Mój

442 30 17
                                    

[Y/N] - your name/twoje imię

[Y/E/C] - your eyes color/twój kolor włosów

female reader !

dwójkę głównych bohaterów łączy uczucie !

  Kaz Brekker nigdy, przenigdy, w całym swoim istnieniu nie pomyślał o tym, że ktokolwiek jest w stanie brać jego uczucia na poważnie

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Kaz Brekker nigdy, przenigdy, w całym swoim istnieniu nie pomyślał o tym, że ktokolwiek jest w stanie brać jego uczucia na poważnie. Życie, zwłaszcza w Ketterdamie, nauczyło go, że jeśli chcesz przestać się bać, sam musisz sprawić, by inni bali się ciebie.

To Ketterdam nauczył go, że jeśli chcesz mieć jakąś wartość, sam musisz pozbawiać jej innych. Stosował się tego przez kilka długich lat, dopóki nie poznał jej.

[Y/N] weszła do jego życia jak gwałtowny huragan. Wyjątkowo głośny i nieznośny huragan. To przy niej i dzięki niej zaczął naprawdę żyć; nauczyła go dbania o siebie, otoczyła opieką i bezpieczeństwem niczym najlepszy anioł stróż.

Uczyniła go nietykalnym.

[ • ]


[Y/N] wtoczyła się na piętro, przypominając bardziej chaos niż człowieka. Przemknęła po schodach, jej skoczne kroki dudniły w korytarzu na piętrze. Dziewczyna ostatni raz obejrzała się przez ramię, po czym niezauważona przez nikogo wyślizgnęła do biura Brekkera.

Kiedy kilka minut później zamykała za sobą drzwi, jedynym dowodem jej obecności było małe zawiniątko leżące na biurku między papierami i błoto na wycieraczce przed drzwiami. Z niepokojem w [Y/E/C] oczach obejrzała się przez ramię ostatni raz, po czym ruszyła w dół po skrzypiących schodach.

Echo jej kroków roznosiło się po korytarzu jeszcze przez jakiś czas.


[ • ]

Kaz Brekker miał za sobą wyjątkowo długi dzień. Zmęczony, wcisnął kapelusz pod pachę, absolutnie nie przejmując się tym, że go pogniecie, po czym zacisnął skostniałe palce na główce swojej laski. Zaschnięte błoto sypało się z jego butów dużymi grudami, kiedy wchodził ciężko po schodach, prosto do biura. Ketterdam dzisiaj był dla niego wyjątkowo paskudny. Nacisnął klamkę i wszedł do środka.

Od razu wiedział, że coś jest nie tak.

Rozejrzał się ze spokojem po skąpanym w mroku pomieszczeniu, unosząc laskę nieco wyżej. Cienie czaiły się na niego z każdego kąta pokoju, zdawały się ożywać, patrzyły na niego z mieszaniną ciekawości i lęku. Jego napięte ramiona przeszedł nagły dreszcz, kiedy świszczący wiatr wdarł się do środka przez uchylone okno. Brekker ruszył powoli przez pokój, grzebiąc w kieszeni. Przez cały ten czas nasłuchiwał odgłosu kroków, ale do jego uszu nie docierały żadne inne niż jego własne. Wydobył z kieszeni płaszcza zużyte pudełko zapałek, po czym nachylił się nad biurkiem, zapalając świecę. Jedną, drugą, przy trzeciej nagle wyprostował się, wbijając zamglony wzrok w mały płomyk, falujący leniwie przed sobą.

Otoczył go zapach brzoskwiń.

Opadł ciężko na krzesło, opierając laskę o wewnętrzny bok biurka. Przyjrzał się niechętnie piętrzącym się stosom papierów, leżących na blacie w ogólnym chaosie. Wyprostował chorą nogę, po czym złapał delikatnie za zapięcia od rękawiczek. Materiał zsunął się bezgłośnie z jego dłoni, a on z dziwnym wyrazem twarzy, rozprostował zimne palce. Pomasował delikatnie blady wierzch swojej dłoni, po czym złapał pióro.

Dopiero wtedy zauważył, leżące obok kałamarza, małe brązowe zawiniątko. Zmarszczył brwi, chwytając materiał między palce: był szorstki i brudny, zostawiał na jego opuszkach tłusty, niezbyt przyjemnie pachnący osad. Brekker wytarł ubrudzone palce w spodnie, po czym rozwinął pakunek.

Kiedy zobaczył leżący w środku duży srebrny pierścionek, brwi podjechały mu aż pod linię włosów. Mógłby przysiąc, jeszcze nigdy w całym swoim życiu nie był bardziej zaskoczony.

A uwierzcie mi, Kaz Brekker nie należy do osób, które łatwo dają się zaskoczyć.

Chwycił pierścień między palce, przysuwając go bliżej twarzy; zachwycił go jego ciężar, jak perfekcyjnie leżał w dłoni. Rozejrzał się niespokojnie po biurze i kiedy upewnił się, że nie jest obserwowany, powoli wsunął go na palec. Dreszcz przewędrował po kręgosłupie bruneta, kiedy obezwładniające zimno pierścienia spotkało się z jego nagą skórą.

Pasował idealnie.

Założył rękawiczki z powrotem, po czym chwytając w dłoń laskę, dalej ukrytą pod biurkiem i podniósł się ociężale z krzesła. Drzwi trzasnęły za nim cicho, a przenikliwa ciemność panującą w jego biurze była jednym świadkiem jego niewypowiedzianych uczuć.

Następnym razem, kiedy [Y/N] chwyciła go za rękę, mogła wyczuć pod rękawiczką zgrubienie pierścienia na jego serdecznym palcu.

   Następnym razem, kiedy [Y/N] chwyciła go za rękę, mogła wyczuć pod rękawiczką zgrubienie pierścienia na jego serdecznym palcu

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

bonjur

nowy rok nastał, więc ja też przyszłam do was z kolejnym kazowym one shotem; trochę spóźniona, trochę po czasie, ale jestem

wiem, że nie jest za bardzo treściwy i generalnie mało się dzieje, ale to jest dopiero początek chłopaki, ja się rozkręcam

nie wiem, kiedy pojawi się coś nowego, musicie mi wybaczyć tę nieregularność, ale ciężko mi wyrobić ze szkołą, życiem i pisaniem jednocześnie

ale wierzcie mi, mam dla was kilka naprawdę cool pomysłów;)

trzymajcie się!! <3

dirtyhands. grishaverse one shots.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz