Mikey zeskoczył z motoru i porzucił go na chodniku. Podbiegł do kawiarni... A raczej do tego, co z niej zostało. Zachciało mu się wrzeszczeć. Rwać włosy z głowy.
Budynek się palił, a fragmenty ścian odpadły i zawaliły się. Tylna część kawiarni została doszczętnie zniszczona. Przez pozostałe otwory po szybach, płomienne języki lizały świeże powietrze, które teraz drżało, barwione duszącym dymem.- Boże... - Mikey poczuł, jak oczy zaczynają go szczypać, niekoniecznie od dymu. - Mayumi!
Podbiegł bliżej i rozejrzał się. Ogień trawił resztki wnętrza kawiarni, tak dobrze mu znanego, a teraz nie potrafił rozróżnić podłogi od spalonej kanapy. Oddech mu przyspieszył. Może jej tu wcale nie było...
Usłyszał kaszel. Obrócił się gwałtownie i ręką odgonił kłęby dymu.- Mayu-chan! - zawołał.
Odpowiedział mu kolejny atak kaszlu. Mikey natychmiast skierował się w tamtą stronę. Kaszel dobiegał gdzieś z boku kawiarni. Manjiro wiedział, że to złe, ale miał nadzieję, że to ktoś inny kaszle. Że to ktoś nieznajomy, czyjej śmierci by nie żałował. Jakiś przypadkowy przechodzień. Tylko nie...
- Ma... Mayu... Chan... - wydusił.
Stanął nad osobą, która leżała na boku, przygnieciona drewnianymi belkami. Pewnie spadły z sufitu. Mimo osmalonej i poparzonej twarzy, zakrwawionych ubrań... Rozpoznał ją. Rozpoznał każdy szczegół jej ciała.
To na pewno była Mayumi.- Boże, Mayumi! - rzucił się w jej kierunku i upadł na kolana. - Słyszysz mnie? Proszę, otwórz oczy, Mayu-chan!
Odpowiedziała mu najpierw kaszlem. Otworzyła załzawione oczy, a zielone tęczówki zaświeciły się na jego widok.
- Mikey... - wydusiła zachrypniętym głosem.
- Nic nie mów! - nakazał. - Wyciągnę cię stąd.
Jednym ruchem odrzucił część drewna, potem resztę. Zrobiło mu się słabo. Nogi Mayumi zostały kompletnie zmiażdżone i poparzone. Kobieta znów kaszlnęła. Mikey wziął ją w swoje ramiona.
- Mayu-chan, będzie dobrze. - mówił. - Zadzwoniłem już po straż, pogotowie. Będzie dobrze. - odgarnął sklejone krwią kosmyki włosów z jej twarzy.
- Mikey... - wychrypiała.
- Nic nie mów, błagam cię. - zamrugał, chcąc pozbyć się łez w oczach. - Tylko stracisz siły...
- Posłuchaj mnie, do cholery... - warknęła i splunęła krwią.
- Nie, to ty mnie posłuchaj! - krzyknął zrozpaczony. - Nie wolno ci tutaj umrzeć. Ani tu, ani nigdzie! Rozumiesz?! Musisz ze mną zostać! Przecież mi obiecałaś... - zagryzł wargę, czując, jak krople wody toczą się po jego policzkach. - Przecież miałaś mnie nie zostawiać...
- Mikey...
Poczuł jej poparzoną, gorącą wręcz, dłoń na policzku. Spojrzał na nią przez łzy. To nie mogła być prawda. To musiał być jakiś okropnie zły koszmar. Nie godził się na to. Nigdy by się na coś takiego nie zgodził...
Mayumi uśmiechnęła się, a łzy popłynęły z jej oczu. Popękane wargi uformowały ciche, słabe słowa:- Przecież ja i tak... Miałam zamiar z tobą zostać... Póki śmieć nas nie rozłączy...
Fala rozpaczy zalała serce Mikey'ego. Nie chciał przyjąć do świadomości, że nie uda mu się jej uratować. Że Mayumi umrze. Że nikt nie zdąży tu przyjechać, by mu pomóc.
- Nie możesz... - załkał. - Obiecałaś...
- Starałam się... - wykrztusiła.
Mikey przyciągnął ją bliżej siebie. Złożył na jej ustach delikatny pocałunek.
- Tak bardzo cię kocham, Mayumi. - pociągnął nosem. - Wybacz mi...
- To nigdy nie była... Twoja wina. - wychrypiała. - Ja też... Bardzo cię kocham... - pogładziła ostatkami sił jego policzek. - Dbaj o siebie... Jesteś dla mnie... Najważniejszy...
Jej ręka opadła. Mikey złapał ją i wbił spojrzenie w jej twarz. Zastygł na niej spokojny uśmiech. Ostatnia łza spłynęła po jej policzku i zaraz wyparowała, gdy spadła na gorącą podłogę.
Mikey poczuł, jak w jego sercu otwiera się dziura. Ogromna pustka, nie do załatania. Przytulił ciało Mayumi, łkając w jej ramię, nie zważając na palące się obok resztki kawiarni.Tak też znalazł go Draken. Przyjechał na miejsce w tym samym czasie, co straż pożarna. Jako pierwszy odnalazł Manjiro, który wciąż kołysał w ramionach martwe ciało Mayumi. Draken poczuł łzy w oczach. Przypomniał sobie wszystkie te momenty spędzone z Mayumi. Jej kiepskie podrywy. Jej narzekanie na Mikey'ego. Jej marzenia, by zostać fryzjerem.
Poczuł ukłucie w piersi. Ich przyjaciółka nie żyła. Umarła w ramionach Mikey'ego. To wszystko była robota Karmazynowych Lilii. Zacisnął pięści.- Mikey... - zaczął.
- Zabili ją, Ryuguji! - wrzasnął Mikey.
Draken wzdrygnął się na tę rozpacz i furię w głosie jego przyjaciela. Użył jego nazwiska...
- Zamordowali! - Mikey wzniósł wzrok do nieba. - Mordercy! Zabiję ich! Wypatroszę! Każdego jednego!
Draken ponownie zadrżał. Ale nie potrafił choćby spróbować przeciwstawić się jego groźbom. Bo sam czuł w sercu czystą wściekłość. Chciał śmierci tych, którzy byli za to odpowiedzialni. Pragnął, by za to zapłacili.
- Zabijemy ich, Mikey. - łzy popłynęły po jego twarzy. - Wybijemy, co do jednego.
- Zajebię... - wyszeptał Mikey, tuląc do piersi martwe ciało. - Zajebię...
I długo tak jeszcze mówił do siebie, kołysząc w ramionach ciało Mayumi.
To miała być zemsta Karmazynowych Lilii? No to niech poczekają. Teraz jego kolej.*****
Jeszcze dzisiaj wleci ostatni rozdział ;)
CZYTASZ
Miłosna gonitwa - Mikey x OC
FanfictionSpotkanie, przyjaźń, rozstanie i znów spotkanie. To wszystko było jak jedna wielka gonitwa.