Myśli zalewają moją głowę przez kolejne pięć minut, kiedy na horyzoncie pojawia się Brooks, który zmierza prosto w moją stronę, ale w ogóle na mnie nie patrzy. Jego wzrok jest skierowany na jakiś obiekt za oknem, odwracam się, by sprawdzić co zwróciło jego uwagę i gdy z powrotem przekręcam głowę, Luke stoi niepokojąco blisko mnie. Oddycha ciężko i jestem w stanie wyczuć, że jest na coś lub kogoś zły.
- Nie powiesz nikomu o poprzedniej sobocie, rozumiesz? – Chce mi grozić, ale nie bardzo mu to wychodzi. Zamiast tego, słyszę jakąś plątaninę słów, które z wielkim trudem układają się w całe zdania.
- A jeśli już komuś powiedziałam? – Chcę sprawdzić jego reakcję, choć wiem, że wiele w tym momencie ryzykuję.
- Nie powiedziałaś. – Unosi jedną brew i zostawia mnie samą. Jestem przytłoczona przed jego pewność siebie.
Ale tak jak myślałam, nic się nie zmieniło, a jego dobroć wobec mnie była chwilowa. Może to jakiś akt dobroci dla zwierząt, nie wiem.
No, Annabelle, nie ma na co czekać, musisz to jak najszybciej zmienić. On musi zobaczyć w tobie człowieka równego sobie, a nie tylko dziewczynę, którą może pomiatać, bo mu się dajesz.
Zeskakuję z parapetu, a moje nogi mocno przylegają do podłogi. Odrywam się od niej i biegnę za Luke’iem na tyle szybko na ile pozwala mój stan. Łapię go za łokieć i zatrzymuję chłopaka, choć sprawia mi to wiele trudności.
- Nie musisz udawać przede mną dupka, wiem, że to tylko gra.
- Tak, ale nie zamierzam tej gry kończyć. – Uśmiecha się głupkowato i puszcza mi oczko, co nie jest w jego aktualnym, a może udawanym stylu. Może po prostu śnię i zaraz obudzę się w łóżku, by zacząć szykować się do szkoły?
- Słuchaj, nie rób takich dziwnych min, bo zaraz się rozmyślę i już nie będę dla ciebie taki miły. – Drapie się po głowie. – W sumie to nawet trochę cię lubię, bo jako jedyna mi się postawiłaś i jak na razie będziesz miała jako taki spokój w tej szkole. – Widzi jak moje kąciki ust unoszą się ku górze i lekko się krzywi. – Za to teraz nie będę miał ani trochę spokoju od ciebie. Mogłabyś mnie z łaski swojej puścić?
Nie reaguję na jego pytanie, więc z wielką siłą wyrywa swój łokieć z mojej dłoni. Otrząsam się z ogromnego szoku i dalej patrzę na niego z niedowierzaniem.
Spoglądam w jego orzechowe oczy, które z każdą chwilą robią się ciemniejsze, więc wnioskuję, że zaczyna się denerwować. Odwraca się i opuszcza najwyższe piętro szkoły, gdzie zazwyczaj nikogo nie ma i na pewno będę je częściej odwiedzać.
Powoli schodzę na sam dół i rozentuzjazmowana szukam swoim przyjaciół. W budynku nie ma po nich śladu, więc skocznym krokiem, o ile w ogóle mogę to tak nazwać, wychodzę na dziedziniec szkoły i zauważam ich na jednej z ławek. Dosiadam się do nich z szerokim uśmiechem.
- Są postępy. – Odzywam się uradowana, a oni patrzą na mnie jak na zjawę, o której obecności nie zdawali sobie sprawy.
Wzruszam nieznacznie ramionami i wpatruję się w drzewo za plecami Daniela. Chłopak w ogóle na mnie nie patrzy, więc jest obrażony albo po prostu się wstydzi, chociaż nie wiem czego.
Rozbrzmiewa głośny dzwonek zwiastujący koniec przerwy, więc zbieramy się z ławki i wracamy całą paczką do szkoły. Potem każdy rozchodzi się w swoją stronę. Idę ramię w ramię z Elizabeth i Danielem. Nikt się nie odzywa i po raz pierwszy od pewnego czasu czuję się z tego powodu niezręcznie. Ze zdenerwowania zaczyna mnie boleć brzuch, co nie jest do mnie podobne, może to nadmiar zróżnicowanych emocji tak na mnie wpływa.
CZYTASZ
Who are you when no one is looking? // Luke Brooks
FanfictionWszyscy mamy dwie twarze. Inaczej zachowujemy się w towarzystwie. Inaczej, kiedy jesteśmy sami. A ty, kim jesteś, kiedy nikt nie patrzy?