TW - śmierć postaci, sceny 16+
---
Chociaż Los Santos pozostawało nocą żywe, głośne i jasne, prowadzone w tym czasie interesy, wymiany w ciemnych zakamarkach, schadzki w malinowym chruśniaku i zakrapiane alkoholem imprezy nie wydawały się najbezpieczniejszą rzeczą. Wielkie korporacje, łamiące zasady wolnego rynku i oszukujące w podatkach, ustępowały miejsca tym mniej legalnym siatkom pracowników i pracodawców, zajmujących się handlem narkotykami i nierządem, które z samej swojej natury opodatkowane być nie mogły.
W tym świecie, spacerując po brudnych od błota i substancji chemicznych nieznanego pochodzenia ulicach doków, policjant czuł się stracony. Wszystko wydawało mu się na tyle surrealistyczne, że znów w jego umyśle pojawiły się pytania o to, czy to na pewno jego prawdziwe życie, a nie symulacja bądź film, w którym gra protagonistę mającego zaraz zginąć. Gdy wyciągał z kieszeni karteczkę z instrukcją, poprawiając założoną na głowę fedorę, miał się nawet za głównego bohatera książki Kerra. Liczył jedynie na to, że nie jest to „Miłość i Śmierć w Los Santos".
Zerknął na zegarek, by stwierdzić, że już od kwadransa czeka w opuszczonym hangarze, po którego kątach biegają szczury i wygłodzone psy. Pamiętał mężczyznę na tyle dobrze, by wiedzieć, że jeśli się spóźnia, to celowo, jedynie przez wrodzoną złośliwość i nienawiść do świata. Nie zamierzał dawać mu tej satysfakcji, nie zdenerwuje się, choćby został wystawiony. Cierpliwość zawsze była jego mocną stroną. Miał czas.
Oczekując, obserwował dużego i tłustego szczura, wygryzającego z wielkim zapałem i godnym podziwu uporem dziurę w pękniętej metalowej puszce, w której powinna znajdować się mięsna konserwa, najpewniej trzykrotnie już zgnita. Czerwony ogon zwierzęcia wił się za nim na ziemi, raz po raz, lewa-prawa. Kryło się w tym coś hipnotyzującego, jakkolwiek obrzydliwe by to nie było.
- Widzę, że wpadł ci w oko mój pyzaty chłopiec? - Nagle usłyszał za sobą skrzekliwy głos, ale nie zamierzał się teraz odwracać.
- Zawsze lubiłeś hodować ciekawe zwierzątka. Jak się do ciebie zwracać?
- Weiss. Albo White, zaważając na to, że to Ameryka. Ach, to może tak na przekór, Bielajew? Co o tym myślisz, złoty chłopcze?
- White jest w porządku. Szkoda tylko, że nie ograniczasz się do gotowania mety.
- Aah! Pervitin został zdelegalizowany, no co ty, aniołku, czy nie słyszałeś? Już nie kupisz ukochanych pralinek Hildebranda.
Woda wciąż kapała przez dziurawy dach, rytmicznie uderzając o betonową posadzkę. Równo z kroplami spadającymi z zerwanej lampy, rozmówca zbliżał się do oficera Taube, który wciąż nie odwrócił się do niego twarzą, lecz obserwował szczura. Szkodnik wsadził już swoją głowę do wnętrza puszki, by wyżreć zawartość.
- Piękny jest, prawda? Czasem mam ochotę oderżnąć mu łeb od tego tłustego cielska. Nazywałem go „Cherubinek". Wiesz, zawsze ucieka, kiedy za mocno go ścisnę, a potem mija kilka tygodni lub miesięcy i on wraca. Kochane, wierne i niewdzięczne zwierzę. - Głos White'a brzmiał melodyjnie, lecz czasem uciekał w wysokie tony, wskazując na jego wielką ekscytację.
- Po co to wszystko robisz? Czemu zabijasz ludzi?
- Ja? Taka moja natura, Gołąbku. Na początku grudnia, dokładnie w imieniny mojego ojca, obudziłem się z rana z ogromną chęcią zjedzenia bułeczek z cielęciną, które sprzedaje Emilie. Niestety, były już wyprzedane. I wtedy pomyślałem sobie: „W sumie, cholera, dlaczego nie?". I tak postanowiłem obrabować największe kasyno w Las Vegas. Po południu łup był mój. Spodobało mi się, więc uznałem, że zagram w grę z policją w Los Santos i założę gang motocyklowy. Prawda, że chłopcy są zdolni? Jeden z nich to twój nieupierzony brat! Przypomina mi ciebie.
CZYTASZ
Pierwszy Jeździec || Morwin
Fanfiction- „Słyszałem jedno z czterech zwierząt mówiące, jako głos gromu: Chodź, a patrzaj! I widziałem, a oto koń biały, a ten, który na nim siedział, miał łuk, i dano mu koronę, i wyszedł jako zwycięzca, ażeby zwyciężał." - Co to? - Tłumaczenie tekstu z k...