Rozdział 10.

4.1K 286 26
                                    

Chłopak ciężko wzdycha i wpatruje się w moje oczy, które są otwarte do granic możliwości.

- Nie żartujesz? – Czyżby się udało? W myślach skaczę z radości, dobrze, że nikt nie może tego zobaczyć.

- Jestem śmiertelnie poważny, ale jak jeszcze raz o to spytasz, zmienię zdanie – skrzyżował ręce na piersi i patrzył na mnie wyczekująco.

-W takim razie trzeba będzie od czegoś zacząć, spotkać się, porozmawiać jak ludzie.

- Dobra, spotkajmy się dzisiaj w parku o dwudziestej trzeciej.

- Tak, to będzie całkiem normalne – wzdycham, ale już nic więcej nie mówię.

- Po prostu nie chcę, żeby ktoś mnie z tobą zobaczył – wzrusza ramionami i od tak odchodzi.

Będę musiała nad nim ostro popracować. Wierzę, że mi się uda i muszę się tego trzymać do końca, jak źle by nie było, muszę sobie zaufać i się nie poddawać.

Wracam do domu w dobrym humorze, przeszkadzają mi jedynie bransoletki na nadgarstkach, uwierają jak nigdy wcześniej, a skóra niemiłosiernie mnie swędzi. Jednak wiem, że nie mogę niczego rozdrapać, bo tylko pogorszę sprawę, zaciskam pięści i wchodzę do domu.

Mam szczęście, że ojca jeszcze nie ma, wymknę się i nie będzie żadnych konsekwencji, zresztą tata nawet by nie zauważył, że mnie nie ma.

Zbliża się wyznaczona godzina, więc ubieram cieplejszy sweter i wychodzę z domu. Pomimo, że mieszkam w Australii, to nie mogę się przyzwyczaić do tego klimatu, raz jest mi zimno, a raz gorąco, więc zabezpieczam się na wszelki wypadek.

Mam nadzieję, że chłopak nie zrobi mnie w konia i się pojawi. Wchodzę do parku i kieruję się w stronę ławek, siadam na jednej z nich i po prostu czekam. Robi się chłodno i zaczynają mi marznąć palce. Luke spóźnia się już piętnaście minut, a ja zaczynam kichać, cudownie, jeszcze tego mi brakuje. Jeszcze chwila, a wrócę do domu, bo jest mi coraz to zimniej.

W końcu pan „punktualny” się zjawia.

- My-myślałam, że już nie przyjdziesz – szczękam zębami i patrzę na szatyna.

- Nieźle zmarzłaś, pomijając fakt, że to Australia i wcale nie jest zimno – siada obok i patrzy na swoje buty.

- Nie udawaj, że cię to w ogóle obchodzi – jestem trochę zła i bez trudu można to wyczuć.

- Trochę się spóźniłem, ale bez przesady.

- Trochę? – Patrzę na niego z wyrzutem, a rozmowa z chwili na chwilę robi się coraz dziwniejsza, jakby od początku taka nie była. – Zresztą nieważne, od czego chciałbyś zacząć?

- Nie mam pojęcia, nawet nie wiem dlaczego zgodziłem się na to spotkanie, to idiotyczne – nie spuszcza wzroku ze swoich czarnych trampek.

- Słuchaj, albo coś robimy, albo nie. Nie mam zamiaru siedzieć tutaj przez całą noc i patrzeć jak podziwiasz swoje brudne buty.  – Nie spuszczam z niego wzroku, ale chłopak nie reaguje.

Co się z nim do licha ciężkiego dzieje? Gdzie jego agresja, gdzie cokolwiek. Jakakolwiek najmniejsza chociażby zła emocja?

Postanawiam się już nie odzywać i patrzę w niego, bo chyba rzeczywiście to wszystko nie ma najmniejszego sensu, zaczynam wątpić w swoje plany.

Za każdym razem kiedy zawieje wiatr, przechodzą mnie dreszcze. Nie potrafię siedzieć w ciszy, kiedy Luke Brooks jest tuż obok mnie. Nie przywykłam do tego, zazwyczaj były to ostre słowa kierowane w moim kierunku, a teraz zupełnie nic, jakby stracił mowę.

Who are you when no one is looking? // Luke BrooksOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz