Rozdział 8.

4.2K 299 23
                                    

Jest piątek, a co za tym idzie, mam odsiadkę w kozie. Przecież tylko chwilkę się spóźniłam, najwidoczniej poważnie traktują kwestię punktualności, no trudno, jakoś muszę to przeżyć.

Wchodzę zniechęcona do klasy i zajmuję jedną z ostatnich ławek, poza mną w pomieszczeniu są jeszcze trzy osoby, pilnujący nas nauczyciel i dwoje innych „buntowników”. Dziewczyna ubrana w luźne spodnie i koszulę w kratkę zawiązaną na supeł na wysokości bioder, śpi z głową na ławce, patrzę na nią i uśmiecham się pod nosem. Druga osoba ubrana jest cała na czarno, jego włosy są tak samo mrocznie czarne, jak cała garderoba. Ciężko odwrócić od niego wzrok, ale w końcu mi się to udaje i otwieram książkę, którą uprzednio wyjęłam z torby, nie spuszczając wzroku z groteskowego gota, który siedzi w pierwszej ławce, wpatrując się w nauczyciela, jakby chciał mu powiedzieć, że właśnie spalił mu dom. No, ale nieważne.

Mija co najmniej pół godziny, kiedy ktoś wchodzi do środka. Podnoszę głowę znad zadrukowanych kartek i patrzę, jak Luke odsuwa niedbale krzesło i siada w ławce koło okna.

Przerzucam kolejną stronę w książce i próbuję się skupić, ale w ogóle mi to nie wychodzi. Moje oczy co chwilę kierują się w stronę Luke’a i nie umiem na niego nie patrzeć. Na chwilę się zapominam i po prostu gapię się na chłopaka, na moje nieszczęście, a może szczęście, Brooks podnosi głowę i omal nie zabija mnie wzrokiem.

- Na co się tak patrzysz, chcesz oberwać? Zajmij się lepiej swoją durną książką.

Siedzę zszokowana i ani myślę o odwróceniu wzroku. Luke Brooks właśnie się odezwał, powracam do czytania książki, a raczej udawania, bo co chwilę spoglądam na niego ukradkiem, a w głowie analizuję każdy ton jego głosu.

Stanowczy, agresywny, ani śladu po bezradności czy strachu, jaki niedawno widziałam w jego oczach. Sama nie wiem co mam o tym wszystkim myśleć. Zaczynam się gubić, a to bardzo niedobrze, skoro mam zamiar rozgryźć tego chłopaka.

- Nie słyszałaś? Przestań się tak gapić – kładzie dłonie na ławce i w nią uderza.

Natychmiastowo wyrywam się z zamyślenia i wracam do czytania. Nauczyciel podnosi głowę, zaalarmowany uderzeniem, ale po chwili znowu robi swoje, najwidoczniej Luke jest tutaj częstym gościem i mężczyzna zna jego zachowania.

Serce wali mi jak szalone, bo jeszcze nie pojęłam, co tak naprawdę się stało. Ale niech sobie nie myśli, że mnie nastraszył, tak szybko sobie nie odpuszczę. Jeszcze znajdę okazję i przyprę go do muru.

Przez całą odsiadkę w kozie Luke nie spuszczał ze mnie wzroku, ja natomiast nie spojrzałam na niego już ani razu, bo nie chciałam go do niczego prowokować.

Właśnie wracam do domu i bez przerwy patrzę za siebie. Dziwnie się czuję z tym, że Luke tak na mnie nawrzeszczał. A jak zacznę się go bać, to szlag trafi moje plany. Ale moment, czy ja już się go trochę nie bałam? Skoro przez całą drogę do domu oglądałam się za siebie?

Zaciskam zęby i wchodzę do domu, zostawiam rzeczy w salonie, przeczesuję włosy grzebieniem i wychodzę do miasta, gdzie czekają na mnie znajomi.

Humoru dzisiaj nie mam najlepszego i nie za bardzo potrafię to ukryć, ale mam nadzieję, że nikt nie zauważy, bo nie mam też ochoty się z niczego tłumaczyć, ten dzień jest wystarczająco męczący.

W końcu znajduję całą paczkę, witam się z nimi i zajmuję miejsce koło Emmy. Patrzę na stół zastawiony kubkami z kawą lub jakimiś napojami, tonę w oceanie sprzecznych myśli.

- Annabelle, co się dzieje? – James patrzy na mnie przejęty. Podnoszę głowę i spoglądam na każdego po kolei.

Wszystkie oczy są zwrócone na mnie, muszę przyznać, że to trochę krępujące.

Who are you when no one is looking? // Luke BrooksOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz