Rozdział 11

224 16 9
                                    

      Z pokoju, w którym spał Tim dochodziło już ciche chrapanie. Chłopcy rozeszli się jakieś 3 godziny temu, a Toby nie mógł spać. Mógłby o tym powiedzieć niebieskookiemu, ale nie chciał go niepokoić. Już wystarczająco zmartwień związanych z nieudacznym nastolatkiem miał. Toby wszedł do łazienki i przekręcił zamek, na wszelki wypadek. Spojrzał na swoje odbicie w lustrze.

- No, i jak ty wyglądasz? – wyśmiewały go głosy w głowie – Jak 7 nieszczęść! Jesteś paskudny, ohydny! Nigdy sobie nikogo nie znajdziesz, zdechniesz sam!

- Wiem – wydukał drżącym głosem, a do jego oczu zaczęły napływać potoki łez, spowodowane nie samymi obelgami, a raczej tym, że Toby'emu wydawały się one prawdziwe – Wiem... – powtórzył się, cicho szlochając – Nie musicie mi przypominać...

- Ależ będziemy! Przy tym chłoptasiu czujesz się za dobrze, nie zasługujesz na to – czuł się otoczony, miał wrażenie, że brakuje mu powietrza.

- Czego chcecie? – przypomniał sobie, że Tim śpi, więc ściszył głos, aby go nie obudzić. Nie chciał, aby starszy znów widział, jak płacze.

- Pomyślmy... – głos wydawał się zamyślony – Twojej śmierci! Śmieć! Zwykła pizda! Bezużyteczne gówno! Zabij się, wtedy Timowi będzie łatwiej!

       Chłopak osunął się na ziemie i oparł plecami o zamknięte drzwi. Ukrył twarz w dłoniach i zaczął łkać. Zaciskał zęby na swojej ręce, aby nie było słychać jego płaczu. Głosy się nasilały, aż w końcu nagle ustały. Toby bał się otworzyć oczy. Wiedział, że zaraz zobaczy coś przerażającego, te bestie nie przestałyby ot tak. Mimo wszystko zdecydował się otworzyć oczy, wszędzie było pusto. Odetchnął głęboko i się podniósł z ziemi. Chciał przemyć twarz wodą, aby pozbyć się śladów płaczu. Spojrzał na siebie w lustrze. Całą twarz miał we krwi. Zdusił w sobie krzyk i znowu wrócił do poprzedniej pozycji. Zaczął się kołysać na boki, tak bardzo się bał. Nie wiedział, ile tam przesiedział. Kiedy w końcu był tak wyczerpany płaczem, że głosy prawie się nie odzywały. Wszystko też wydawało się normalne, z wyjątkiem jego czerwonych oczu spowodowanych atakami płaczu. Chciał, aby Tim tu był. Ale nie chciał być dla niego ciężarem, którym i tak z resztą był – jak sądził. Ochlapał twarz chłodną wodą, wytarł ją ręcznikiem i wyszedł z łazienki. Cicho wrócił do swojego pokoju i w pierwszej kolejności spojrzał na zegarek. Dochodziła 3:00 w nocy! Czyli siedział tam jakieś 1,5 godziny. Postanowił się przespać i w końcu mu się udało.

      Toby nie miał pojęcia, ile czasu później się obudził, ale wszystko wydawało się normalne. Nie słyszał, aby ktokolwiek krzątał się po domu, więc uznał, że Tim jeszcze śpi.

- Bardzo dobrze, odpocznie ode mnie – pomyślał Rogers, przecierając oczy rękawem bluzy.

       Ale nagle wszystko pociemniało. Nastolatek wiedział, że siedzi na łóżku, ale wszystko było ciemne, jakby był w samym środku czarnej dziury. Przełknął ślinę i się rozejrzał.

- Halo? – zapytał, ale odpowiedziało mu tylko echo – T-Tim? – bał się, że zaraz coś się stanie.

- Jesteś bezużyteczny – usłyszał znajomy męski głos – Jesteś tak naiwny, Toby! Naprawdę myślałeś, że chciałbym marnować czas na takie... coś jak ty? – wyśmiewał się Tim.

       Raniło to serce chłopaka. Wierzył w słowa Timothy'ego, które usłyszał wcześniej. „Jesteś dla mnie ważny" – na samą myśl Toby parsknął i otarł łzy rękawem.

- Och, znowu beczysz? – napłynęło więcej łez – Męczysz mnie, bachorze. Mogłeś się wtedy zabić, nie byłoby problemu!

        Zabolało. Zabolało, i to jak bardzo. Z ust Tima, którego Toby miał za jedynego przyjaciela, raniło to jeszcze bardziej niż z ust zmarłej siostry. Rogers zwinął się w kłębek, aby odciąć się od tego wszystkiego. Nagle coś zaczęło nim szarpać, najpierw delikatnie, ale po chwili dość mocno.

- Zostaw mnie, proszę cię – wyszlochał Toby, dławiąc się łzami i powietrzem.

- Toby, błagam, obudź się! – znowu ten sam głos. Niby ten sam, ale inny. Spokojniejszy i jakby bardziej troskliwy – To tylko sen, obudź się!

       Gwałtownie otworzył oczy chciał podnieść się do siadu, ale ktoś go przytrzymał w połowie tej drogi. Ciepłe, lekko umięśnione ramiona oplotły dokładnie 16-latka, który szybko odwzajemnił gest. Nie wiedział, co się dzieje.

- Dzięki Bogu – odetchnął Tim, głaszcząc tył jego głowy – Martwiłem się...

- Przepraszam – Toby szlochał, ukrywając twarz w zagłębieniu szyi starszego chłopaka, sam nie wiedział czemu jeszcze go nie odepchnął po tym, co usłyszał – Przepraszam, jestem tylko ciężarem, nie bądź na mnie zły!

- Nie mów tak – w oczach Tima również zebrały się łzy – Naprawdę, nie jesteś, obiecuję ci to...

- Sam mi tak przed chwilą mówiłeś – zacisnął rękę na jego ramieniu.

- Kiedy? – odsunął się od młodszego i spojrzał mu w oczy – Toby, co ci się śniło? Nigdy bym ci czegoś takiego nie powiedział!

- No... Wszędzie było ciemno – zaczął powoli – I potem ty zacząłeś mówić, że jestem tylko ciężarem, że cię męczę i lepiej by było, gdybym jednak umarł – rozpłakał się od nowa z chęcią ukrycia się. Nie chciał okazywać słabości przy 19-latku – Mówiłeś, że nie chcesz na mnie marnować czasu – po tych słowach Tim znowu go do siebie przyciągnął i przytulił ciepło.

- To był tylko koszmar – delikatnie pocałował czubek głowy młodszego – Już jestem prawdziwy ja, nie bój się. Już, nie płacz Toby, proszę...

       Szatyn napawał się pięknym zapachem bijącym od starszego. Czyli to nie tylko sprawa perfum. Chciał już się uspokoić, ale przychodziło mu to z trudem. Cieszył się jednak, że Tim już przy nim jest, czuł się bezpiecznie.

- K-Która godzina? – zapytał cicho.

- Jest chwila przed 5 – dostał równie cichą odpowiedź – Prześpij się jeszcze, dobrze?

- Nie! – na samą myśl o pozostaniu w tym pokoju sam przeszły go nieprzyjemne ciarki – Ja... Mógłbyś ze mną zostać? – poprosił ciszej.

- Jasne, że tak – uśmiechnął się Tim – Będzie ci z tym lepiej? – poczuł, jak młodszy kiwa głową – Kładź się, zostanę przy tobie choćby do samego rana, dopóki się nie obudzisz.

- Dziękuję – powiedział drżącym głosem i otarł łzy, uśmiechając się – Naprawdę, cholernie dziękuję.

       Już miał się kłaść, ale Tim położył się pierwszy i pociągnął go, aby ułożył się na jego klatce piersiowej. Objął jego plecy i spojrzał z troską na młodszego.

- Nie masz za co dziękować – westchnął, uśmiechając się – Postaraj się zasnąć młody, lepiej, żebyś był wypoczęty, bo i tak mało sypiasz ostatnio.

- Dobrze, dobrze – wtulił się w ciepły tors starszego – Dziękuję – szepnął jeszcze na koniec i po chwili dało się usłyszeć jego spokojny oddech.

- Biedny – Tim również wytarł pojedynczą łzę, która spłynęła po jego policzku.

      Serce go bolało, gdy widział Toby'ego w takim stanie. Nie chciał widzieć jego łez, chciał tylko, aby temu chłopcu nareszcie dobrze się żyło. Aby nie czuł się niepotrzebny, bezużyteczny i zbędny. Bo nie był, zwłaszcza dla Tima.


//To chyba najsmutniejsze i najbardziej wzruszające, co w życiu napisałam ;____; Dawno się w tak nic nie wczułam, pisałam jak w amoku xD

You are always on my mind 《Ticcimask》Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz