Pukam do pokoju Annabelle, w jednej ręce trzymając tacę z jedzeniem.
- Wejdź, przecież i tak nie odejdziesz, jak powiem coś innego. – Słyszę jak wzdycha i mogę sobie wyobrazić, jak przewraca oczyma w zdenerwowaniu.
- Jak ty mnie dobrze znasz. – Uśmiecham się do niej, mając nadzieję na odwzajemnienie gestu. Stawiam tackę na biurku i wyczekująco patrzę na Annabelle. – No dalej, zjedz coś.
- Nie mam ochoty, odpuść. – Dziewczyna bawi się swoimi palcami i nawet nie zamierza na mnie spojrzeć, od razu podchodzę do jej łóżka i zajmuję miejsce obok Anne.
- Musisz coś jeść. – Nie mogę się powstrzymać i przejeżdżam dłonią po jej włosach, czego skutkiem jest złość szatynki.
- Przestań! – Odpycha moją dłoń, lekko marszczy brwi próbując się opanować. – Jak długo będziesz tutaj siedział?
- Dopóki czegoś nie zjesz. – Jestem śmiertelnie poważny i dziewczyna bardzo dobrze o tym wiem, dlatego wstaje z łóżka, podchodzi do biurka i chwilę przyglądając się jedzeniu, które jej przyniosłem, bierze jabłko, po czym zajmuje poprzednie miejsce.
- Zadowolony? – Wgryza się w okrągły owoc i patrzy na mnie tak długo, by mnie złamać, ale nie daję za wygraną i też jej się przyglądam.
- W końcu musimy porozmawiać. – Wstaję z łóżka i bez żadnego słowa wychodzę z jej pokoju, chwilę bijąc się sam ze sobą, żeby tam nie wrócić.
Kiedy jestem już na dole, zakładam koszulę, którą zostawiłem na kanapie i wychodzę z domu dziewczyny, zamykając drzwi na klucz.
Chciałbym, żeby było dobrze, ale wiadomo, nic nie przychodzi od tak i nic nie jest tak łatwe, jak z początku nam się wydawało. Już sam nie wiem, co mam zrobić, żeby dziewczyna się do mnie uśmiechnęła, lub zaczęła więcej jeść. Jej kruche ciało mnie przeraża, ponieważ z dnia na dzień jest coraz bledsza i słabsza, a ja tylko siedzę i patrzę jak umiera w sobie. Siedzę tam, jestem tak blisko Annabelle, ale nie mogę na to nic poradzić; i właśnie to jest w tym wszystkim najgorsze, pieprzona bezradność, która wypełnia mnie od stóp aż po czubek głowy. Przecież nie wepchnę jej jedzenia siłą do ust, ani nie przykleję uśmiechu do twarzy… Czasami nie wiem jak z nią rozmawiać, wprawdzie, dziewczyna rzadko zamienia ze mną więcej niż kilka zdań, więc nie wiem, czy mogę nazywać to rozmową. Jednak, nadal się łudzę, że już niedługo coś się polepszy, a Anne odzyska cząstkę dawnej siebie. Gdybym miał możliwość zabrania wszystkich złych myśli z jej głowy, zrobiłbym to bezzwłocznie, natychmiast, już bym biegł do jej domu, by tego dokonać, ale nie mogę. Ból pożera mnie kawałek po kawałku, ale już dawno nauczyłem się z nim żyć, dlatego nie jest mi on straszny. Bardziej martwi mnie ból Annabelle, ten psychiczny, którego nie mogę zmniejszyć przykładając coś zimnego do stłuczonej ręki, lub nogi. Przydałby się jakiś mentalny plaster, który zakryje jej wszystkie rany pojawiające się w głowie, tak bardzo niewidoczne dla oczu.
- Wróciłem! – Krzyczę, wchodząc do domu, ale nie otrzymuję żadnej odpowiedzi, więc zatrzaskuję za sobą drzwi i nawet nie zdejmując butów, rozkładam się na kanapie i włączam telewizor.
Patrzę, ale nie widzę; słucham, ale nie słyszę.
Próbuję skupić się na jakimś programie, który jest właśnie nadawany, ale nie potrafię wyrzucić z głowy tych złych myśli, które krążą po niej od dłuższego czasu; tak jakby były turystami i z zapałem zwiedzały najciemniejsze zakamarki mojego umysłu. Chcę wyrzucić wszystkie zbędne rzeczy z głowy, jednak, ilekroć próbuję, nie udaje mi się to, a natłok panujący pod moją czaszką wywołuje ogromny ból głowy. Zmęczony podnoszę swoje ociężałe ciało z kanapy i kieruję się do kuchni, by poszukać jakichś tabletek przeciwbólowych; coś w końcu musi uwolnić mnie od tych katuszy. Kiedy szperam w szafkach w poszukiwaniu apteczki, słyszę jak ktoś wchodzi do domu i rzuca klucze na stolik znajdujący się tuż przy wieszaku. Nie zaprzątam sobie tym głowy, ponieważ nie bardzo mnie to w tym momencie interesuje. Po kilkuminutowym przeszukiwaniu apteczki wszerz i wzdłuż, znajduję upragniony lek, sięgam po szklankę, napełniam ją do połowy zimną wodą i kładąc pastylkę na język, popijam ją chłodną cieczą.
CZYTASZ
Who are you when no one is looking? // Luke Brooks
FanfictionWszyscy mamy dwie twarze. Inaczej zachowujemy się w towarzystwie. Inaczej, kiedy jesteśmy sami. A ty, kim jesteś, kiedy nikt nie patrzy?