Nie wiem, nawet kiedy znalazłem się na terytorium Serenum. Nic do mnie nie dochodziło. Całą drogę płakałem, bo utraciłem całą swoją nadzieję. Skazałem Honga na śmierć z tęsknoty, gdzie ja sam będę musiał się męczyć na tym świecie, chyba że sam ze sobą skończę.
Jednak, czy to nie byłoby zbyt proste? Znowu mam pójść na skróty? Próbowałem tak zrobić w sprawie powrotu do magicznej krainy i wszystko się posypało. Powinienem teraz cierpieć całe swoje życie, by poczuć, chociaż ułamek tego, co musi teraz przeżywać Hong.
Wjechałem powoli do miasta, gdzie od razu usłyszałem ciche szepty mieszkańców. Skrzywiłem się lekko, mając nadal spuszczoną głowę. Miałem ochotę zatkać sobie uszy, żeby nie słyszeć tych ludzi. „Czy to książę Seonghwa?", „Boże, on żyje"., „Gdzie on był tyle czasu?", „Król tak bardzo go szukał, a on nagle się pojawia", „Słyszałem, że królowa z rozpaczy na całe dnie zamknęła się w swojej komnacie".
Przestańcie, proszę.
Tak bardzo się bałem konfrontacji z rodzicami, ale co innego miałem zrobić? Uciec w nieznane mi miejsce, by tam umrzeć z rozpaczy? Musiałem odpowiedzieć za swoją głupotę.
Uniosłem nieco głowę, kiedy zbliżyłem się do wrót zamku, gdzie drogę zastąpili mi strażnicy. Kiedy zobaczyli moją twarz, spojrzeli po sobie, jakby nie dowierzali w to, co widzą. Chrząknąłem lekko, nie przejmując się tym, że moja twarz zapewne wyglądała, jak obraz nędzy i rozpaczy.
— Przepuście mnie, to rozkaz — mruknąłem na tyle głośno, by mnie usłyszeli.
— Tak, tak. Oczywiście, Wasza Książęca Mość — odparli szybko, nieco przestraszeni, bo właśnie torowali drogę swojemu księciu.
Przesunęli się na boki, więc mogłem przekroczyć wrota zamku, którego nie chciałem widzieć. Pragnąłem znowu znaleźć się w skromnej, elfiej chatce, gdzie czekałbym na mnie Hong. Boże, czy mogę do niego wrócić? Tym razem powiem całą prawdę...
Wjechałem na dziedziniec, gdzie wywołałem niemałe poruszenie wśród służby, która również zaczęła szeptać między sobą. Ja natomiast zszedłem ciężko z konia i nim się obejrzałem, a był już przy mnie stajenny, który ukłonił się nisko, patrząc na mnie, jak na jakiegoś ducha.
— Napój i nakarm go dobrze. Błąkał się tak wiele dni sam po lesie... — mruknąłem cicho, klepiąc mojego wiernego konia po szyi.
— Oczywiście, książę — odparł mężczyzna i przejął ode mnie lejce, by poprowadzić zwierzę do stajni.
Ruszyłem do wejścia zamku, gdzie uchylono dla mnie wrota. Tutaj również strażnicy patrzyli na mnie z niemałym szokiem, ale nie śmieli pisnąć nawet słówka. Ruszyłem smętnie znanym mi korytarzem zamku, aż trafiłem na ogromny hol, który prowadził do sali tronowej. Jak się okazało, była pusta, więc musiałem poszukać rodziców w ich komnatach.
Po drodze mijałem sporo służby, która na chwilę zamierała w miejscu, by dopiero po paru sekundach zgiąć się w ukłonie. Miałem ochotę machnąć na to ręką. Odzwyczaiłem się od takiego traktowania, które mnie strasznie irytowało. Wolałem spokojnie życie w elfiej wiosce... po stokroć bardziej czułem się elfem niż człowiekiem.
W końcu stanąłem przez królewskimi komnatami, gdzie wszedłem bez pukania, choć to było niegrzeczne i nawet ja, królewski syn nie miałem prawa tak robić. Jednak w tym momencie mało, co mnie obchodziło. Kiedy wszedłem do środka od razu padły na mnie spojrzenia rodziców.
Matka siedziała na szezlongu i do tej pory musiała patrzeć za okno. W dłoni trzymała bawełnianą chusteczkę, którą musiała ocierać łzy. Ojciec zaś przystanął na środku komnaty. Oboje patrzyli na mnie najpierw z szokiem wymalowanym na twarzy, potem radością, a następnie... z niezadowoleniem? Nie, to ostatnie głównie ojciec, bo matka wyglądała tak, jakby miała się rozsypać.
CZYTASZ
My little elf || Seongjoong
FanfictionPark Seonghwa jest białym księciem pięknego królestwa, które słynie ze swojej dobroci i życzliwości, jednak w pewnym momencie zacznie czuć, że czegoś mu brakuje. Zwróci się z pomocą do czarnoksiężnika, który ma mu ukazać wizję przyszłości, jednak za...