Stan Gregorego Montanhy lekarze określili jako krytyczny, ale stabilny. Źle było widzieć go takim, bladego od utraty krwi, zalanego potem, a mimo to szczęśliwego i uśmiechającego się na tyle szeroko, na ile wystarczało mu sił.
Erwin doskoczył do niego, gdy padły pierwsze strzały. Zakrył tors policjanta własnym ciałem, mało przejmując się pojedynkiem, który rozgrywał się za jego plecami. Rozpiął pasy, którymi ramiona i nogi ciemnowłosego spięte były ze sobą pod bardzo nienaturalnym, niewygodnym kątem, uniemożliwiającym swobodne poruszanie się. Chwycił go w swoje ramiona i czym prędzej wybiegł z kajuty, przewracając przy tym Rifta. Nigdy nie dowiedział się, że swoim brakiem uwagi uratował go od szybkiej śmierci przez postrzelenie w głowę.
Nie obchodziło go już to, co stanie się z demonami, policjantami, dziwnym układem, plagą, Marianem i całym tym cholerstwem, które już dawno zaczęło go przerastać, a teraz było tak wielkie, że nawet nie zwracało na niego uwagi. On też przestał skupiać na nim swoje myśli, choć nie odwracał wzroku – nie miał gdzie. Wszędzie, gdzie spoglądał, działo się przecież coś nienormalnego i wynikającego bezpośrednio z pojawienia się tego przedziwnego rudego mężczyzny w jego parafii parę długich i trudnych tygodni temu.
A mógł zastrzelić go za zniszczenie tej rzeźby.
Gregory przywrócił jego uwagę do teraźniejszości, jęcząc boleśnie, kiedy wpychany był siłą i z wielką niezdarnością na tyły policyjnego helikoptera. Czemu nikt go nie pilnował? Może przez chaos na radiu. Tak obstawił siwowłosy, wytrychem odpalając silnik. Miał nawet dobry dzień, porównując go do któregokolwiek z niedawno minionych, mógł więc dać LSPD ten niewielki kredyt zaufania i nie zakładać od razu, że są po prostu bandą kretynów, która nie uczy się nigdy na własnych błędach.
Odleciał w kierunku szpitala, ignorując krzyki kadetów, którzy zareagowali na dźwięk pracującego rotora.
A teraz siedział obok partnera na niewygodnym plastikowym krzesełku, przystawionym w pobliżu łóżka w prywatnej sali na drugim piętrze szpitala Pillbox. Trzymał na swoich kolanach pluszowego misia i drapał paznokciem nitkę, która trzymała jego nogę przytwierdzoną do reszty tułowia. Zastanawiał się, kiedy ta pęknie, a noga odpadnie. Nazwie wtedy misia Juan. Czy taki prezent spodoba się Gregoremu?
— Uuughh...
Na dźwięk jęku pastor podniósł swoje spojrzenie i skupił bursztynowe oczy na wcześniej tak spokojnej, pogrążonej w narkotycznym śnie twarzy, teraz wykrzywionej z bólu. Zatrzymał też swoje ruchy i zapomniał o planie znalezienia zmywacza do paznokci, który pomógłby mu usunąć te resztki lakieru, których nie udało mu się jeszcze obgryźć. Położył zabawkę na udach Gregorego i pochylił się, aby ująć w dłonie jego twarz, siłą rozchylić powieki i spojrzeć w te czekoladowe oczy.
Przez chwilę zamarł ze zgrozy, widząc, że źrenice kochanka mają zupełnie rożną wielkość, ale zaraz skarcił się za głupotę i przypomniał sobie, że przecież Montanha ma szklane oko, które nie zacznie nagle zachowywać się normalnie. Odetchnął z ulgą, puścił go i opadł znów na siedzenie.
— Cześć, Grzesiu. Dobrze, że się w końcu obudziłeś, bo lekarze już cię chcieli odłączać. Byłeś w śpiączce. Słuchaj, jeśli się pospieszysz ze wstawaniem, zdążymy jeszcze na wybory prezydenckie.
— Co?! — Krzyknął nagle spanikowany i rozbudzony policjant. — Ale wybory są za trzy lata!
— Tak, słuchaj, długo cię nie było. Sporo się zmieniło na mieście, getta już nie ma, policja połączyła się z szeryfami w jedną jednostkę, a Chevrolet wypuścił Corvette C9 i dali ją Xanderowi. Pojebana akcja, nie?
Knuckles pozostawał całkowicie poważny, choć nie było to łatwe, kiedy twarz jego ukochanego na przemian bladła, czerwieniała i siniała. Widział jego zmieszanie, strach, ból, wściekłość i niezrozumienie sytuacji, a nawet rozpacz, która zaszkliła zdrowe oko. Gregory wyglądał, jakby miał się zaraz rozpaść.
Erwin pękł pierwszy, potem wybuchnął śmiechem.
— Dobra, żartuję tylko! Minął tylko jeden dzień, chociaż i tak długo spałeś, Grzechu. Sprawa się poukładała jakoś. Będziesz żyć, ale masz sporo szwów, musisz tu jeszcze poleżeć chwilę. Nie martw się o nic, będę z tobą. Potrzeba ci czegoś?
Gregory milczał jeszcze jakiś czas, trawiąc kolejne pozyskane informacje, ale potem skrzywił się w czystej złości i zacisnął dłonie w pięści. Krzyczał, choć jego zaschnięte gardło bolało przy tym okropnie.
— Ty siwy chuju zafajdany! Nie robi się tak, kurwa! To było podłe! Uważaj, żebym ja ci kiedyś nie powiedział po takiej akcji, że masz zakładać sutannę i biec ochrzcić mi trzecie dziecko. Skurwysyn jebany pastorski. Włącz mi telewizję, wiadomości, bo ci za chuja teraz w nic nie wierzę.
Knuckles śmiał się głośno, słuchając ataku złości swojego ukochanego. Cieszył się, że znów może widzieć go takiego, przytomnego, głośnego i pełnego energii. Ocierając niewidzialne łzy z kącików oczu, podniósł pilot leżący na bocznej szafce i włączył niewielki monitor, zawieszony przy drzwiach. Włączył szybko program główny, a szatyn uspokoił się w końcu, widząc aktualną datę oraz godzinę. Mimo wszystko, rumieniec nie schodził z jego policzków. Czuł się oszukany i zażenowany.
Ale zamilkli obaj, poważniejąc w jednej chwili, gdy usłyszeli słowa reporterki. Ubrana w elegancką garsonkę blondynka zniknęła, zastąpiona zdjęciami z argentyńskich ulic, kiedyś zapewne ładnych, ale teraz doszczętnie zniszczonych. Głos w tle opowiadał przy tym o pierwszych przypadkach zachorowania na nową, nieznaną chorobę.
— Gdzie to jest? — Zapytał cicho Gregory.
— W Ushuaia. W Argentynie, daleko stąd. Nic nam już nie grozi, Grzesiu.
— Tak? — Szatyn przeniósł swoje zdziwione spojrzenie z ekranu na twarz partnera. — Skąd wiesz?
— Po prostu wiem. Ten gang demonów wyjechał z Los Santos. O właśnie. A czy ty przypadkiem nie masz mi czegoś do powiedzenia o jakiejś nocy spędzonej z tym rudym policjantem?
![](https://img.wattpad.com/cover/293789278-288-k246006.jpg)
CZYTASZ
Pierwszy Jeździec || Morwin
Fiksi Penggemar- „Słyszałem jedno z czterech zwierząt mówiące, jako głos gromu: Chodź, a patrzaj! I widziałem, a oto koń biały, a ten, który na nim siedział, miał łuk, i dano mu koronę, i wyszedł jako zwycięzca, ażeby zwyciężał." - Co to? - Tłumaczenie tekstu z k...