Rozdział 15

219 15 15
                                    

      Toby przebudził się zlany potem. Znowu miał koszmar, tym razem na szczęście sam się obudził. Wbił wzrok w uchylone drzwi i strugę światła, która przez nie wpadała. Musiało być jeszcze bardzo wcześnie rano, ponieważ ów światło rzucane było przez latarnię uliczną. Szatyn podniósł się z łóżka i wyszedł na korytarz, z zamiarem wizyty w łazience. Jednak kiedy przechodził obok pokoju, który był zajmowany przez Tima usłyszał szloch. Chyba nigdy nie widział płaczącego Wrighta. Delikatnie uchylił drzwi i zobaczył, jak starszy leży na łóżku skulony i ukrywał twarz w dłoniach. Czyżby on dalej miał koszmary? Szybko podszedł do Tima, usiadł na brzegu łóżka i położył mu rękę na ramieniu, delikatnie nim potrząsnął, by ten się zbudził. Nie reagował, więc potrząsnął mocniej.

- Tim! – powiedział głośniej, ponownie nim delikatnie szturchając – Boże, co ja mam zrobić...?

- To-Toby? – usłyszał cichy, drżący głos – Co się dzieje?

- Miałeś koszmar – powiedział, wzdychając z ulgą – Już, spokojnie, jestem z tobą.

      Starszy usiadł i zaczął przecierać swoją twarz z łez. Toby przysunął się do niego bliżej i złapał jego rękę.

- O-Opowiesz mi, co ci się śniło? – zapytał jąkając się.

- Ja... – do bladoniebieskich oczu napłynęło jeszcze więcej łez, które starał się zakryć – Przepraszam Toby...

      Toby nie zdawał sobie sprawy, jaka może być reakcja starszego. Jemu z reguły opowiadanie snów pomagało, jednak widocznie nie zawsze działa. Nachylił się nad starszym i mocno przytulił. Wright ukrył głowę w zagłębieniu szyi Tobiasa, który doskonale mógł usłyszeć przerywany, drżący oddech przyjaciela, przerywany cichym szlochem.

- Hej, przepraszam no – zaczął cicho – Już, spokojnie...

- Z-Zostaniesz ze mną? – zapytał nieśmiało starszy.

- Oczywiście – Toby lubił spać z Timem. Sam był wtedy wolny od koszmarów i głosów, przynajmniej w jakimś stopniu. A teraz, kiedy to mogłoby pomóc jeszcze Wrightowi, tym bardziej tego chciał. Ułożył się obok niego na łóżku i pozwolił, aby Timothy się w niego wtulił – Chcesz jeszcze czegoś? – pogłaskał jego głowę i wplótł rękę w jego miękkie włosy.

      Tim pokręcił głową. Bliskość, jaką okazał mu młodszy naprawdę wiele znaczyła i była dla niego ważna. Takiej zupełnie szczerzej czułości doznał w życiu jedynie od ojca, brata i przez jakiś czas od dziewczyny, która po 2 tygodniach go zostawiła. No, i teraz pojawił się Toby, ten uroczy szatyn o pięknych oczach. Do jego uszu dotarło ciche nucenie. Delikatnie uniósł głowę i zobaczył Toby'ego, troskliwie się w niego wpatrującego.

- Co to za melodia? – zapytał spokojnie.

- Ja... Moja siostra mi ją nuciła, kiedy miałem koszmary – wyznał – Nie wiem, czy wymyśliła ją sama czy gdzieś usłyszała, ale zawsze mnie uspokajała, więc pomyślałem, że i tobie może pomóc...

- Nuć dalej – poprosił – Przyjemny masz głos.

       Starszy położył głowę na klatce piersiowej Rogersa, który natychmiastowo się zarumienił. Ciekawy był, czy brunet domyśla się, że to on mu się podoba. Toby zamyślił się tak bardzo, że nie zauważył, kiedy Tim zasnął. Wyglądał tak spokojnie, Rogers poczuł ciepło w sercu. Również postanowił się zdrzemnąć, nie wiedział nawet, która jest godzina, ale wydawała mu się 2 lub 3 nad ranem. Przymknął oczy i odpłynął w objęcia Morfeusza.

~~~~

      Tim został obudzony przez delikatne dreszcze przyjemności. Uchylił oczy i jak się okazało, w nocy musiał się przekręcić w taki sposób, że w całości leżał na Tobym. Dokładniej jego głowa spoczywała na klatce piersiowej szatyna, a resztą ciała okrywał go jak kołdrą. Młodszy już nie spał, gładził jego plecy. Miał wrażenie, że palce chłopaka rysują mu jakieś kształty na plecach, jednak nie był w stanie rozpoznać, co one przedstawiają. Toby, lekko spłoszony tym, że Tim już nie śpi zabrał ręce z jego pleców.

You are always on my mind 《Ticcimask》Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz