No i proszę, standardowy rozdział już jest, akurat do śniadania - może się Wam nie cofnie ;)
***
Asher był tak zaniepokojony, że ucieczka z sypialni żony była najsłuszniejszą decyzją. Wytarł penisa z dziewiczej krwi żony, a drugim ręcznikiem odświeżył resztę ciała. Czuł się pokonany, zmęczony, ale również bardzo zadowolony. Tego właśnie mu było potrzeba, chociaż czuł wstyd z powodu szybkiego seksu z Victorią, bo zasłużyła na więcej przyjemności. Kiedy zadowalał ją ustami, pragnął zastąpić język czymś innym i tylko myśl, że ona nie miała jeszcze nikogo, powstrzymywała go przed gwałtowną penetracją.
Nie podobało mu się to, co czuł, kiedy z nią był; to coś, co kiedyś mógłby uznać za wspaniałą jedność, obecnie bardzo mu przeszkadzało.
Chodziło mu tylko o dwie rzeczy, a wszelkie uczucia nie wchodziły w grę, ponieważ wszystko komplikowały. Jak niby miał słusznie ocenić sytuację, kiedy jego żona działała na niego w ten sposób? Nie, zdecydowanie powinien narzucić im dystans. Nie mógł jednak wyprzeć z głowy dzisiejszej nocy.
By mu bardzo dobrze. Czuł, że pasowali do siebie idealnie, zwłaszcza kiedy Victoria objęła go udami i mocno do siebie przyciskała, łapiąc jego rytm. Nie spodziewał się tego, jej początkowy wstyd i strach sprawiły, że porzucił nadzieję na udany seks. Na szczęście się mylił i dobrze się bawił. Nie sądził, że Tory, pozbawiona nawet możliwości flirtu, będzie tak namiętna. To dobrze rokowało na przyszłość. Uśmiechnął się do siebie.
Dlatego nie mógł zasnąć w nocy, wciąż myśląc o ich wspólnych chwilach, aż zastał go świt i musiał wstać, bo czekał go cały dzień na nogach.
Sytuacja z Chemsfoldem zaczęła się zmieniać, a on musiał być skupiony, chociaż po tej nocy nie bardzo w to wierzył, wciąż rozpamiętując jak mokra i ciasna była jego żona, gdy w nią wchodził raz po raz.
Wszedł do sypialni żony. Jeszcze spała, a na jej twarzy malował się spokój, co nieco go uspokoiło. Wyszedł wczoraj i nie zdążył się upewnić, jak naprawdę się czuła, oprócz tamtych orgazmów, po których widocznie miała problem ze złapaniem oddechu. Teraz jednak wciąż spała, więc się wycofał z pokoju.
Śniadanie zjadł w samotności, przez co poczuł się dziwnie bez cichej obecności żony. Zasiadała po jego lewej stronie, co oczywiście było sprzeczne z tradycją, jaka panowała w większości domach. Żona powinna siedzieć u szczytu stołu, ale on nie należał typowej arystokracji, więc mu nie przeszkadzało, że Tory znajdowała się tak blisko. Dziś jednak jej nie było, a pomieszczenie wydawało mu się obce.
Totalne bzdury, pomyślał nagle wściekły. Zwyczajne głupoty.
Wstał gwałtownie od stołu i wyszedł, ponieważ nie podobał mu się kierunek myśli, w którym podążyły. Nie chciał za bardzo się nad tym zastanawiać, im mniej rozmyślał nad relacją z Victorią, tym ona płytsza była. Chodziło tylko o dziedzica i córkę. I o Chemsfolda. To były powody, dla których obchodziła go Victoria, nic więcej nie wchodziło w grę.
Z jadalni skierował się prosto do gabinetu, w którym już czekały na niego stosy dokumentów – musiał się z nimi uporać do południa, bo potem miał zaplanowane spotkanie z Chemsfoldem. Miał taką niechęć do tego człowieka, ale nawet jeśli bardzo chciał przyspieszyć, to nie mógł, ponieważ wiedział, że pośpiech mógłby go zgubić. Co prawda uważał hrabiego za idiotę, ale nie chciał go też lekceważyć i przekraczać granicy. Był na półmetku, więc musiał narzucić sobie cierpliwość.
Victoria też szybko mu ulegnie, dzięki czemu bez żadnych podejrzeń wypyta ją o ojca. Nie wiedział tylko, jak zaskarbić sobie sympatię teścia, by ten powiedział mu to, co chciał wiedzieć bez alarmowania Chemsfolda.
CZYTASZ
Szczyt perfekcji (Blizny #1)✓
Romance• TEKST PRZED KOREKTĄ • Victoria Woodland nie sądziła, że kiedykolwiek wyjdzie za mąż, a jeśli już jej się to uda, na pewno nie będzie to małżeństwo z miłości. Matka nieustannie karciła ją i strofowała za to, że nie potrafiła przyciągnąć uwagi żadne...