4 - polana życia i nowy przewodnik

205 17 3
                                    

Po moim słowach pociągnął mnie lekko za dłoń, prowadząc w stronę jednego z drzew, gdzie musiał znajdować się jego domek. Tutejsza architektura była doprawdy fascynująca. Ich drewniane domy budowane były na drzewach, przez co zdawały się być jednością z naturą. Między nimi rozłożone były urocze, obrośnięte bluszczem mostki.

Mijaliśmy jakąś polanę, gdzie rosły przepiękne kwiaty, które mieniły się czystym złotem. Zauważyłem parę małych ludzików, krążących wokół tych cudownych roślin.

— To polana życia — wyjaśniłem, bo zapewne zauważył, jak bardzo się temu przyglądam — To tam powstaje nasze drobne potomstwo, więc jest dobrze strzeżona.

Pokazał głową na strażników, którzy stali niedaleko, zapewne to wszystko kontrolując. To mnie absolutnie nie dziwiło. W końcu tutaj rodziło się prawdziwe życie.

— Otwarty pączek jest gotowy do użytku. Zamknięty oznacza „kopulację"? Nie wiem, jak to nazwać... Złote oznaczają, że w środku siedzi kobieta, która trzyma w brzuchu maleństwo, dopóki się nie urodzi — mówił dalej chłopak, a ja słuchałem go z prawdziwym zainteresowaniem. — Są tam jednak tylko pary, które są zdatne na potomstwo. Pozostali mają te normalne pęczki, w których śpimy.

Powiedzenie, że niczego nie pamiętam, było dobrym rozwiązaniem. Dzięki temu zaczął mi opowiadać o tym świecie. Tak naprawdę zyskałem darmowego przewodnika — chociażby na chwilę.

— Chodź — powiedział nagle, bo kiedy mówił, zwolnił nieco kroku.

Zaczęliśmy wchodzić po schodkach jego uroczej, skromnej chatki. I choć byłem przyzwyczajony do splendoru oraz bogactw zamku, uznałem, że żyje w bardzo dobrych warunkach. Domek był mały, ale przy tym bardzo przytulny.

Kazał mi usiąść na fotelu, a sam udał się do miejsca, które przypominało kuchnię. Po chwili postawił przede mną kubeczek z parującym napojem. Dzięki temu, że teraz miałem wyostrzony węch, wyczułem zapach ziół.

— Co ostatniego pamiętasz? — zapytałem, uważnie mi się przy tym przyglądając.

Zamyśliłem się chwilkę na jego pytanie, sięgając po napar, który dla mnie przygotował.

— Ostatnie, co pamiętam...to złoty pył, który unosił się wokół mnie, a potem nastała straszna ciemność — w sumie po części powiedziałem prawdę. — I potem była już ta polana. Nie wiem, skąd jestem i czy mam, dokąd wracać.

Może dzięki temu pozwoli mi tu zostać? Dzięki niemu mogę odnaleźć kwiat, którego pragnął czarnoksiężnik. Było mi przykro, że tak chcę go wykorzystać, ale to tylko mała roślinka! Nie chcę niczego więcej.

— Nic więcej nie pamiętam, przepraszam — mruknąłem, spuszczając wzrok na zaparzone zioła, które nawet dobrze smakowały.

Co będzie dalej? Nagle poczułem jego dotyk na swojej dłoni, którą obejmowałem kubeczek. Tak pięknie się do mnie uśmiechnął...

Widziałem, że się o mnie martwi, dlatego tym bardziej było mi głupio, że udaje kogoś, kim nie jestem. Nie lubiłem kłamców, a sam się nim stałem. Jego dobroć wobec mnie była taka szczera, przez co dość podle się czułem. Nie zasługiwałem na takie traktowanie, ale to było kluczem do tego, by spełnić umowę, którą zawiązałem z czarnoksiężnikiem.

— Nie musisz przepraszać — powiedział i po tym westchnął ciężko. — Prawdopodobnie byłeś u ludzi, więc to cud, że tu jesteś... Puścili cię wolno, jednak straciłeś pamięć. Powiedz mi... Czujesz się jakoś źle? Coś cię boli w okolicach serca bądź rozrywa?

— U ludzi? — mruknąłem cicho, gratulując sobie zdolności aktorskich. — Czyli to naprawdę cud, że tu jestem w jednym kawałku.

Przecież słyszałem o tym, jak ludzie potrafili potraktować magiczne istoty. Uważali nas zapewne za wcielone zło, a przecież nie każdy był okrutny. Nie mogłem jednak się wypowiadać w tym temacie, bo teraz sam zachowywałem się nie w porządku.

My little elf || SeongjoongOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz