— To może lepiej zaczynaj, a nie zachowujesz się jak w melodramacie — upomniał demona Seren już na sam początek.
— A ty się zachowujesz jak zarozumiały dzieciak, co sprawia, że mam ochotę cię zabić jak cię już wykorzystam — warknął zdenerwowany Mephistopheles. — Daj mi trochę czasu na pozbieranie myśli. Nie jestem jak ty, że mówię co mi ślina na język przyniesie — dodał znacznie łagodniejszym tonem.
Próbował zdecydować, od czego powinien właściwie zacząć. Wszystko pokrzyżował mu szok wywołany starymi wspomnieniami oraz czystym obrzydzeniem. Wiedział, że ten magik od siedmiu boleści jest idiotą, ale teraz już przeszedł najśmielsze oczekiwania. Nie dosyć, że postanowili z nią pracować, to jeszcze go oznaczyła.
— To może zacznijmy od tego, co stało się dzisiaj, hm? — zaproponował, przysuwając się bliżej biurka i opierając ręce na blacie, a na nich swoją głowę. Przez to był niemal aż za blisko demona, co wprowadzało go w delikatne zakłopotanie, które wolał nazywać irytacją. — Co miał znaczyć ten nagły zastrzyk energii oraz nagłe obrzydzenie? Bo już kompletnie tego wszystkiego nie rozumiem — westchnął delikatnie, a w międzyczasie Mephistopheles zdążył się przyjrzeć każdemu szczegółowi jego twarzy aż za dobrze.
— Dobry pomysł, pierwszy raz od dawna — odsunął się, nie chcąc mimo wszystko być zbyt blisko Bestii. — Jeśli chodzi o moją dzisiejszą dodatkową pomoc. Sprawa ma się tak, że mam już wystarczająco siły, aby samodzielnie również dopomóc magią w regeneracji. Dodatkowo uwolnienie Cię spod pieczęci dużo zdziałało — wyjaśnił, bawiąc się wiecznym piórem, które wziął z biurka. Przy okazji zignorował drugą sprawę poruszoną przez Serena.
— Czyli niedługo możesz już sobie iść ode mnie jak najdalej, cudownie — trochę okłamał sam siebie, ponieważ niekoniecznie chciał, żeby demon go zostawił. — A teraz ta druga sprawa, co to miało być? — poruszył to ponownie, chcąc się w końcu dowiedzieć. Nurtowało go to tak naprawdę odkąd pokazał trochę więcej niż gniew.
— Jestem już niemal gotowy do przybrania właściwej formy, ale muszę się jeszcze ukrywać, więc się nie martw. W najbliższym czasie nie grozi ci samotność — uśmiechnął się milutko, ale widząc wzrok Serena westchnął tylko i mina mu zrzedła. — Nie patrz się tak na mnie, bo od tego zaczyna mi się robić niedobrze. Powiem ci — zagrymasił i nastała chwila czystej ciszy, co nie zmieniało nastawienia Bestii.
— No, czekam — również oparł się o fotel i skrzyżował ręce na piersi. Machnął też ręką na znak, aby kontynuował, gdy ten nie zrobił tego od razu po jego słowach.
— Wyczułem na tym magiku...
— Na Xavienie — poprawił go ze zmarszczonymi brwiami.
— Na Xavienie — spapugował go. — Pewien zapach, oznaczenie, szczerze powiedziawszy nie wiem jak to nazwać. W każdym razie, czuć od niego kogoś, z kim powiedzmy ładnie, nie mam najlepszych stosunków na ten moment — chciał zakończyć jak najszybciej ten temat, ale czuł że na tym się nie skończy.
— Mów dalej, pamiętaj że jestem w to wplątany, nie żałuj szczegółów — uśmiechnął się przemiło, a w oczach kryła się mimo wszystko złość.
— Jak ja cię nienawidzę...
— Ja ciebie też, ale dopóki mi nie powiesz, zawsze mogę ci pokrzyżować plany.
— Wiesz, chyba wolałem poprzedniego Serena, było łatwiej jakoś go wykorzystać i nie pomyślałby o takich rzeczach — minę miał zrezygnowaną.
— Ale sprawy się zmieniły, a teraz jest jak jest. Kontynuuj — polecił, pospieszając go ponownie dłonią.
— Tą osobą jest kobieta, mówią na nią również Wielka Kapłanka, osobiście mnie to żenuje, mam nadzieję że ja nie dorobiłem się żadnego takiego przydomku przez te parę wieków — przeciągał wszystko, wdając się w dygresje. Nie bardzo miał ochotę opowiadać o swoim życiu jakiemuś nastolatkowi, którego wciąż tak naprawdę nie znał. — Kiedyś z nią współpracowałem, byliśmy... bardzo blisko, że tak to ujmę. Jednak mnie zdradziła, pokonano mnie i uwięziono w tym świecie — skrócił wszystko do minimum.
CZYTASZ
Bestia i Król
FantasyDante i Fereol postanowili wysłać swojego syna do ludzkiej szkoły. Oczywiście nie okazało się to najlepszym pomysłem ze względu na jego buntowniczą naturę. Jednakże to, co miało nadejść po - jak myśleli - największym problemie jaki sprawił, zdecydo...