•11•

774 79 60
                                    

Zardzewiałam. NotLikeThis

~Życzliwa

---

Wiele wody w rzece Zancudo upłynęło, odkąd Erwin ostatni raz widział Carbonarę. Podobnie jak malaria, roznoszona przez komary, tak nowa choroba była wysoce zjadliwa, choć nikt wciąż nie umiał ustalić, jak dochodzi do zakażenia. Powstało wiele tropów i pomysłów, ale większość szybko się urywała, przegrywając konfrontację z rzeczywistością. Szpital Pillbox dbał już wyłącznie o zakażonych, a rząd starał się wmówić wszystkim, że to jedynie przypadki dengi, związane z niedawną wizytą osób chorych na południu. Nikt w to nie wierzył, ale też, dla pewności, nikt nie zapuszczał się na tereny bagienne w okolicach Zancudo.

Komary, malaria. Meksykanie coraz częściej powtarzali to słowo. W tym samym czasie rybołóstwo zamarło zupełnie, a ceny na czarnym rynku wzrosły kilkukrotnie, jednak napady i dalsze działanie ich grupy przestępczej wcale nie zaprzątały teraz głowy Knucklesa. Ciężko było mu właściwie myśleć o Zakszocie i jego dalszym losie, gdy połowa członków albo uciekła z kraju, albo leżała w stanie krytycznym na oddziałach intensywnej terapii. Ci, którzy jeszcze się ostali, chodzili posępni, martwiąc się o swoich bliskich. Wszyscy w stanie San Andreas teraz się martwili. Wzajemne zamartwianie stało się niemal jedyną dostępną rozrywką, gdy zamykane były kolejne punkty gastronomii i zabaw. Po części wynikało to ze strachu i profilaktyki, chęci zadbania o bezpieczeństwo swoje i innych, w pozostałych kilkudziesięciu procentach chodziło zaś o brak rąk do pracy.

Niewystarczające zasoby ludzkie szczególnie dotkliwie dały się odczuć sektorowi medycznemu, chociaż służby bezpieczeństwa wewnętrznego też narzekały. Grafiki prężyły się równie mocno co gumka w spodniach kapitana Shermana, a mimo to EMS i LSPD były tak niewydolne, jak on sam w trakcie prowadzenia „osiemdziesiątki na patykach". Dochodziło do kuriozalnych, choć wyglądających pięknie na głównych stronach szmatławców i chwytających za serce scen, gdy znani recydywiści i członkowie gangów ulicznych pomagali policji rozganiać wściekłe tłumy zaniepokojonych obywateli i utrzymywać porządek w okolicach szpitala. Gregory Montanha nigdy nie pomyślałby, że może kiedyś stać ramię w ramię i z bronią w ręku wraz z Miley Miller, pilnując karetek przed ich kradzieżą.

Pomimo ewidentnych braków i kłopotów z utrzymaniem porządku, DTU kierowane przez Alexa Andrewsa nie poddawało się w swoim śledztwie. Detektywi nadal szukali gdzie mogli i czego mogli, by rozwiać wreszcie tę mgłę niewiedzy i niepewności, w której ewidentnie utknęli. Sekrety Human Labs zostały skradzione, a dziesiątki pracujących tam obywateli poniosło smierć z rąk napastników, którzy nawet pochwalili się tym na Twitterze. Mimo to, policja nadal nie wiedziała o nich nic. Co gorsza, nie wiedziały o nich nic także inne zorganizowane grupy przestępcze i kartele.

Masakra w getcie, napaść z użyciem broni klasy drugiej i trzeciej, w której ucierpieli członkowie grupy „Zakszot", prawdopodobne użycie broni biologicznej na terytorium stanu San Andreas, wymuszenie na komendancie Capeli popełnienia samobójstwa pod groźbą śmierci jego najbliższych, a teraz także napad na Human Labs i kradzież tajemnic państwowych. Lista była długa i cały czas rosła, a taryfikator w tablecie asystenta szefa policji nie wskazywał tak wysokich wyroków nawet w momencie zatrzymania Dii Garçon po czterokrotnej ucieczce z konwoju. I nawet pomimo tysięcy prób odbić, Dię schwytać i umieścić w więzieniu stanowym było łatwiej.

Dodatkowo, pojawiły się pierwsze słuchy o śmierci zakażonego. W tym momencie wybuchła panika, którą jedynie cudem udało się zatrzymać nim zginęły kolejne osoby, tym razem potrącone lub rozdeptane w drzwiach okupowanych marketów. Część obywateli miasta zaryglowała się już wraz z rodzinami w swoich domach, inni zabrali nawet zapasy jedzenia i wyjechali w stronę prywatnych bunkrów zbudowanych na Grand Senora, przeczuwając zbliżający się koniec świata. W odpowiedzi, władze miasta postanowiły jak najbardziej utajnić informacje o tym, co właściwie dzieje się w szpitalu i jak mają się chorzy. Trzymanie w napięciu rodzin poszkodowanych wydawało się straszne, a jednak wciąż nie było tak złe, jak zwykła prawda, która czekała na nich za drzwiami izolatorium.

Pierwszy Jeździec || MorwinOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz