważył tego, bowiem był pochłonięty opowiadaniem historii portu.

I nie byłoby w tym nic złego gdyby nie to, że robił to już czwartą godzinę.

Szli, jak nazwał to, "okrężną drogą", aby zobaczyła miasto. Tymczasem przeszli bardzo mały dystans, sama przeszłaby ten kawałek w pół godziny. No ale cóż, nie znała miasta, więc była skazana na Zhongliego.

Właściwie nie powinno się oceniać książki po okładce, ale... Czasem warto popatrzeć tylko na okładkę i nie otwierać książki, by bardziej się nie zawieść. Tak też było z nim. Wydawał się być nudny i dziadkowaty, ale jak się właśnie okazało, jest BARDZO nudny i BAAARDZO dziadkowaty. W dodatku pasjonat historii z której Akemi nienawidziła z całego serca.

No cóż. Życie.

Jedyne co rekompensowało dziewczynie całą tą nudę to to, że jego głęboki głos był bardzo przyjemny dla ucha i nie należał on może do najgorszej urody...

No dobra. Był przystojny, musiała przyznać.

To nie tak, że patrzyła na niego cały czas. Wcale nie tak.

Gdy w końcu po NIEZWYKLE męczącym spacerze dotarli do kwiaciarni Akemi niemal skakała ze szczęścia, a raczej skakałaby. Gdyby zostało jej choć trochę siły po przechadzce. Przysięgła sobie, że nigdy, przenigdy więcej nie spotka się z brunetem sam na sam.

Jeśli chodzi o kwiaciarnię - była naprawdę ładna. Ściana wyglądała jak zbudowana z kamieni, ozdobne belki były białe z wzorem czerwonych smoków, wszystko obrastały kwiaty i trochę bluszczu. w środku ściny były pomalowane na jasny odcień zieleni, gdzieniegdzie dało się zauważyć więcej charakterystycznych dla Liyue smoków.

- Bardzo misternie wykonane malunki... - pochylił się nad jednym z gadów, delikatnie przesuwając po powierzchni dłonią - wiesz, kto je malował?

- Nie mam pojęcia... Ale jak będę w Mondstadt mogę spytać Flory.

- Kim jest Flora? - brunet niby zainteresowany dalej patrzył na malunki.

- Moja.. przełożona. A z resztą co cię to tak interesuje, hm? - wzięła się pod boki i spojrzała lekko zirytowana na Zhongliego.

Znowu złapała się na odpowiadaniu w niemiły sposób.

"Może to przemęczenie..?"

- Rozumiem. Pytam, bo jesteś koleżanką Childe, tak?

- Childe..?

Westchnął. I to głęboko. O dziwo to również było przyjemne dla uszu rudowłosej.

- Ten lekkomyślny - Akemi przerwała mu natychmiast.

- Ten rudy?

Ponownie westchnął. Jeszcze głębiej.

- Tak...

- Nie znam go. Jestem tu w końcu pierwszy raz, jego widziałam również pierwszy raz w życiu - powiedziała zgodnie z prawdą szkarłatnooka.

- Oh. Wybacz. Potrzebujesz w czymś pomocy?

Akemi spojrzała na stojący na zewnątrz balon z pakunkami, a później na schody na pierwsze piętro. Naprawdę nie miała ochoty spędzać z Zhonglim ani minuty dłużej, jednak czuła, że sama tego wszystkiego nie wniesie. Przez chwilę zastanawiała się, a brunet zaczął stukać nogą o posadzkę.

- Musisz tak stukać? Działa mi to na nerwy - znowu za późno ugryzła się w język. Znów była niemiła.

Zhongli wyglądał na zdziwionego.

- Ja nie stukałam, kiedy robiłeś mi prawie pięciogodzinny wykład o historii Liyue Harbor. Trzydzieści sekund cię nie zbawi.

Zhongli nie odpowiedział z tylko stał w ciszy. W końcu Akemi postanowiła się odezwać.

- Jeśli byłbyś tak miły i pomógł mi z wniesieniem pakunków na górę byłabym wdzięczna.

Kiwnął jedynie głową i poszedł po największe torby.

Skończyła się rozpakowywać przez zachodem słońca, postanowiła zacząć zajmować się kwiaciarnią. Układała dzbanki, doniczki, wkładała kwiaty i układała dekoracje. Gdy słońce niemal zaszło, zdecydowała się wyjść na spacer.

Ulice miasta były naprawdę piękne, zachód słońca nadawał im jeszcze cieplejszych barw niż miały w rzeczywistości. Przechodziła akurat koło bramy głównej, zobaczyła.... No tak. Childe, czy jak on miał.

Sekundy później spostrzegła torbę na jego ramieniu. Postanowiła dopytać, zapominając o przestrodze Shicori, jak się okazało - jego siostry.

- Childe! Childeee! - machała do niego.

Chłopak natychmiast się odwrócił i uśmiechnął.

- Hej, ruda, coś się stało?

- W sumie to nie, ale z tego, co widzę gdzieś znikasz, hm?

- Owszem - odpowiedział dumny - między innymi dzięki tobie wybieram się do rodziny w Mondstad.

- Tak szybko?

- Jak ci na czymś zależy, to o to walczysz, prawda?

- No niby prawda... - spuściła wzrok, gdy przypomniała sobie sytuację sprzed lat, gdy Razor ją zostawił.

- No więc co w tym dziwnego? - spojrzał na nią, przekrzywiając głowę pod takim kontem, że promienie słoneczne pięknie podświetlały jego niebieskie jak tafla wody tęczówki

- Nic... - w tym momencie znów przypomniała jej się Shicori. Uderzyła dłonią w czoło, czego swoją drogą od razu żałowała, bo najprawdopodobniej nabawiła się czerwonego placka na twarzy, myśląc o tym, że złamała obietnicę... Ale to nie jej wina, że mimo, że chłopak ją denerwował, dalej chciała z nim spędzać czas - po prostu przypomniałam sobie coś ważnego.

- Co takiego? Zostawiłaś włączony gaz, czy nie wyłączyłaś żelazka?

- Nie o to chodzi, coś komuś obiecałam. Nie ważne.

- Skoro tak mówisz - uśmiechnął się ostatni raz i odwrócił w stronę bramy, machając wychodził z miasta. Chwilę później krzyknął jeszcze przez ramię - Opiekuj się Zhonglim, Ruda! - i rzucił jej pękatą sakwę mory.

Akemi: Krwawa Róża (Metanoia) | Genshin Impact Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz