Wchodzę do domu, cichego i pustego. Nie zatrzymuję się, idę od razu do swojego pokoju, bo jestem zmęczona. Kładę się spać, bo nie mam już na nic siły, nawet na myślenie i zamartwianie się. Chociaż z tego jestem niezmiernie zadowolona.
Przebiegam przez ulicę, bo czuję, że spóźnię się na pierwszą lekcję. Po drodze wpadam na jakąś kobietę, nie mam czasu jej przeprosić, ponieważ muszę przed lekcjami spotkać się jeszcze z Danielem i Elizabeth. Przed szkołą zauważam Jamesa.
- Cześć Annabelle – macha do mnie.
- Cześć – odmachuję zadowolona i wchodzę do szkoły.
Na korytarzu jest już mnóstwo uczniów, więc muszę się przeciskać, żeby dotrzeć pod swoją klasę. Po drodze o mało nie wpadam na chłopaka, który wczoraj potraktował mnie jak jakiegoś śmiecia. Patrzy na mnie z obrzydzeniem i wściekłością. Co znowu zrobiłam?
Próbuję o tym nie myśleć i podchodzę do Elizabeth.
- Cześć – kładę ręce na kolanach, kiedy dziewczyna się odwraca, bo muszę złapać trochę oddechu. Nie spodziewałam się, że ten bieg do szkoły tak mnie wykończy.
- Ktoś trochę zaspał – brunetka śmieje się i kładzie mi rękę na ramieniu, kiedy się podnoszę.
- Musiałam nie usłyszeć budzika – uśmiecham się lekko i wchodzimy do klasy.
Siadamy w ostatniej ławce i rozmawiamy o wczorajszych kręglach, z ławki obok zagaduje nas Daniel.
- Co robicie dzisiaj po szkole?
- Jeżeli nadal będą takie luzy, to nic – Elizabeth odpowiada i oboje patrzą teraz na mnie.
- Niestety nie mam czasu. Muszę posprzątać dom i wypakować resztę rzeczy, chociaż nie wiem czy jest sens. W każdej chwili możemy się wyprowadzić.
- Szkoda, ale jak zmienisz zdanie, daj nam znać – chłopak uśmiecha się i siada prosto, bo nauczyciel krzywo na niego patrzy.
Czyżbym miała przyjaciół?
Lekcja szybko się kończy, siadam na ławce i ziewam. Jestem niewyspana i głodna, ale największą ochotę mam na kawę. Jak na zawołanie na korytarzu pojawia się Ari z tacą pełną kubków z kawą.
- Pomyśleliśmy, że ci się przyda – James podaje mi kubek, który od razu rozgrzewa moje dłonie.
Upijam łyk ciepłego i pobudzającego napoju, po czym patrzę na ludzi chodzących po korytarzu. W pewnej chwili mój wzrok ześlizguje się z roześmianej blondynki na twarz szatyna, który patrzy na mnie z nienawiścią. Krztuszę się kawą, więc Beth klepie mnie po plecach. Z oczu lecą mi łzy i przez chwilę nie mogę złapać oddechu.
- Co się stało Ann? – przerażona Ari patrzy mi w oczy.
- Nie, nic. Tylko… - urywam w pół zdania.
- Co tylko? – wszyscy na mnie patrzą i oczekują szybkiej odpowiedzi, bo przerwa zaraz się skończy.
- Wczoraj wchodziłam do szkoły i wpadłam na jakiegoś chłopaka. Wiecie, czarne spodnie, skórzana kurtka, kolczyk w wardze. Oczywiście go przeprosiłam, ale on patrzył na mnie, jakbym zabiła jakiegoś członka jego rodziny. No i dzisiaj prawie znowu na niego wpadłam, a w jego oczach widziałam tylko nienawiść. A zakrztusiłam się kawą, bo patrzyłam sobie spokojnie na ludzi i nagle nasze spojrzenia się skrzyżowały. Gdyby wzrokiem można było zabijać, już dawno byłabym martwa. Kto to jest? – patrzę na nich, ale w tej samej chwili przerwa się kończy i widzę na ich twarzach ulgę.
CZYTASZ
Who are you when no one is looking? // Luke Brooks
FanfictionWszyscy mamy dwie twarze. Inaczej zachowujemy się w towarzystwie. Inaczej, kiedy jesteśmy sami. A ty, kim jesteś, kiedy nikt nie patrzy?