•1•

1.1K 93 49
                                    


    Kolejny nudny dzień, kolejny nudny patrol. Czy rzeczywiście tak było? Może zaczął już to powtarzać jak mantrę tylko dla zasady. W końcu, wcale nie było nudno, w zasadzie nigdy. Każdego dnia od wielu miesięcy w tym mieście działo się coś nietypowego i niezwykłego, czasem nawet do tego stopnia, że pojawiali się znikąd federalni, by zabrać interesujące ich przedmioty oraz osoby do swoich czarnych opancerzonych furgonetek i zniknąć z nimi na zawsze. Kilkoro obywateli przepadło już w ten sposób, a pozostali bali się zadawać pytania, by zaraz nie znaleźć się z nimi w strefie 51, opuszczonych lochach, szwajcarskim laboratorium czy w dziurze trzy metry pod ziemią w środku lasu – miejsce wywózki zależało od tego, kogo zapytano. Dla bezpieczeństwa mówiono, jeżeli w ogóle mówiono, o Majorce.

    Jak mogło być nudno i zwyczajnie, jeśli w ciągu godziny obrabowano trzy banki i sklep jubilerski, napadnięto na dwa konwoje wiozące zapas gotówki do banku rezerw, skradziono trzynaście aut, postrzelono czterech obywateli, dwóch potrącono, w tym jednego policyjną Corvette, a w dodatku podłożono bombę pod włoską restaurację?

    Kwestia tej bomby mogła być sporna, ponieważ zawiadomienie wysłano anonimowo, ale i tak policja zmuszona była do ewakuowania wszystkich pracowników i klientów oraz do przeszukania całego miejsca przy współpracy z saperami. Koniec końców, alarm okazał się być fałszywy, ale spędzili tam trzy godziny, nie mogąc usiedzieć na miejscu z nerwów. Czy to można było nazwać codziennym i nudnym patrolem?

    Kapitan Montanha zaśmiał się pod nosem, gdy znów przyłapał się na kłótni z własnymi myślami. Od kilku tygodni bił się z nimi, pełen sprzeczności związanych z jego relacją z Mią. Serce mówiło mu jedno, a rozum drugie, przez co nie wiedział już jak powinien się zachować. Jasne, była urocza i ładna, lubił długość i kolor jej włosów. Tak samo uwielbiał rozmawiać z nią na każdy możliwy temat, spędzając długie popołudnia w sklepach z ubraniami, dobierając pasujące do siebie elementy, krytykując jej styl i szukając promocji. Mogli godzinami jeździć po mieście, ignorując wezwania, by nie przerywać swoich plotek. Regularnie spotykali się poza pracą na kawie, wymieniali się poradami, zwierzali ze swoich problemów i wspierali się w każdej sytuacji. Nie znał jej długo, pojawiła się w Los Santos nieco ponad dwa miesiące temu, a już mógł nazwać ją swoją dobrą i serdeczną przyjaciółką, ale czy umiał zrobić następny krok i przenieść ich relację na wyższy poziom?

— 408 do 105, jesteś na radiu? — Zgłoszenie od Hanka przerwało jego rozmyślania i przywróciło go do rzeczywistości, w której miał też inne rzeczy na głowie.

— 105, jestem.

— Ścigane Lamborghini jedzie na twoje 20, rozłóż kolczatki, proszę.

— 10-4.

    Policjant uśmiechnął się złośliwie, spoglądając w lusterko i poprawiając ułożenie swoich włosów. Dopiero co ściągał pastorowi poszukiwanie, a ten znów był ścigany. Nie potrzebował dużo czasu, by wpaść w kłopoty, jak zwykle. Jak widać, pewne rzeczy nie miały prawa się zmienić.

    Gregory chciał już wysiadać z radiowozu i rozłożyć kolczatki, gdy poszukiwany pojazd po prostu przejechał przed jego maską, wprawiając go w osłupienie. Cholerne auto było szybkie. A może on się starzał i nie miał już tak dobrej reakcji jak przed laty? Przeklął cicho i wsiadł znów do Corvette, by włączyć sygnały świetlne i dźwiękowe, a potem dołączyć do pościgu. Nie zachował się wzorowo, przejmując Unit 1 bez zawiadamiania innych jednostek na radiu, wiedział, ale to była dla niego sprawa osobista i najchętniej poprowadziłby ten pościg sam. Zignorował karcący go komunikat Overa i wyciągnął z kieszeni telefon, by zadzwonić do Knucklesa. Nie czekał długo na odpowiedź, ale też nie spodziewał się po swoim rozmówcy aż takiej nachalności i krzyku.

Pierwszy Jeździec || MorwinOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz