– Poproszę dużego cheeseburgera bez sera i jeszcze do tego frytki jaglane.
Halinka odruchowo poprawiła firmowy kaszkiecik. Zerknęła z nadzieją na swoje współpracowniczki, ale ich miny mówiły głośno i wyraźnie: radź sobie sama, nowa.
– Proszę pana, ale cheeseburger polega właśnie na tym, że jest w nim ser – spróbowała ostrożnie.
– Ser jest bardzo niezdrowy – nie zgodził się starszawy klient z siwą bródką. – Czytałem ostatnio w gazecie, że spożywanie go przez mężczyzn grozi rakiem jajników!
Szybko zamrugała. Usłyszane rewelacje podziały na nią alergicznie. Miała ochotę cofnąć się w czasie i zatrudnić w szkole, do której uczęszczał ten mężczyzna. Wtedy mogłaby przy tablicy wytłumaczyć, na czym polega męski układ płciowy. Pewnie skończyłoby się jedynką albo kilkoma, ale była przekonana, że w końcu coś by osiągnęła.
– To jak? Dostanę zamówienie czy mam pójść gdzie indziej?
Westchnęła. Czuła się staro. Za jej czasów cheeseburgery zawsze zawierały ser, a frytki robiło się wyłącznie z ziemniaków. Skinęła i spisała zamówienie wraz z numerem na karteczce samoprzylepnej. Zbliżyła się do blatu rozdzielającego zwykłych sprzedawców od prawdziwych artystów kanapkowych tworzących na kuchni dzieła sztuki kulinarnej. Przykleiła zamówienia i stuknęła w malutki dzwoneczek. Wróciła do kasy. Wyciągnęła okrągły żeton. Wręczyła go klientowi.
– Zacznie krzyczeć, kiedy zamówienie będzie gotowe – poinstruowała.
– Chyba piszczeć – poprawił mężczyzna.
– Odbieraj żarło! – rozległo się znienacka. – Odbieraj! Odbieraj żarło!
Halinka zdjęła rękę z przycisku wywołania, kończąc tym samym demonstrację.
– Dziękuję – bąknął klient, masując uszy. – Czemu to takie głośne?
– Przez nich. – Halinka wskazała czterech mężczyzn stojących instrumenty w rogu restauracji. – Zaraz zaczną grać. Czy lubi pan disco polo?
– Uwielbiam! – ucieszył się mężczyzna, po czym natychmiast ruszył w kierunku zespołu. Zajął miejsce tuż obok.
– Uuuu... błąd. – Halinka zacmokała językiem.
– Dobrze sobie radzisz, młoda.
Zerknęła kątem oka na młodszą od niej blondynkę w czerwonym fartuchu, żółtych spodniach w beżowe paski, czarnej koszulce oraz czerwono-żółtych butach klauna. Skrzywiła się. Ciągle nie przyzwyczaiła się do wyglądu stroju służbowego.
– Mam dla ciebie zadanie – ciągnęła dalej tamta z tajemniczym uśmiechem. – Trzeba pomóc w kuchni pozmywać naczynia.
– Skoro trzeba, to cię nie zatrzymuję. Idź i pomóż.
– To tak nie działa – zmieszała się blondynka, zakładając firmowy kaszkiet. – W sensie, to nie tylko mój obowiązek, plus właśnie ty miałaś...
– Posłuchaj mnie uważnie, Arletta, czy jak cię tam matka nazwała...
– Aneta...
– A więc posłuchaj mnie uważnie, Żaneta. Pracuję jako kasjerka znacznie dłużej, niż bym sobie tego życzyła, ale w związku z tym wiem, co powinnam robić, a czego nie. Nigdy więcej nie próbuj mi wciskać kitu. Zrozumiałaś?
– Ale...
– Zrozumiałaś?
– No bo...
– Mam się powtórzyć?
CZYTASZ
Niebywały przypadek Haliny Ulańskiej
Chick-LitNazywam się Halina Ulańska i jestem ostatnią normalną osobą na nienormalnym świecie. Bo czy można nazwać „normalną" rzeczywistość, w której przystojnych milionerów spotyka się na każdym rogu, niedźwiedzie walczą w oktagonie, a domowe zwierzątka gada...