Rozdział 4.

5.1K 325 24
                                    

Budzę się wcześnie rano, zaspana idę do łazienki wziąć jakiś pobudzający prysznic.

Schodzę na dół, jem śniadanie i pomimo tego, że wstałam wcześnie rano, muszę biec do szkoły, bo moja wizyta w łazience trochę się przedłużyła. Nie zwracam uwagi na pogodę ani na ludzi, których mijam. 

Muszę jak najszybciej zdążyć do szkoły, nie mogę spóźnić się pierwszego dnia. Jestem już coraz bliżej i z każdą sekundą przyspieszam, by jak najszybciej przemknąć przez drzwi wejściowe i dojść do klasy jeszcze przed dzwonkiem.

Zamaszystym ruchem otwieram drzwi, włosy opadają mi na twarz i zasłaniają cały widok, czuję, że na kogoś wpadam.

Osoba od razu odskakuje na bok, jak oparzona. Odgarniam nieznośne kosmyki z twarzy i spoglądam w jej kierunku. To chłopak, wysoki szatyn o lekko kręconych włosach. Skórzana kurtka, czarne spodnie i buty tego samego koloru. Ma kolczyka w wardze i patrzy na mnie z gniewem.

- Przepraszam, nie widziałam cię – nie odpowiada, mierzy mnie tylko od góry do dołu, czuję jak jego zimne spojrzenie prześlizguje się po moim ciele. Przez moment na jego twarzy widzę wstręt. Chłopak odchodzi, a ja zachodzę w głowię, co takiego zrobiłam, że obdarzył mnie takim spojrzeniem. Niechcący na niego weszłam, to wszystko. Zdziwiona i zaskoczona całym zajściem idę pod klasę. Dostrzegam Elizabeth i Daniela, nie wiem co robić, podejść czy udać, że ich nie widzę? Koniec końców przełamuję się i staję obok przyjaciół.

- Cześć wam – mówię i sztucznie się uśmiecham, bo tajemniczy chłopak nie daje mi spokoju.

- Cześć Annabelle – Elizabeth rzuca mi się na szyję, a Daniel podnosi rękę i się uśmiecha.

Dziewczyna nadal wisi na moich ramionach, ale wcale mi to nie przeszkadza.

- Halo, ziemia do Annabelle – zdaję sobie sprawę, że dziewczyna macha mi ręką przed nosem.

- Tak? – drapię się po skroni.

- Co się tak zamyśliłaś?

- To nic takiego – wymuszam uśmiech, żeby dziewczyna nie dociekała informacji.

Przez chwilę biję się z myślami, ale w końcu postanawiam na razie niczego im nie mówić. Całe to zajście zostawić dla siebie, wzrok tego chłopaka i jego sposób bycia.

Przecież to trochę dziwne, żeby od razu patrzeć z taką nienawiścią, nie popełniłam żadnej zbrodni.

Wchodzimy do klasy, siadam obok Beth i rozmawiamy przez całą lekcję.  Na szczęście nauczyciel jest tak pochłonięty opowiadaniem o sowich ulubionych faktach historycznych, że nie zwraca na nas uwagi. Koleżanka z ławki wypytuje mnie o miasta, w których mieszkałam i o ludzi, których tam poznałam.

- Kurcze, nie wiem jak to jest, ale ci współczuję i może nawet trochę zazdroszczę. Miałaś okazję zwiedzić tyle miejsc, ale wszystko ma swoją cenę, straciłaś wielu przyjaciół.

- Czasem tak bywa, co ja na to poradzę – odwracam wzrok, bo zalewa mnie fala smutku i nie chcę, żeby dziewczyna to zauważyła.

Lekcja kończy się dość szybko i wychodzimy z klasy. Siadam na ławce, a obok mnie Daniel i Elizabeth. Dziwnie się czuję siedząc w środku, nie przywykłam do tego. Zazwyczaj siadałam sama.

- Co dzisiaj robisz, Anne? – brunetka szturcha mnie w ramię i uśmiecha się, pokazując swoje ładne, białe, proste zęby.

- Pewnie poczytam jakąś książkę – odwzajemniam spojrzenie i patrzę na siedzącego z drugiej strony Daniela.

- Ty tylko w tych książkach. Zapraszam cię na kręgle, idziemy dzisiaj całą paczką.

- Nie, będę wam tylko przeszkadzać – znowu kieruję wzrok na dziewczynę, która wydaje się być rozbawiona moją odpowiedzią.

Who are you when no one is looking? // Luke BrooksOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz