•18•

546 47 48
                                    

Jeśli chcecie zmotywować pisarza, zostawcie gwiazdkę i komentarz. Dziękuję!

Miłego czytania!

---

[18+] ROZDZIAŁ ZAWIERA OPISY TORTUR I LICZNE PRZEKLEŃSTWA.

---

Doki cuchnęły nawet bardziej niż zazwyczaj. Gęste chmury spowijały niebo ciężką kurtyną, okrywając świat przed blaskiem słońca. Nieczęsto w tej okolicy zanosiło się na burzę, a jednak tego dnia pogoda jakby się zmówiła, by stworzyć rozpaczliwe i dramatyczne tło dla równie rozpaczliwej i dramatycznej historii, zupełnie tak, jakby nie ślepy los i przewrotna fortuna ją tworzyły, lecz ręka pisarza prowadziła stalówkę po papierze.

Kolejne radiowozy zjeżdżały na południe, w okolice magazynów, składu kontenerów i portu, gdzie wszechwidzące, choć zazwyczaj zupełnie ślepe policyjne oko - Maverick - dojrzało rzecz przynajmniej niecodzienną, jeśli nie nawet zupełnie dziwaczną. Światła rzucane przez lightbary i halogeny dodatkowo rozjaśniały najmroczniejsze kąty, a duży i mocny reflektor zamontowany przy helikopterze pozwalał dojrzeć pilotom to, czego funkcjonariusze na ziemi zauważyć nie mogli.

Alex Andrews, supervisor sytuacji, poprawił okulary zsuwające się z jego nosa i jeszcze raz spojrzał na karteczkę, którą znaleziono nieopodal miejsca utraty kontaktu z nadajnikiem GPS kapitana Gregorego Montanhy. Znów rzucił okiem przed siebie. Jak zgłosiła Lily Swallow, widziano tu motocyklistów zdecydowanie zbyt wiernie oddających swoimi strojami obraz Czterech Jeźdźców Apokalipsy z powieści „Dobry Omen" Neila Gaimana i Terry'ego Pratchetta. Co gorsza, nie byli sami.

Coś zapiszczało i poruszyło się w kącie jego pola widzenia, od razu zdobywając i przykuwając do siebie całą jego uwagę. Duży, tłusty szczur z rozerwanym uchem przebiegł pomiędzy rozmokłymi kartonami, w których, pod przykryciem z gnijących tkanin, ukryto kilkadziesiąt plastikowych woreczków z wydzielonymi i gotowymi do sprzedaży porcjami heroiny. Gryzoń zaraz zawrócił i podniósł coś pyskiem, powąchał, dotknął łapą. Nie zląkł się, gdy światło latarki trafiło wprost na niego. Rozejrzał się za to, poruszył, jakby sprawdzał swoje położenie, orientował się w terenie. Ruszył na prawo, a swoją postawą sprawiał wrażenie, że doskonale zna swój cel i wie, jak do niego dotrzeć. W końcu ruszył dalej.

Zastępca szefa policji Los Santos, Alex Andrews, podążył za nim.

---

- To fascynujące, zgorzel... żyć i gnić jednocześnie.

- Szkoda, że nie mamy czasu, by przymorzyć go głodem, bo akurat nie mamy jedzenia!

- Ale mamy za to mnóstwo wody. Jankesi lubią waterboarding.

- I pozbawione wartości odżywczych fastfoody, piękny naród.

Trzy różne głosy rozbrzmiewały w tle, ale nie bardzo rozumiał padające słowa. Wpasowywały się dziwnie naturalnie w pulsujący ból głowy i ścisk w żołądku, burczenie brzucha, to okropne przeczucie, że zaraz kichnie, a nawet w nagłą potrzebę szybkiej śmierci, która pozbawiłaby go dalszych katorgi.

Tup, tup, tup.

Pierdolone tupanie. Czy nie możesz stanąć a miejscu?

Kap, kap. Kap, kap.

Przysięgam na miłość boga, a którego nie wierzę. Jeśli stąd wyjdę, naprawię wszystkie nieszczelne rury, jakie zobaczę.

Hlup!

Pierwszy Jeździec || MorwinOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz