17.2 Czarny kot

68 14 80
                                    

Halinka znowu przylgnęła do ziemi i skupiła na celu – domu, w którym rezydował Adarash. Spadzisty dach z kopułką podtrzymywały potężne kolumny. Dzięki temu każde piętro miało swój własny potężny taras. Gdy promienie słońca dosięgły ścian budynku, zaczęły błyszczeć niczym złoto.

– Kolejny, który uważa się za sułtana – mruknęła Halinka.

– Pijesz do Szarego?

Prawie pisnęła z zaskoczenia, słysząc Szarika. Zdecydowanie musi się oduczyć od komentowania rzeczy pod nosem, a już zwłaszcza, gdy sądziła, że przebywa „sama".

– Nie strasz – zirytowała się. – Gdybym krzyknęła, zleciałby się tu cały cmentarz.

– Nikogo tu nie ma – zapewnił Szarik. – Wspiąłem się na drzewo, by sprawdzić okolice. Z jakiegoś powodu umarlaki unikają posiadłości.

– Dobrze wiedzieć – dodała Aneta, a serce w piersi Halinki nieprzyjemnie podskoczyło. Raptem kilka sekund wcześniej przyjaciółka czołgała się po trawie ładnych paręnaście kroków za nią! Kiedy zdążyła skrócić dystans?! – Czyżby nasz nekromanta obawiał się własnych kreacji?

– Ciekawe. – Surbi również znajdował się bliżej, niż Halince się wydawało.

– Co wy wszyscy tak się do mnie podkradacie? – nie wytrzymała.

– Sprrrawdzamy twoją czujność. – Na pyszczku Szarika zatańczył uśmieszek pełen samozadowolenia.

– Idziemy – zarządził Surbi. Wstał, otrzepał spodnie i zaczął dziarsko maszerować do pałacyku.

– Zaczekaj! – syknęła Aneta. – Musimy zachować ostrożność!

– Szarik mówi, że jest bezpiecznie – odparł rewolwerowiec.

– Tak mówię – przytaknął kot.

– Intruz! Intruz!

– I się pomyliłem.

Halinka spróbowała namierzyć istotę, którą Surbi zaalarmował swoim pojawieniem. Widziała, że rewolwerowiec się cofa z uniesionymi rękami, ale samego napastnika już nie. Wyszarpnęła broń z kabury i czmychnęła do drzewa, zza którego mogła zobaczyć coś więcej niż same plecy towarzysza. Gdy dostrzegła wroga, zaklęła i opuściła rewolwer.

– Intruz! Intruz! – szczekał rudy pies. – Ugryzę! Ugryzę! Intruz!

Halinka dostrzegła niewielką budkę przytuloną do boku potężnych schodów prowadzących do pałacyku.

– Cała moja piękna taktyka runęła przez psa?! – stęknęła Aneta. – Czemu nikt mi nie powiedział, że mają tu psy?!

– Gadające psy – poprawiła Halinka. – Choć chyba niezbyt inteligentne...

Surbi ostrożnie wyjął z płaszcza pasek suszonego mięsa i pokazał zwierzęciu.

– Mięso? – zdziwiło się, po czym zaczęło ujadać: – Mięso! Mięso! Daj! Daj! Daj! Moje! Mięso! Moje! Mięso!

Coś rudego przemknęło do Surbiego i wyrwało z jego palców przekąskę. Halinka przetarła oczy. Szarik? Jej pupil zmienił się nie do poznania. Cały się najeżył, wytrzeszczając na psa żółte oczy. Żuł mięso, a jednocześnie zamiatał ogonem oraz rył ziemię pazurami.

– Uciekać! – zaskomlał pies i pognał za dom.

– Gonić! – przedrzeźnił kot, ruszając w pościg.

– Szarik! – zawołała Halinka. – Zostaw go! Skupmy się lepiej na nekromancie!

– Nekromancie? – Kot przystanął i prychnął wzgardliwie. – Tu chodzi o coś starszego i bardziej pierrrwotnego niż wasze człowiecze nieporozumienia! Całe pokolenia kotów ssspędziły pół życia na drzewach, przez zasssrańcow takich jak ten rudy szczekacz! To sprawa honoru! – zapiał i ruszył tak gwałtownie, że Surbi oberwał ziemią.

Niebywały przypadek Haliny UlańskiejOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz