Wasilij uchylił drzwi i zajrzał do „serwerowni". Po prawdzie pomieszczenie nie było faktycznie serwerownią po prostu lubił tak je nazywać, ze względu na pokaźną liczbę sprzętu komputerowego, która tam się znajdowała. Co ciekawe komputery wyglądały podobnie do tych ziemskich z tą różnicą, że błyszczące LED-ami pudła ledwo mieściły się pod stolikami. Nawet klawiatury, pomimo że zawierały na sobie litery i podpisy w obcym języku, prezentowały się względnie klasycznie i to pomimo faktu, że już od dawna istniał ich bezdotykowy odpowiednik. Jedyny przykład nowoczesnej technologii stanowiły liczne ekrany holograficzne, którymi hakerzy zazwyczaj żonglowali oszczędnymi machnięciami.
Zazwyczaj, lecz nie tym razem.
Jajogłowi zachowywali się, jak gdyby całkowicie zapomnieli, kim byli. Wasilij nie słyszał ani jednego niezrozumiałego żartu, nie widział też wyniosłych spojrzeń, ani przemądrzałych gestów, które jemu osobiście kojarzyły się z pretensjonalnym poprawianiem okularów na nosie. W tej chwili hakerzy emanowali dziwactwem i nie chodziło o tę codzienną "dziwaczność" normalną dla ich profesji.
Wasilij ostrożnie wkrzoczył do środka i przyjrzał się uważnie okrąglutkiemu chłopakowi, który siedział w kącie, obejmował się za kolana i bujał do przodu i do tyłu. Kolejny, a zarazem bliźniaczo podobny (choć Wasilij w duchu przyznawał, że miał po prostu problem z rozróżnieniem pasjonatów komputerów), mierzwił włosy i gorączkowo uderzał palcami w klawiaturę, gdy przed jego oczami migały kolejne fora technologiczne. Okazjonalnie zerkał na osobę przy sąsiednim komputerze, która najpewniej była przyczyną zaistniałej sytuacji. Najpewniej? Wasilij przyjrzał się trzeciemu hakerowi. Ten akurat okaz położył się na stole na środku pomieszczenia, skrzyżował ręce na piersi i po prostu gapił się w sufit. Wszelkie wątpliwości zniknęły z umysłu Wasilija. To z pewnością zasługa Haliny Ulańskiej.
Wasilij podkradł się do ostatniego ze swoich pracowników. Ruszał się ostrożnie, aby nie spłoszyć jedynego, który zachował jeszcze resztki poczytalności. Nic dziwnego, że to właśnie on został kierownikiem tej nadętej hałastry.
– Andku? – Wasilij skwapliwie położył szczupłemu mężczyźnie o rdzawej czuprynie dłoń na barku. W ten sposób nie ucieknie.
Nigdy nie rozumiał, czemu hakerzy żądali, aby zwracał się do nich przy pomocy ksywek z Sieci. Tłumaczyli, że w ten sposób czuli się bezpieczniej, stąd – choć nie pojmował – nie potrafił im odmówić dobrego instynktu. Wszak to przedstawicieli tej właśnie profesji najczęściej jak ognia unikali cybernetycznych ulepszeń. Patrząc na nich, mógł sobie przynajmniej wyobrazić, jak wyglądali tutejsi mieszkańcy, zanim rewolucja technologiczna zrobiła im z mózgu obwody.
– T-to nie ma sensu. – Andek wskazał Halinkę, która ze skupieniem stukała po klawiaturze. – Ona... Ona! – Pociągnął nosem, z trudem powstrzymując drżącą wargę.
– Tak? – Wasilij użył wyćwiczonego tonu, który stosował najczęściej na czteroletnim siostrzeńcu, gdy ten przeżywał gorszy moment w przedszkolu. – Co wam zrobiła?
– W-włamała się do bazy... m-miejskiego m-m-monitoringu! – wybuchnął Andek.
– To chyba dobrze? – upewnił się Wasilij.
– Dobrze... – Andek prychnął. – Dobrze?! DOBRZE?! Jakie niby dobrze?! Po prostu uderzała palcami losowe klawisze! Nie wprowadziła ani j-jednej sensownej k-komendy! A p-przed... przed chwilą... zażądała d-drugiej... d-drugiej... – Zamilkł i wykrzywił usta, jak gdyby ostatnie słowo nie chciało mu przejść przez gardło. – Klawiatury! – wykrzyczał.
– Tak będzie szybciej – odburknęła Halinka. – Jakbyś nie robił scen i po prostu zrobił to, o co cię proszę, już dawno znalazłabym Szarika.
CZYTASZ
Niebywały przypadek Haliny Ulańskiej
ChickLitNazywam się Halina Ulańska i jestem ostatnią normalną osobą na nienormalnym świecie. Bo czy można nazwać „normalną" rzeczywistość, w której przystojnych milionerów spotyka się na każdym rogu, niedźwiedzie walczą w oktagonie, a domowe zwierzątka gada...