•7•

706 84 40
                                    

Ten rozdział jest na tyle miły, że nawet nie wiem, czy powinnam go tu publikować, bo chyba nie pasuje. Nic nie poradzę, prezent na gwiazdkę. Wesołych świąt, dobrej zabawy!

~ Życzliwa

---

Gregory, po dłuższej chwili spędzonej na szukaniu wolnego miejsca, zaparkował pod apartamentowcem Erwina. Zgodnie z obietnicą, przywiózł mężczyznę do domu, by ten mógł w końcu odpocząć. Co młodszemu wydało się niespodziewane, policjant wysiadł z radiowozu wraz z nim, zamykając za sobą drzwi.

- Mogę skorzystać u ciebie z toalety? - Zapytał szatyn.

- Mieszkam na dwudziestym piętrze.

- Mogę skorzystać u ciebie z toalety na dwudziestym piętrze?

- Jak zdążysz, to możesz. - Westchnął siwowłosy, widząc już, że nie uda mu się go zbyć.

Szybkim krokiem, nie spoglądając za siebie, skierował się w stronę wejścia do budynku. Będąc już w windzie, unikał kontaktu wzrokowego, zbyt speszony swoim wcześniejszym wybuchem emocji. Zawsze starał się trzymać nerwy na wodzy, a przynajmniej - nie okazywać strachu i słabości. Przywiązanie, miłość, troska i tęsknota były dla niego jedynie prawdziwą piętą Achillesa. Prowadząc pełne niebezpieczeństw życie gangstera, dbał o to, by jego wrogowie nie mogli go skrzywdzić przez tak trywialne rzeczy. Jak widać, w kilku przypadkach nad umysłem wygrało serce, a on teraz ponosił tego konsekwencje. Wszedł do mieszkania.

- Łazienka jest na lewo, pierwsze drzwi. - Rzucił od razu, wskazując na wspominane miejsce palcem.

- Dzięki.

Gdy Gregory zniknął z jego oczu, zdjął z siebie ciężką zimową kurtkę i brudne od błota buty, by zamiast nich wsunąć na stopy kapcie. Spojrzał na swoje odbicie w lustrze, wzdychając ciężko. Ostatni raz widział tak chorowicie wyglądającą twarz, gdy prowadził pogrzeb młodego narkomana z zapaleniem wątroby i żółtaczką. Widział teraz u siebie podobnie szaro-zielonkawą cerę, jednak oczy miał zaledwie przekrwione i podkrążone. Dłonie wciąż drżały mu od nadmiaru kofeiny, ale też z przejęcia. Czerwona kredka do oczu rozmazała się i szpeciła jego policzki. Coraz bardziej miał tego wszystkiego dość.

Erwin sięgnął po grzebień leżący na stoliku do kawy, który wczorajszego dnia rzucił tam niedbale. Zaczął zaczesywać i poprawiać swoją fryzurę, myśląc przy tym o ostatnich przeżyciach, których niestety musiał doświadczyć. Stracił Lamborghini, policja zaczęła szczególnie nachalnie węszyć wokół jego grupy, zaatakowali ich nieznani im motocykliści, a teraz jeszcze Carbonara zachorował. Wszystko to stało się w przeciągu zaledwie jednego tygodnia, a każdy następny dzień stawał się tylko gorszy od poprzedniego. Może najbezpieczniej byłoby wcale się nie budzić?

Z rozmyślał został wyrwany przez dźwięk spuszczonej wody i odkręconego kranu. Dopiero co porwał szatyna, a ten teraz korzysta z jego toalety. Nawet nie musiał go do niczego zmuszać groźbami czy szantażem, policjant z własnej woli wsiadł do jego auta, wypił środek odurzający, nie pytając o jego skład, a potem jeszcze potwierdził sklepaną naprędce historyjkę robiącą mu alibi. Mógł go wsadzić do więzienia, bo nawet w sądzie udowodniłby mu winy, ale nie chciał tego robić. Niektórych rzeczy Erwin zwyczajnie nie umiał zrozumieć, a zachowanie Gregorego w stosunku do niego zajmowało podium.

- Straszny dzisiaj mróz, nie? Zmarzłem trochę. Nadal nie dostaliśmy kurtek. Od sierpnia czekamy na nowe mundury, mają być na dniach. - Policjant podszedł do niego, opowiadając mu o tym spokojnym głosem.

- Rozumiem, że chcesz zostać i się rozgrzać? - Pastor odwrócił się w stronę policjanta, by zlustrować go wzrokiem.

- Nie powiedziałem tego, ale skoro proponujesz, to chętnie skorzystam. Może popilnuję cię i upewnię się, że odpoczywasz.

Pierwszy Jeździec || MorwinOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz