ROZDZIAŁ II: LICZNE SPOTKANIA

1.8K 87 20
                                    

Shire powoli budziło się do życia

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Shire powoli budziło się do życia. Hobbici zasiadali właśnie do śniadania, wychodzili na zewnątrz, by zapalić pierwszą fajkę i rozkoszować się ciepłym, kwietniowym porankiem. Amarth, przekraczając most na Baranduinie, zaczęła przyciągać uwagę tych niezwykłych istot. Dzieci podbiegały do niej, podekscytowane widokiem jej spiczastych uszu, czuły ciepłą aurę, którą elfka wokół siebie rozprzestrzeniała.

Amarth uwielbiała dzieci, choć sama nigdy nie chciała żadnego mieć. Była to dla niej zbyt wielka odpowiedzialność. Wychowanie istotki tak kruchej i niewinnej w świecie, któremu zagrażała odradzająca się ciemność. Odkąd Amarth rozstała się z Mithrandirem, zaczęła widzieć swoją przyszłość w ponurych barwach, choć starała się, jak tylko mogła, aby do niej nie zaglądać. Jeden wybór mógł przypieczętować lawinę niespodziewanych zdarzeń.

Musiała zerkać głębiej, szukać wskazówek, by zrozumieć to, co miało się dopiero zdarzyć. Nie miała jeszcze żadnej wizji. Cieszyła się z tego powodu. Pojawiały się one głównie w przypadku większego zagrożenia, które miało spotkać bliską jej osobę. Tak przewidziała atak Smauga na Erebor, gdy przez pięć miesięcy medytowała w Lorien.

Dzień minął jej na szukaniu Bag End, ale przy okazji zamierzała też odnaleźć Drinę, gdyż nie widziały się od przeszło dekady. W ostatnim liście, Drina wspominała, że wyszła za mąż i teraz mieszka razem ze swoim ukochanym. Jej rodzice mieszkali w Zachodniej Ćwiartce Shire. Amarth w pierwszej kolejności zapytała Hobbitów, jak dotrzeć do niejakiego pana Bagginsa, syna Belladony Tuk.

Gdy dotarła na miejsce wskazane przez sprzedawczynię na targu, trzymając w dłoniach mapkę, którą od niej dostała, zastała młodego Hobbita, który siedział rozmarzony na ławce przed swoim domkiem i kopcił fajkowe ziele w swojej długiej, eleganckiej fajce. Gandalf miał rację. To był wyjątkowo ciężki przypadek. Amarth stanęła na drodze i oparła się nonszalancko o płot, który strzegł dobrze zadbanego ogrodu. Odchrząknęła znacząco i dopiero wtedy Hobbit łaskawie na nią spojrzał, szczerze zaskoczony jej widokiem.

—  Znasz może Drinę Goldstein, mój drogi? — zapytała słodkim głosem, rozglądając się dookoła z udawaną dezorientacją. Czasami potrafiła być czarująca. Elrond zwykł mawiać, że ze swoim urokiem, Amarth przypominała niekiedy małe, roztrzepane dziecko. To sprawiało, że elfka niemal zawsze dostawała to, czego chciała.

Hobbit zerknął na nią oszołomiony. Chyba zdał sobie sprawę z tego, kim była, ponieważ jego usta lekko się rozwarły.

—  Drinę Goldstein? — wychrypiał, po czym zakrztusił się dymem. — Tę, która poślubiła Luciusa? — dopytał uważniej, na co Amarth przytaknęła mu energicznie głową. — Teraz nie nazywa się Goldstein, a Blackwell — poinformował ją. — Mieszka niedaleko. Dosłownie za pagórkiem...

—  Dziękuję ci, szlachetny panie, Miłego dnia! — przerwała mu natychmiast i ruszyła dziarskim krokiem w dalszą drogę, salutując Hobbitowi na pożegnanie. Nie minęła sekunda, a usłyszała, jak pan Baggins wybiega na drogę, krzycząc za nią:

AMARTH ♕ HOBBIT + LOTR ( LEGOLAS ) ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz