Rozdział 1

4.3K 89 20
                                    

Stacy

Kolejny dzień udawania że wszystko jest okej.. Kolejny dzień przeżyty w strachu..

Wracałam właśnie ze szkoły i rozmyślałam idąc w stronę domu.. lecz czy można było określić ten budynek domem? Podobno dom oznacza poczucie bezpieczeństwa a budynek do którego właśnie zamierzałam w ani jednym procencie nie dawał mi takiego uczucia, gdy tylko zbliżałam się do niego wszystko w mojej głowie krzyczało „NIEBEZPIECZEŃSTWO", nienawidzę tego miejsca, spędzam jak najwięcej czasu poza nim, często chodzę do parku lub kawiarni gdzie czytam książki, to jedyny moment w którym odpływam do innej rzeczywistości i nie myślę o problemach.

Często zastanawiałam się co tak naprawdę będzie dalej, czy w końcu w moim życiu coś nabierze barw? Czy w końcu zdołam nie martwić się o to co będzie jutro? Jestem przecież tylko nastolatką.. powinnam żyć pełną parą, nie zważać na konsekwencje, chodzić po klubach, bawić się i cieszyć się z życia. Wszyscy dorośli myślą że jakie to problemy może mieć nastolatek, że naszym jedynym obowiązkiem i jedynym „problemem" powinna być nauka, przyszłość, studia a w późniejszym czasie praca, wywierają na nas presję i często przekładają swoje cele życiowe których im się nie udało zrealizować. Większość rodziców nie zdaje sobie sprawy jakie ich własne dzieci mają problemy, a prawda jest taka że nieraz przeciętny nastolatek przeżywa więcej niż niejeden dorosły.

Wzięłam głęboki wdech i wyrzuciłam wszystkie myśli z głowy po czym drżącymi rękami zapewne przez nadmiar emocji otworzyłam drzwi do mieszkania, jak najszybciej starając się przejść do mojego pokoju który na moje nieszczęście był na końcu korytarza.

-Stacy to ty? Wróciłaś już?- usłyszałam pijacki bełkot który odbijał się echem w całej mojej głowie, nienawidziłam tego człowieka całym sercem i całą swoją osobą. Nie było na świecie osoby która skrzywdziłaby mnie bardziej niż on, przez długi czas nie mogłam normalnie spojrzeć w lustro. Po tym do czego dopuścił się ten człowiek płakałam nocami, wpadłam w nałóg papierosowy trwający niestety do dziś.. miewałam również ataki paniki, stany lękowe i myśli samobójcze... Po tych zdarzeniach postawiłam wszystko na jedną kartę i stwierdziłam że nigdy już nie nazwę tego człowieka swoim ojcem, w moich oczach ojciec umarł gdy pierwszy raz podniósł na mnie rękę..

-Tak to ja- odpowiedziałam słabym głosem modląc się aby dziś dał mi spokój.

-Może przyjdziesz do ojca się przywitać i porozmawiać a nie uciekasz od razu do pokoju, w tej chwili podejdź do mnie!- podniósł głos przez co trochę się wzdrygnęłam i skuliłam. Powolnym krokiem weszłam do salonu gdzie od razu uderzył we mnie zapach papierosów i najtańszego alkoholu.

-Moja kochana Stacy- powiedział po czym podszedł do mnie i zaczął boleśnie ściskać moje ramie. Łzy zaczęły mi się cisnąć do oczu, w tamtym momencie chciałam zniknąć, błagałam o to aby mi odpuścił i z powrotem usiadł na swój zarzygany stary fotel . Czułam niemoc, czułam się bezradna oraz słaba miałam ochotę zamknąć oczy po czym już nigdy ich ponownie nie otworzyć.

Nie. Nie mogę tak żyć, to wszystko musi się wrzeszczcie skończyć. Po moim ciele przeszedł dreszcz i zrodziła się we mnie pewnego rodzaju motywacja do tego aby plan nad którym myślałam już jakiś czas temu w końcu został zrealizowany. Zbierając swoje wszystkie siły odepchnęłam go gwałtownie od siebie a on z hukiem upadł na ziemie, był tak pijany że możliwość tego że nie upadnie zupełnie nie istniała .. to była moja jedyna szansa, drugiej takiej już nie będzie.

-Ty niewdzięczna suko jak śmiesz robić coś takiego myślisz że kim ty kurwa jesteś?!- usłyszałam jego krzyk z salonu.
Instynktownie pobiegłam do swojego pokoju, zamknęłam za sobą drzwi na klucz po czym w pośpiechu wyjęłam podręczną walizkę i zaczęłam pakować do niej najważniejsze rzeczy, bluzki, spodnie, bieliznę itp. Otworzyłam szafę i wyciągnęłam z niej wszystkie pieniądze jakie uzbierałam z różnych świąt czy urodzin. Otrzymywałam je od babci i dziadka, były to jedyne osoby które zostały mi po śmierci mamy, zawsze mnie rozumieli i mogłam przyjść do nich z jakimkolwiek problemem, byli moim jedynym wyjściem.. moją jedyną nadzieją.

-Otwieraj te jebane drzwi w tym momencie!- usłyszałam krzyk ojca i przeraźliwe walenie w drewnianą płytę. Ostatnią rzeczą którą spakowałam była ładowarka do telefonu i moja kosmetyczka. Z racji tego że mieszkaliśmy na parterze otworzyłam okno i pośpiesznie wyszłam przez nie biorąc wcześniej swoją walizkę i plecak. Biegłam ile sił w nogach na najbliższy przystanek autobusowy, nie obracałam się za siebie ponieważ bałam się że ten psychopata biegnie tuż za mną i jeśli tylko się obrócę złapie mnie i wszystko zatoczy koło z podwójną siłą.

Gdy po kupieniu biletu do Glasgow gdzie mieszkała moja ukochana babcia Larysa i dziadek Joe, usiadłam na fotelu po środku autobusu, wiedziałam że to już koniec tej całej wojny. Teraz wszystko już będzie dobrze i nigdy więcej nie pozwolę sobie aby ktokolwiek traktował mnie jak najgorszą szmatę, zabawkę bez uczuć i swój pierdolony prywatny worek treningowy do wyładowania emocji. Zamknęłam oczy i odetchnęłam z ulgą, czasem zastanawiałam się jak to by było gdybym miała rodzeństwo lub przyjaciół.. może do nich mogłabym zwrócić się o pomoc.. niestety po tragediach które mnie spotkały, jak i stanach lękowych nie miałam wystarczająco odwagi jak i czasu aby zawierać jakiekolwiek znajomości i wchodzić w jakieś relacje. Dziś zaczynam swoje nowe życie, czas otworzyć się na innych, zacznę robić wszystko jak najlepiej, będę stawiać małe kroczki i będę najlepszą wersją samej siebie. Czas na ułożenie sobie życia tak jak od zawsze tego pragnęłam, czas na samodzielne podejmowanie decyzji oraz moment gdy w końcu będę godnie żyła. Może z czasem wszystko stanie się zupełnie inne, może zacznę żyć jak inni rówieśnicy...

Może będę miała takie życie jakiego zawsze pragnęłam.

Nie przejmowałam się tym co zostawiłam za sobą, czy ojciec będzie dalej pił, czy wpadnie w
jakieś inne może nawet gorsze nałogi aż w końcu padnie przez nie na smierć. Byłam zupełnie nieczuła, wyprana z emocji. Nie interesowało mnie zupełnie nic co jest związane z tym człowiekiem.

Może kiedyś zrozumie co zrobił.. chociaż nie. Nie zmieni się ani nie zrozumie, za długo trwa w tym całym alkoholizmie i wiecznym odpływaniu aby przestać a tym bardziej się ogarnąć.

A ja od dziś nie muszę już patrzeć na to co się z nim działo, mam spokój i mogę skupić się na sobie.

Tego człowieka już nie ma.

Pod osłoną nocy ~ MOCNA KOREKTAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz