Ten rozdział jest na tyle miły, że nawet nie wiem, czy powinnam go tu publikować, bo chyba nie pasuje. Nic nie poradzę, prezent na gwiazdkę. Wesołych świąt, dobrej zabawy!
~ Życzliwa
---
Gregory, po dłuższej chwili spędzonej na szukaniu wolnego miejsca, zaparkował pod apartamentowcem Erwina. Zgodnie z obietnicą, przywiózł mężczyznę do domu, by ten mógł w końcu odpocząć. Co młodszemu wydało się niespodziewane, policjant wysiadł z radiowozu wraz z nim, zamykając za sobą drzwi.
- Mogę skorzystać u ciebie z toalety? - Zapytał szatyn.
- Mieszkam na dwudziestym piętrze.
- Mogę skorzystać u ciebie z toalety na dwudziestym piętrze?
- Jak zdążysz, to możesz. - Westchnął siwowłosy, widząc już, że nie uda mu się go zbyć.
Szybkim krokiem, nie spoglądając za siebie, skierował się w stronę wejścia do budynku. Będąc już w windzie, unikał kontaktu wzrokowego, zbyt speszony swoim wcześniejszym wybuchem emocji. Zawsze starał się trzymać nerwy na wodzy, a przynajmniej - nie okazywać strachu i słabości. Przywiązanie, miłość, troska i tęsknota były dla niego jedynie prawdziwą piętą Achillesa. Prowadząc pełne niebezpieczeństw życie gangstera, dbał o to, by jego wrogowie nie mogli go skrzywdzić przez tak trywialne rzeczy. Jak widać, w kilku przypadkach nad umysłem wygrało serce, a on teraz ponosił tego konsekwencje. Wszedł do mieszkania.
- Łazienka jest na lewo, pierwsze drzwi. - Rzucił od razu, wskazując na wspominane miejsce palcem.
- Dzięki.
Gdy Gregory zniknął z jego oczu, zdjął z siebie ciężką zimową kurtkę i brudne od błota buty, by zamiast nich wsunąć na stopy kapcie. Spojrzał na swoje odbicie w lustrze, wzdychając ciężko. Ostatni raz widział tak chorowicie wyglądającą twarz, gdy prowadził pogrzeb młodego narkomana z zapaleniem wątroby i żółtaczką. Widział teraz u siebie podobnie szaro-zielonkawą cerę, jednak oczy miał zaledwie przekrwione i podkrążone. Dłonie wciąż drżały mu od nadmiaru kofeiny, ale też z przejęcia. Czerwona kredka do oczu rozmazała się i szpeciła jego policzki. Coraz bardziej miał tego wszystkiego dość.
Erwin sięgnął po grzebień leżący na stoliku do kawy, który wczorajszego dnia rzucił tam niedbale. Zaczął zaczesywać i poprawiać swoją fryzurę, myśląc przy tym o ostatnich przeżyciach, których niestety musiał doświadczyć. Stracił Lamborghini, policja zaczęła szczególnie nachalnie węszyć wokół jego grupy, zaatakowali ich nieznani im motocykliści, a teraz jeszcze Carbonara zachorował. Wszystko to stało się w przeciągu zaledwie jednego tygodnia, a każdy następny dzień stawał się tylko gorszy od poprzedniego. Może najbezpieczniej byłoby wcale się nie budzić?
Z rozmyślał został wyrwany przez dźwięk spuszczonej wody i odkręconego kranu. Dopiero co porwał szatyna, a ten teraz korzysta z jego toalety. Nawet nie musiał go do niczego zmuszać groźbami czy szantażem, policjant z własnej woli wsiadł do jego auta, wypił środek odurzający, nie pytając o jego skład, a potem jeszcze potwierdził sklepaną naprędce historyjkę robiącą mu alibi. Mógł go wsadzić do więzienia, bo nawet w sądzie udowodniłby mu winy, ale nie chciał tego robić. Niektórych rzeczy Erwin zwyczajnie nie umiał zrozumieć, a zachowanie Gregorego w stosunku do niego zajmowało podium.
- Straszny dzisiaj mróz, nie? Zmarzłem trochę. Nadal nie dostaliśmy kurtek. Od sierpnia czekamy na nowe mundury, mają być na dniach. - Policjant podszedł do niego, opowiadając mu o tym spokojnym głosem.
- Rozumiem, że chcesz zostać i się rozgrzać? - Pastor odwrócił się w stronę policjanta, by zlustrować go wzrokiem.
- Nie powiedziałem tego, ale skoro proponujesz, to chętnie skorzystam. Może popilnuję cię i upewnię się, że odpoczywasz.
CZYTASZ
Pierwszy Jeździec || Morwin
Fanfic- „Słyszałem jedno z czterech zwierząt mówiące, jako głos gromu: Chodź, a patrzaj! I widziałem, a oto koń biały, a ten, który na nim siedział, miał łuk, i dano mu koronę, i wyszedł jako zwycięzca, ażeby zwyciężał." - Co to? - Tłumaczenie tekstu z k...