Rozdział 25

2K 44 5
                                    


Zapukałam do drzwi i czekałam aż ktoś mi otworzy, naprawdę miałam wielką nadzieję że tym kimś będzie James. Ojciec bruneta wzbudzał we mnie dziwne emocje, patrząc na niego nie jestem w stanie wyobrazić sobie tego że mógłby komuś zrobić krzywdę jednak moja podświadomość cały czas czuwa i mam tę myśl z tylu głowy przez co ciężko mi się z nim normalnie rozmawia. Podsycają to tylko moje ciężkie doświadczenia z ojcem i obrazy przed oczkami które wypaliły w moim mózgu dziurę z której już nigdy nie znikną.
Nie musiałam długo czekać ponieważ po niedługiej chwili drzwi się otworzyły a przede mną stanęła uśmiechnięta blondynka.

-Witaj Stacy, wchodź proszę- przesunęła się w drzwiach.

-Dzień dobry Pani- przywitałam się.

-Jaka pani?! Mówiłam ci że masz mi mówić po imieniu, nie będę się czuła aż taka stara- zaśmiała się.

-Jasne, zapamiętam- uśmiechnęłam się serdecznie. Naprawdę, Alice Evans jest kobietą z którą mogłabym przebywać codziennie i wcale nie nudziłoby mi się jej towarzystwo, bardzo przypomina mi moją mamę, również jest bardzo sympatyczna, ciepła jak i wyluzowana. Nie zasługuje na to co ją spotkało...

-Dobrze kochana, więcej cię nie zatrzymuje, pewnie James już na ciebie czeka. Do zobaczenia!- pomachała mi i odeszła do salonu.

Ruszyłam schodami na górę i zapukałam w odpowiednie drzwi. Tuż po chwili przede mną stanął brunet. Ubrany. Ale tylko w pierdolony ręcznik. Z jego włosów kąpały kropelki wody co oznaczało że niedawno wyszedł spod prysznica zeskanowałam jego klatkę piersiową z góry do dołu po czym powróciłam do jego oczu i ciężko przełknęłam gule rosnąca w moim gardle. Jego ciało wyglądało jakby wyrzeźbił je któryś z greckich Bogów. Umięśnione ale bez przesady, wszystko dopieszczone ze smakiem. James widząc mój wręcz wygłodniały wzrok na jego ciele uśmiechnął się łobuzersko.

-No już już, bo zaraz ze mnie nic nie zostanie, zżerasz mnie wzrokiem- zaśmiał się i odsunął z przejścia robiąc mi miejsce a sam udał się do komody z której zaczął wyciągać ubrania.

Chwała ci za to Boże..

-A więc.. po co miałam przychodzić?- zapytałam siadając na łóżku i spojrzałam na niego z dołu.

-Żeby spędzić ze mną jakoś fajnie czas-posłał mi spojrzenie jakby była to najoczywistsza rzecz na świecie.

-Ah.. mogłam zostać w domu- zabawę czas zacząć.

-Co powiedziałaś?- dopytał.

-Że w takim razie mogłam nie przychodzić zostać sama w domu ponieważ dziadkowie wyjechali, cisza, spokój netflix i te sprawy- podparłam się na łokciach i przyglądałam się brunetowi który był w lekkim szoku jak i na moje nieszczęście cały czas tylko w ręczniku.
Zielonooki rzucił wszystkie rzeczy w kąt i zaczął się do mnie zbliżać.

Przeczuwam kłopoty..

Popchnął mnie lekko do tylu przez co leżałam przed nim jak długa. Nachylił się nade mną i złapał moją szczękę po czym zaczął szeptać mi do ucha.

-Ale czy gdybyś jednak została w domu, czy czułabyś to..?- położył rękę na moim biodrze i lekko ścisnął palce.
-Lub.. to?- Jego druga dłoń powędrowała pod moją bluzę przez co westchnęłam mimowolnie. Jego zimne, smukłe palce zaczęły rysować kółeczka na moim brzuchu, zjeżdżały na podbrzusze a potem jechały przez cały mój bok i zatrzymały się na tali.

Popatrzyłam na niego z przyspieszonym oddechem a na jego twarzy było wypisane rosnące pożądanie.

Może to już czas dać się ponieść chwili..?

Pod osłoną nocy ~ MOCNA KOREKTAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz