•17•

960 55 16
                                    

No to kończymy balet

---

"Temu byłoby lepiej kamień młyński zawiesić u szyi i utopić go w głębi morza. Biada światu z powodu zgorszeń! Muszą wprawdzie przyjść zgorszenia, lecz biada człowiekowi, przez którego dokonuje się zgorszenie. Otóż jeśli twoja ręka lub noga jest dla ciebie powodem grzechu, odetnij ją i odrzuć od siebie! I jeśli twoje oko jest dla ciebie powodem grzechu, wyłup je i odrzuć od siebie! Lepiej jest dla ciebie jednookim wejść do życia, niż z dwojgiem oczu być wrzuconym do ognia."

Gregory nie umiał powiedzieć, skąd kartka ta znalazła się w kieszeni jego spodni. Wypadła z nich, gdy szukał kluczyków od swojej Corvette C8, nowej pięknej bestii, wybłaganej od samego Rightwilla. Mimowolnie zadrżał. Dobrze znał to pismo, tak jak wiedział podświadomie, że czerwony tusz na pewno nie jest zwykłym tuszem. Teraz, otrzymując laboratoryjne wyniki i tłumaczenie tekstu, poczuł niepokój. Jeszcze rano widział się z Erwinem, który na swój stan zdrowia wcale nie narzekał. Kiedy zadzwonił do niego niemal od razu, nie kryjąc paniki, pastor jedynie nakrzyczał na niego za budzenie go o tak wczesnej porze.

O co chodziło gangowi demonów? Miał wrażenie, że otrzymał imienne ostrzeżenie, dokładnie tak, jak niegdyś Dante. Zupełnie nie umiał powiedzieć, co zrobił nie tak i jak ma zachować się teraz, by spełnić ich oczekiwania, a co znowu może sprowokować do ataku. I właściwie, czy powinien ich prowokować? Jeśli stał się celem, będzie miał w końcu okazję stanąć z nimi oko w oko i zakończyć tę sprawę, przywrócić normalność. Zmarszczył brwi, kolejny raz spoglądając w tekst i próbując przypomnieć sobie, czego dotyczył.

Cichy głos z tyłu jego głowy sugerował, że na tym spotkaniu nie skończy się sprawa, ale jego życie.

---

Kapitan Montanha patrolował samotnie bogate dzielnice na Vinewood Hills, ciesząc się brzmieniem silnika nowej Corvette. Ostatnio przeżywał mały kryzys w swoim związku z tym autem. Pierwsze zauroczenie przeminęło, a on zaczął dostrzegać wady, z którymi nie umiał dłużej żyć.

Kiedy siedział na miejscu kierowcy, męczył się, będąc zdecydowanie zbyt wysokim na tak niski pojazd. O ile siedział poprawnie, mógł prowadzić, ale już każde poderwanie się, próba wyprostowania pleców czy zmienienia pozycji z półleżącej kończyła się uderzeniem głową w sufit. Zmieszczenie nóg też nie było tak proste i oczywiste jak w jakimkolwiek większym aucie. Spoglądał ostatnio z pewnym zastanowieniem w kierunku Raptora i długo myślał, czy Corvette C8 rzeczywiście była tak dobrym pomysłem.

I może nawet byłby w stanie przeżyć tę niewygodę, która była tylko ceną konieczną, by zapewnić mu inne pozytywy płynące z niskich, małych i opływowych kształtów auta. To przecież prawdziwa strzała, szybko przyspieszająca na prostych drogach, pływająca po nich, wpadająca idealnie w zakręty i łatwa w opanowaniu po wpadnięciu w poślizg. Nawet, kiedy coś go obróciło, był w stanie wyprostować się przez zrobienie zwykłej małej sztuczki.

A potem przypominał sobie o jej lekkości. Przeklęte auto podskakiwali na każdej nierówności, niemalże nic nie ważąc. Każdy skok kończył się lądowaniem na boku, z którego wszystkie siły prowadziły go na dach. Co gorsza, wcale się na nim nie zatrzymywał, ale koziołkował dalej, jak zgnieciona i rzucona na ziemię puszka. Czasem miał nawet wrażenie, że pojazd na następnej hopce oderwie się od ziemi i poleci jak samolot.

Teraz przestał reagować na jakiekolwiek pościgi, ale jeździł spokojnie i przepisowo, próbując na nowo ułożyć swoją relację z Corvette. Był zaniepokojony tym, jak bardzo tęskni za Dodgem Challengerem, którym jeździł z poprzednim mieście, choć nadal nazywał go krową. Czy uciekał ze skrajności w skrajność? Westchnął, obgryzając skórki przy paznokciach. Zdążył przyzwyczaić się do Chargera, tymczasowo zabranego Mii.

Pierwszy Jeździec || MorwinOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz