Rozdział 5

2.7K 233 48
                                    


Pomyślałam, że skoro jutro Wigilia, to zrobię Wam niespodziankę rozdziałem. 


Przy okazji chcę życzyć Wam dużo radości, spokoju raz zdrowia w nadchodzących świątecznych dniach. Odpoczywajcie, jedzcie i po prostu bądźcie szczęśliwi <3

***** ***

Napisanie odpowiedzi nie zajęło jej zbyt dużo czasu, chociaż stercząca za plecami matka skutecznie ją rozpraszała. W końcu jednak udało się skreślić kilka niezręcznych słów, które miały wyrazić jej entuzjazm. Zmuszała się do niego, ale ponieważ i tak matka narzucała swoją wolę, nie widziała powodu, by nie zacząć szukać kogoś na własną rękę. W głowie już miała widok na piękny dom na wsi i dwójkę bawiących się dzieci. Nawet uśmiechnęła się do tych myśli, co hrabina odczytała jako radość z jutrzejszego obiadu.

Hrabia był całkiem przystojny, ale wyglądał raczej jak ten wyśniony przez wiele debiutantek adorator. Wysoki, smukły z lśniącymi włosami zaczesanymi zgodnie z najnowszą modą, ubranie również miał uszyte pod dyktando tego, co ubierało się na salonach.

Nie znała się jednak na mężczyznach, nikt nigdy jej nie całował, nie dotykał w sugestywny sposób, dlatego całą swoją wiedzę opierała na książkach i obserwacjach, jakie zawsze czyniła na wszelakich przyjęciach i rautach. Oczywiście nie dlatego, że byli fascynujący, ale z nudów.

Kiedy list został wysłany, Victoria czuła, że zrobiła źle, ale nawet gdyby chciała odmówić, matka sama odpisałaby na wiadomość i zapowiedziała wizytę.

– Och, och, coś czuję, że skończysz po letnim sezonie na ślubnym kobiercu. Będziesz hrabiną! W końcu! Tak bardzo się cieszę – wykrzykiwała zadowolona i uściskała córkę, a potem wyszła z sypialni i zostawiła ją samą.

Panna Woodland rzadko kiedy była przytulana, czy dotykana przez kogokolwiek z rodziny, ostatni raz miało to miejsce piętnaście lat temu, zaraz po wypadku z ogniem, gdy lekarz jeszcze mamił hrabinę całkowitym ozdrowieniem Victorii. Lucinda dała sobie wmówić, że najstarsza córka wyjdzie z tego bez szwanku. Cóż, uwierzyła, ale jej rozczarowanie i złość na doktora przelała właśnie na nią.

Zerknęła za okno i zobaczyła szalejącą na zewnątrz ulewę. Nici z jej spaceru po ogrodzie.

***

Dom hrabiego Clarendona był piękny: wybudowany w stylu palladyńskim, z gładkimi filarami i zachwycającym frontonem tuż nad marmurowymi, półokrągłymi schodami. Gdyby to była inna sytuacja, zapewne na głos wyraziłaby swój zachwyt nad wspaniałą rezydencją. Nie była to jednak okazała budowla, lecz taka w sam raz na wiosenno-letni sezon, do której wracano jedynie na kilka miesięcy.

– Czy hrabia Clarendon jest tak bogaty? – zapytała Whitney, wyrażając tym samym na głos myśli starszej siostry. Wyglądała przez okno i wpatrywała się w zbliżającą posiadłość z nieskrywanym podziwem.

– Tak, ma kilka majątków rozsianych po całej Anglii, dodatkowo jego tytuł liczy sobie jakieś czterysta lat, więc to doskonała partia. Victorio, lepiej nie mogłaś trafić.

– Chyba niepotrzebnie wybiegasz do przodu, matko – odpowiedziała starsza panna Woodland. – Tylko zaprosił nas na obiad. Nie rób sobie nadziei na zaręczyny czy ślub.

– Milcz, nie chcę słuchać żadnych twoich wymówek.

W powozie zapadło milczenie. Hrabina dumnie wyjrzała przez okno, a hrabia jak zwykle nie wtrącał się do rozmów żony z córkami. To ona miała za zadanie je wydać za mąż, on tylko przeznaczał pieniądze na posag i ślub. Whitney natomiast posłała Victorii współczujące spojrzenie, lecz kiedy ta niemalże zmiażdżyła ją wściekłym wzrokiem, odwróciła się do okna.

Szczyt perfekcji (Blizny #1)✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz