Rozdział 63

2K 225 28
                                    


Asher kręcił się po salonie Anglesey'a i próbował dojść do ładu ze sobą.

– Dobrze wiesz, co tam się będzie znajdowało, więc mam nadzieję, że zachowasz trzeźwy umysł?

Książe o tym wiedział, dlatego obawiał się, że całe cholerne wtargnięcie wymknie im się spod kontroli, kiedy zobaczy na własne oczy, co robił hrabia.

– Zamierzam, ale jeśli go zobaczę, co robi to nie wiem, czy się powstrzymam.

– Grafton, cholera. On jest potrzebny do przesłuchiwań, więc musi gadać.

Rzucił mężczyźnie roztargnione spojrzenie, ale kiwnął głową, chociaż nie chciał i nie mógł mu niczego obiecać.

– Zresztą, nie ma czasu już na wątpliwości. W nocy zaczynamy, więc ani nie mogę cię wycofać, ani ty nie możesz działać na własną rękę, jeśli nie chcesz trafić za kratki. – Markiz brzmiał poważnie, a książę nie spodziewał się, że będzie szantażowany przez niego. Więzienie dla niego?! To jakieś kpiny.

– Nie żartuj sobie ze mnie! – warknął rozjuszony, ale markiz nie wyglądał na przejętego, wręcz przeciwnie. Wydawać by się mogło, że jego postawa w ogóle się nie zmieniła, jakby w ogóle go to nie obeszło. Był trochę jak wykuty z sumienia, zamknięty, małomówny i dziwnie spokojny.

Książę widział jednak, że miał swoje demony, doskonale wiedział, że służba w wojsku i udział w Kompanii Wschodnioindyjskiej odcisnęły na nim swoje tragiczne piętno.

– Owszem, jeśli spartaczysz tę sprawę jestem skłonny wsadzić cię do więzienia, a ponieważ mam takie możliwości, to musisz na siebie uważać.

– Jeśli myślisz, że się boję, to się grubo mylisz. Nie tylko ty możesz komuś zaszkodzić.

Panowie zmierzyli się mrocznymi, pełnym ostrożności spojrzeniami, aż w końcu Grafton odpuścił.

Za długo czekał na ten moment, więc nawet jeśli będzie musiał nieco zmienić swoje plany, to trochę je nagnie... Nic się przecież nie stanie.

Kiedy wrócił do siebie, usiadł za biurkiem i zapatrzył się w jeden punkt. Jego życie było w tej chwili jednym wielkim bałaganem, którego nie umiał posprzątać.

Zanurzył dłonie we włosach i zacisnął na nich palce. Całe życie czekał na moment, w którym odkupi swoje zaniedbanie wobec siostry, ale kiedy ta chwila była tak blisko, czuł się okropnie. Zranił Victorię tak bardzo, że same kwiaty i biżuteria nie wystarczą. Zresztą, jego żona wcale taka nie była.

Chryste, jak on niszczył ludzi. Nie potrafił uszczęśliwić żadnej kobiety, która w jakikolwiek sposób była z nim związana i był pewny, że żona odcięła się od niego na zawsze. Może to i dobrze? W końcu przestanie ją ranić.

Wrócił do pracy, a przynajmniej się starał, lecz jego myśli szybko biegły w stronę dzisiejszej nocy, by zaraz potem wrócić do Victorii. Nie chciał być arogancki, ale był pewny, że płakała z jego powodu, jej oczy, kiedy wszedł do jej nowej sypialni powiedziały mu wszystko. Zacisnął usta.

Cholera, dlaczego akurat wybrała tamtą sypialnię? Czemu nie odnowiła sobie jakiejś innej?

Asher był pewny, że to kolejny chichot losu, chociaż nie wiedział, jak bardzo chciał obwiniać Tory, nie potrafił tego zrobić, ponieważ żona nie wiedziała, gdzie tak naprawdę sypiała. To była alkowa Julie, jego pierwszej żony, dlatego przebywanie tam doprowadzało go do wrzenia, nad którym nie potrafił zapanować.

– Milordzie, milady wyszła z domu przed obiadem i do tej pory nie wróciła – poinformował go Wiggins, kiedy w końcu wyłonił się ze swojego gabinetu. Dochodziła pora kolacji.

Szczyt perfekcji (Blizny #1)✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz