Rozdział 27.

4.4K 287 33
                                    

Umówiłem się z przyjaciółmi w jednej z kawiarenek w centrum miasta, więc mając jeszcze odrobinę czasu, próbuję namówić Annabelle, żeby poszła ze mną. Niestety, dziewczyna kategorycznie odmawia i wydaje mi się, że nie ma na świecie siły, która zmusi ją do wyjścia z domu dzisiejszego dnia.

- To ci pomoże, Anne.

- Nie jestem gotowa, żeby  z nimi rozmawiać. – Zakrywa się kołdrą i próbuje mnie ignorować, ale po kilku minutach robi jej się gorąco i wyjmuje głowę spod nakrycia, mierząc mnie nienawistnym wzrokiem.

- No idź, bo się spóźnisz. – Prycha i podchodzi do okna, by przyjrzeć się temu, co znajduje się za szkłem.

- Annabelle, – zmierzam w jej kierunku, ale szatynka niemal natychmiast wystawia dłoń w moją stronę, tym samym zatrzymując mnie w miejscu.

- Nie podchodzić bliżej i idź już do nich. W końcu od tygodnia są wakacje, nie możesz marnować tego czasu na mnie. – Dziewczyna nie odwraca się do mnie, więc podejrzewam, że zaciska mocno powieki, by łzy nie popłynęły jej po policzkach. Nie wiem, dlaczego nie chce wyjść i z jakiego powodu przed wszystkim się wzbrania, ale nie mogę jej do niczego zmusić.

- Jeśli by to w jakiś sposób pomogło, mógłbym zmarnować dla ciebie całe życie. – Jeszcze raz spoglądam na jej plecy i wychodząc z pokoju, pozostawiam lekko uchylone drzwi.

Pełen sprzecznych emocji wychodzę z domu i podążając w kierunku centrum, gdzie umówiłem się z przyjaciółmi, uświadamiam sobie, że nim się obejrzałem, zżyłem się  tymi ludźmi bardziej, niż bym się tego spodziewał. Wiele straciłem przez swoje wcześniejsze zachowanie i nie chcę, by cokolwiek zniknęło z mojego życia, w szczególności Annabelle, która z dnia na dzień oddala się od całego świata.

Będąc w pobliżu wyznaczonego miejsca, zauważam mojego brata i macham do niego, na co on wstaje z ławki i szybko do mnie podchodzi, potrącając po drodze jakąś dziewczynę, którą natychmiast przeprasza i po chwili staje tuż koło mnie.

- Cześć, gdzie reszta?

- W środku, chodź. – Chłopak obraca się w kierunku dziewczyny i nieznacznie się do niej uśmiecha.

- Widzę, że ci się spodobała. – Śmieję się pod nosem, przez co dostaję z otwartej dłoni w tył głowy i od razu milknę jak zaklęty.

Podchodzimy do naszych przyjaciół, którzy siedzą na kanapie w najdalszej części kawiarenki i zawzięcie o czymś rozmawiają. Dosiadamy się i zamawiam sobie największą kawę, jaką mają w lokalu, ponieważ jestem potwornie zmęczony i mam wrażenie, że bez tego cudownego napoju, nie wytrzymam tutaj dłużej niż pół godziny.

Kiedy pojawia się kobieta z moim wymarzonym napojem i stawia go na stolik, od razu ujmuję kubek w dłonie i biorę ogromnego łyka, czując jak ciepła ciecz spływa do mojego żołądka, pobudzając moje ciało i umysł.

- Anne nie chciała przyjść? – Elizabeth przygląda mi się z zaciekawieniem, jednocześnie próbując ukryć rozczarowanie.

- Próbowałem ją namówić, ale nie dałem rady. – Wzdycham i przyglądam się ciemnej cieczy znajdującej się w beżowej kubku.

- Ale czuje się lepiej, prawda?- James od razu przechwyca pytanie, które ciśnie się Elizabeth na usta.

- Myślę, że jest troszkę lepiej. Zaczyna ze mną więcej rozmawiać. – Uśmiecham się na siłę, gdyż z jednej strony to prawda, zaś z drugiej, wierutne kłamstwo. Nie mam zielonego pojęcia, co siedzi w   głowie dziewczyny, ale muszę się tego jak najszybciej dowiedzieć i wypędzić, gdzie pieprz rośnie i nie pozwolić, by kiedykolwiek wróciło.

Who are you when no one is looking? // Luke BrooksOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz