Rozdział 28

1.7K 34 13
                                    

Stacy

Od sytuacji z ojcem minął równo tydzień, nie przychodził już pod mój dom ani w żaden sposób nie próbował się ze mną kontaktować z czego byłam bardzo zadowolona.

Mam nadzieję że nie zapeszę...

Szykowałam się właśnie do szkoły ponieważ był dziś czwartek co oznacza że nareszcie nadchodzi mój upragniony weekend. Ubrałam dziś szerokie czarne spodnie z wysokim stanem, bluzę zależącą do James'a którą zostawił u mnie prawdopodobnie pare dni temu, czarny płaszczyk i białe air force.

Od James <3: czekam przed domem

Uśmiechnęłam się pod nosem i szybko zgarnęłam spakowaną już torbę i wyszłam z domu. Gdy zielone tęczówki zetknęły się z tymi moimi pomachałam chłopakowi i przywitałam się z nim szybkim buziakiem w usta. Złapaliśmy się za rękę i ruszyliśmy do szkoły.

-Masz jakieś plany na piątek?- zapytał brunet.

-Zależy - powiedziałam tajemniczo, nie mogę być taka łatwa.

-Zależy od...? - uniósł wysoko brwi. Nie tak szybko mój drogi.

-Kto pyta, może mam plany na randkę z jakimś innym przysto..- szybko mi przerwał przyciągając mnie do siebie i złapał mnie za szyje.

-Nawet nie waż się kończyć skarbie- warknął prosto w moje wargi po czym agresywnie mnie pocałował. Polizał moją dolną wargę prosząc o dostęp którego odrazu mu udzieliłam.

Boże jak on bosko całuje..

Po chwili odepchnęłam go od siebie nieznacznie i uśmiechnęłam jak głupia.

-Musimy iść bo się spóźnimy- ruszyłam przodem lecz przez to że James jest ode mnie o wiele wyższy i ma dłuższe nogi dogonił mnie bez większego problemu, splótł z powrotem nasze dłonie.

-Piątek ty i ja u mnie lub u ciebie, nie umawiaj się już z nikim- oznajmił a nie słysząc sprzeciwu z mojej strony jego lewy kącik ust lekko drgnął do góry.

Pare lekcji później siedziałam razem z Jamesem na jakiejś pobocznej ławce, trzymałam nogi na jego kolanach a on opierał się plecami o szafki i nagle do mojej głowy wpadł pewien szalony pomysł.

-James, kiedy teraz są jakieś wyścigi?- wystrzeliłam jak z procy. Chłopak gwałtownie obrócił się w moją stronę i wciągnął szybko powietrze.

-Nawet nie myśl o tym o czym myśle że myślisz- zdenerwował się.

-Oh No daj spokój! Przecież dobrze jeżdżę, dam sobie radę!- namawiałam go.

-Nic Ci nie powiem Stacy, to jest zbyt niebezpieczne- patrzył prosto w moje tęczówki.
On się martwił...

-No dobrze sama się dowiem- powiedziałam obrażona. Wstałam na równe nogi i zaczęłam od niego odchodzić słysząc za mną jeszcze jego krzyki abym wróciła i się nie obrażała.

I tak się dowiem kiedy są te pierdolone wyścigi i i tak pojadę.

Gdy mój wzrok padł na osobę której cały czas szukałam aż sama krzyknęłam z radości w myślach. On napewno będzie wiedział.

-Hej Charlie, mam sprawę- powiedziałam uśmiechając się szeroko. Chłopak odwrócił się w moją stronę z zdziwiona miną lecz zaraz na jego twarzy pojawił się szczery uśmiech.

-Cześć Stacy! Długo nie rozmawialiśmy, No co tam?- zapytał skupiając się na tym co chce powiedzieć.

-Wiesz może kiedy są najbliższe wyścigi w naszym mieście?- zapytałam z nadzieją.

-Jasne, w tą sobotę- odparł odrazu.
Uśmiechnęłam się szeroko i westchnęłam z ulgą.

-Dziękuje ci bardzo, teraz muszę lecieć bo niedługo zaczynam lekcje a idę jeszcze do szafki, narazie!- odeszłam od chłopaka i byłam tak zdeterminowana że zdołałbym nawet teraz jechać i się ścigać.

Tej soboty tor zapłonie..

***

Weszłam właśnie na podjazd domu babci i poczułam jakieś jebane deja vu. Na schodach przy samym wejściu siedział mój ojciec opierając głowę o kolana i patrząc w dół.
Tym razem się nie bałam, tym razem byłam zirytowana.

-Czego znowu ty tu szukasz?!- zapytałam z wyrzutem, naprawdę chciałam ułożyć sobie życie po swojemu a w nim nie ma miejsca dla niego. Podniósł szybko głowę a na jego twarzy wyraźnie można było zobaczyć zmęczenie.
Ale nie był pijany.

Coś nowego..

-Stacy proszę, wysłuchaj mnie tylko mam ci pare rzeczy do wyjaśnienia. Nie proszę o nic więcej tylko o rozmowę, wysłuchasz mnie, jedno twoje słowo i nie zobaczysz mnie już nigdy na oczy tylko proszę, wysłuchaj mnie- błagał z skrucha wypisaną w oczach.

Westchnęłam głośno i biłam się w myślach.
-No dobra ale masz 40 minut ani sekundy więcej- warknęłam i otworzyłam drzwi do domu a Richard wszedł zaraz za mną. Poszliśmy do kuchni, usiadłam przy stole i wskazałam ręka na krzesło jak najdalej ode mnie. Mężczyzna pośpiesznie zajął miejsce i oparł łokcie o stół. Westchnął głęboko i zaczął.

-A więc tak, 18 lat temu, jeszcze przed twoim urodzeniem mi i twojej mamie się nie układało, prawie że byliśmy w separacji. Poznałem nową kobietę, zakochałem się ponownie lecz tym razem wiedziałem że to jest to. Mieliśmy wziąć rozwód z twoja matką, miałem już wydrukowane dokumenty rozwodowe lecz dowiedziałem się że Marianna jest w ciąży. Nie byłem w stanie porzucić dziecka, postawiłem twoje szczęście ponad swoje. Razem z twoją matka staraliśmy się dawać ci jak najwięcej szczęścia, miłości ile tylko jesteśmy w stanie, cóż wyszło jak wyszło... Ustawialiśmy warunki, zasady, naturalnie powiedziałem Mariannie że ją zdradziłem i że już nic do niej nie czuje i że naszym jedynym powodem dla którego nadal ze sobą „jesteśmy" jesteś ty. Akurat do tej kwestii byliśmy zgodni. Po paru latach dowiedziałem się że kobieta z którą zdradzałem twoją matkę również zaszła w ciąże w podobnym czasie co Marianna. Stacy... masz brata, przyrodniego. Jest twoim rówieśnikiem, nazywa się Noah Williams- I właśnie w tamtym momencie z mojej twarzy odpłyneły wszystkie kolory. Noah z mojej paczki to mój przyrodni brat...

W mojej głowie jest jeden wielki natłok myśli, dodatkowo z opowiadań Charlotte wynika że mu się podobałam...

Boje się co dalej wyniknie z tej rozmowy..

Pod osłoną nocy ~ MOCNA KOREKTAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz