• [Y/N] - your name/twoje imię
• female reader !
• kaz i [y/n] są parą od niedawna; obydwoje są w sobie po uszy zakochani !
• inspiracja sceną kaza i inej, kiedy ta karmi wrony na parapecie jego biura !
Kaz bardzo lubił poranki.
Można powiedzieć, że była to jego ulubiona część dnia, chociaż sam nie potrafił powiedzieć dlaczego. Może dlatego, że mógł wtedy po prostu do woli rozkoszować się błogimi chwilami spokoju, kiedy nikt jeszcze nie zawracał mu dupy, a świat nie walił się na łeb? Nie wiadomo.
Szczerze powiedziawszy, były to jedyne chwile w ciągu dnia, które nie przeszkadzały Kazowi w żaden sposób - każda sekunda była cicha, spokojna, wręcz idealna.
Tego dnia obudził się dużo wcześniej. Powieki leniwie powędrowały ku górze i Brekker ze zdziwieniem zauważył, że za oknem słońce dopiero wschodzi. Ostrożnie podniósł się do siadu, rozprostowując obolałe po nocy plecy. Ziewnął przeciągle, ze wszystkich sił starając się rozbudzić umysł i zmusić go do myślenia; zazwyczaj działo się to samo, praktycznie od razu - wszystko wskakiwało na swoje miejsce, a każdy trybik w głowie zaczynał obracać się we właściwym kierunku - teraz tak bardzo naturalna dla niego rzecz przychodziła mu z ogromną trudnością. Miał wrażenie, że jego mózg jest zasnuty mgłą, zupełnie tak, jakby ktoś wsadził mu na noc głowę głęboko pod wodę.
Rzucił lekko niemrawe, wciąż senne spojrzenie w stronę drugiej części łóżka, na której, dziwnie zakopana w pościeli spała [Y/N]. Leniwym, nieco nieporadnym ruchem odgarnął jej włosy z twarzy, biorąc kosmyk [jasnych/ciemnych] włosów między nagie palce. Okręcał powoli pasmo na każdym palcu bladej dłoni, rozkoszując się miękkością i słodkim, brzoskwiniowym zapachem jej włosów i skóry.
Nie był pewien, ile czasu minęło, ale w końcu to co robił, nawet jak dla niego wydało się nieco dziwne. Powoli opuścił bose stopy w dół, a kiedy te zderzyły się z drewnianymi panelami na podłodze sypialni, chwiejnie wstał, czym prędzej chwytając laskę, stojąca opartą o jego szafkę nocną. Poczuł się pewniej czując jej znajomy ciężar w dłoni i chłód metalu pod palcami.
Rzucając ostatnie, tęskne spojrzenie w kierunku łóżka powędrował do łazienki.[✧]
Przeciągły skrzyp otwierających się drzwi oderwał go na chwilę od pracy. Podniósł wzrok, półuśmiech nieśmiało wpełzł na jego twarz, kiedy w progu zobaczył [Y/N], dzierżąca w dłoniach dwa parujące kubki. Bez pytania weszła do środka, stawiając przed nim naczynie, pełne czarnej, gorzkiej kawy - nie miał w zwyczaju pijać innej, szczególnie o poranku - zaraz obok postawiła kolejne, pełne tej samej kawy, tylko z mlekiem. Czasami Brekker zastanawiał się, jakim cudem ona może to pić; zdarzało się, że było tam więcej mleka niż czegokolwiek innego.
Podsuwając mu gorący napój praktycznie pod sam nos, upiła łyk swojej kawy i rzucając mu zaspany uśmiech powędrowała do okna. Niezbyt zgrabnym ruchem wgramoliła się na parapet, otwierając je na oścież - wcześniej przez brudną szybę docierała tylko niewielka ilość światła, za to teraz, każdy zakamarek jego zabałaganionego biura został oświetlony przez ciepłe promienie porannego słońca. Kaz zmrużył oczy, posyłając jej sfrustrowane spojrzenie.
- Musisz? - Pytał o to za każdym razem, a ona nigdy mu nie odpowiadała; doskonale wiedziała, że nie musi. Ale robiła to dla niego, jak nikt inny wiedząc, że tak naprawdę Kaz ma ogromną słabość do ich wspólnie spędzonych, wczesnych chwil i nie miała serca mu tego zabierać. Sama po części czuła, że jest to ich mały rytuał, pierwsza i prawdopodobnie jedyna rzecz, którą robią codziennie, z pewną monotonią, zupełnie tak, jakby wcześniej ćwiczyli ją przez długie godziny.
Zawsze było tak samo: on pracował, ona siedziała. On pisał, liczył i planował, a ona karmiła wrony zalatujące się pod okno. On milczał i ona milczała - po prostu tak było.
- Nie powinnaś się przyjaźnić z wronami - odezwał się, schowany za stertą papierów, ściskając w dłoni pióro. Przez dłuższy czas nie doczekał się odpowiedzi.
- Dlaczego? - Otworzył usta i podniósł spojrzenie swoich ciemnych oczu, by móc zrównać z nią swój wzrok. Spojrzał na nią i pierwszy raz w swoim życiu Kaz Brekker nie wiedział, co powiedzieć: słońce rzucało złotą poświatę na jej sylwetkę, okalając ją niczym najpiękniejsza aureola. Włosy, rozwiane na porannym wietrze lśniły niczym prawdziwy jedwab, a skóra błyszczała w promieniach jak najcenniejsze klejnoty. Wyglądała dla niego jak anioł.
Anioł, którego pokochał potwór.
- Bo wrony mają okropne maniery.
ahoj widzowie, publikuje to drugi raz, bo przy edycji literówki, wattpad ujebał mi połowę tekstu
wattpad chuju-
no nieważne, mam nadzieję, że macie ochotę przeczytać i skomentować to jeszcze raz - na waszym miejscu bym chciała, super one shot wyszedł
krótki, bo krótki, ale moją kazową wenę aktualnie nie stać na nic bardziej ambitnego
trzymajcie się chłopaki i do następnego! <33333
CZYTASZ
dirtyhands. grishaverse one shots.
Fanfiction„albo - jeśli śmierć jest podróżą do innego świata - czy nie spotkacie się kiedyś znowu? (...) - po cóż lękać się rzeczy, o których nic się nie wie? - spytał. - jesteście jak dzieci, które boją się ciemności." - donna tartt • zbiór historii - kró...