24.

89 8 3
                                    

Zanim rozdział to jeszcze chciałam powiedzieć
Ja bardzo chętnie odpowiadam na komentarze
×××××××××××××××××××××××××××××××××××

- Stracony.

Trzask.

- Stracona.

Znowu trzask.

- Stracona.

Kolejny. Kolejny, kolejny i kolejny. Niebo było pochmurne, jednak czerwona poświata księżyca gdzieniegdzie była widoczna. Dźwięki łamanych kości rozlegały się do momentu, gdy zjawiła się Jean z kilkoma rycerzami. Stanęła naprzeciwko kobiety wydającej rozkazy wrogim wojskom.

- Czego chcesz? - Jean stanęła twarzą w twarz z krwistowłosą.

Nie odpowiada. Stoi wpatrzona w ciała ludzi "straconych"

- Mów, czego chcesz. Nie zabijaj ludzi.

- Poza wyniszczeniem grzeszników chcę jej - wskazała palcem na Brunetkę za Jean. Dziewczyna popatrzyła wrogo na kobietę, a blondynka wyczuła, że muszą mieć jakiś prywatny konflikt.

- Nie ma mowy.

- Nawet nie wiesz do czego jej potrzebuję.

- I chyba wolę nie wiedzieć. Patrząc na tą zbiorową egzekucję wnioskuję, że nic dobrego.

Druga w odpowiedzi jedynie zaśmiała się podle.

Brunetka w tym czasie jedynie stała i obserwowała wojska. Wydawało jej się, że widzi jakąś zjawę, ledwo widzialną. Skupiła wzrok na niej. Płakała na kolanach, możliwe, że coś mówiła, jednak nie było jej słychać.

Poczuła uścisk na jej ramieniu, szarpnięcie. Szybko wróciła do rzeczywistości. Spojrzała na przeciwnika, od razu oceniła jego siłę. Nic specjalnego, przeciętny żołnierz. Poddała się jemu, jedynie na chwilę, aby wykorzystać siłę szarpnięcia, dodając do tego swojej. Odepchnęła go na dobre trzy metry. Jean zatrzymała kolejnych dwóch żołnierzy, biegnących w jej stronę, więc ta zaczęła biec między budynki. Wiedziała że nie są dla niej trudnymi przeciwnikami, jednak musiałaby użyć swojej wizji. Nie tylko wizji. A to byłoby bardzo ryzykowne.

Słyszała kroki z każdej strony. Mimo to biegła dalej.

- Nie masz szans! Poddaj się! - Krzyknął któryś z żołnierzy.

"Głupcy, myślą, że mnie mają."

Stanęła, czekając, aż zbliżą się jeszcze. Gdy byli blisko podbiegła do najbliższego domu, skoczyła do liny od girlandy, odbijając się od ściany. Wdrapała się na dach, po czym, rozpędzając się uprzednio pod odpowiednim kątem, skoczyła, zrywając linkę. Przeleciała nad żołnierzami, przy okazji skracając jednego o głowę.

"Jak mówiłam. Głupcy."

Wylądowała z gracją na dachu, z którego skoczyła na mur miasta, po czym na trawę za nim.

Wojsko skierowało się w stronę bocznej bramy, tylko kwestia czasu, aż ją dopadną. 
______________________________

- Tym razem ją oszczędzę, znajcie moją łaskawość.

- Nie ma tu nic z łaskawości. Zabiłaś niewinnych ludzi, aby "rozwiązać" prywatny konflikt.

- Nie do końca. Chcę oczyścić ten świat, przy okazji chciałam wziąć ją. Jest ona mi coś... Winna. Złamała tak drogocenną dla mnie przysięgę, więc musi ponieść karę - powiedziała spokojnym, beznamiętnym głosem.

- Opuść Mondstadt. 

- Jak na razie dam wam jeszcze chwilę oddechu. Odejdę stąd na jakiś czas, jednakże wrócę tu, to mogę ci obiecać, Jean Gunnhildr.

Na pstryknięcie palców kobiety żołnierze zebrali się w szeregach. Jeden z nich zadął w bordowy róg z misternie wyrzeźbionym wizerunkiem feniksa, sygnał dla pościgu. Czerwonowłosa ostatni raz odwróciła się do Acting Grand Master. Jej włosy zaczęły świecić, tak jak oczy.

"Popamiętasz mnie. Wszyscy popamiętacie. Szczególnie ona."

Jean usłyszała w swojej głowie, jednak jej przeciwniczka nawet nie ruszyła ustami. Odwróciła się i zaczęła pomału odchodzić, za nią jej armia. 

Blondynka odprowadziła ich wzrokiem. Chwilę później przywołała do siebie Eulę, której kazała znaleźć Shicori. Kobieta od razu pobiegła, nie patrząc na przechodzących ciekawskich, lub zapłakanych ludzi. Wiedziała, że dziewczyna nie będzie chciała używać swoich mocy, więc nie miała pewności, czy jest cała i zdrowa. Biegła po trawie wzdłuż muru, patrząc w dół, bojąc się, że mogła skończyć w wodzie. 

Ani śladu po brunetce, jednak w oczy rzuciła się czerwona czupryna Diluca, który właśnie otrzepywał dłonie. W dole zobaczyła krew rozprzestrzeniającą się pomału w pomarszczonej od wiatru w wodzie. 

Mężczyzna, usłyszawszy kroki, popatrzył na kapitan, jak zazwyczaj, bez emocji. Poprawił koszulę, uniósł lekko brwi, widząc przerażoną minę błękitnowłosej. 

- Coś nie tak? - zapytał bez krzty emocji. Szczerze nie był zainteresowany tym, co robią rycerze, jednak patrząc na to, co się właśnie wydarzyło w mieście wolał zapytać. Poza tym, tak jak większości rycerzy po prostu nie trawił, tak kapitan nie była dla niego w żaden sposób denerwująca, nie przeszkadzała mu jej egzystencja.

- Diluc..? Co ty tu... - Eula rozglądała się w poszukiwaniu dobrze znanej twarzy Shicori. Nie chciała wyciągać pochopnych wniosków, jednak ta sytuacja była niezwykle podejrzana.

- Nic szczególnego - odparł wymijająco.

- Widziałeś może Shicori? - Diluc nie był w stanie odczytać wyrazu twarzy kobiety, jednak bez jakiegokolwiek zastanowienia odpowiedział jej.

- Można tak powiedzieć.

Akemi: Krwawa Róża (Metanoia) | Genshin Impact Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz