Rozdział 9

253 15 22
                                    

      Toby obudził się już w swoim pokoju. Nie miał pojęcia, co on tam robił, bo ostatnie, co pamiętał to jazda samochodem z Timem.

- A może cały pobyt w szpitalu był tylko zwykłym snem? – przeszło mu przez myśl, jednak szybko odsunął to założenie od siebie, kiedy usłyszał znajomy, męski głos dochodzący z parteru.

      Wstał z łóżka i zbiegł po schodach. W kuchni przy oknie stał Timothy z papierosem w ustach. Widocznie rozmawiał z kimś przez telefon, skoro był tam sam, a na pewno Rogers słyszał jego głos. Chyba, że to też były tylko jakieś halucynacje. Podszedł do starszego i zapytał:

- Ty palisz?

- Och, Toby... – Wright wydawał się zaskoczony obecnością młodszego. Zgasił niedopałek i wrzucił go do popielniczki – Zdarza mi się, zazwyczaj, kiedy się stresuję.

- Niszczysz sobie zdrowie – skomentował Rogers, nalewając sobie wody z dzbanka do szklanki.

- Wiem, ale nic na to nie poradzę. Jak się spało?

- Wygodnie całkiem, tęskniłem za moim łóżkiem – wyznał szatyn – Ale zasnąłem w samochodzie, kto mnie przeniósł?

- No ja, bo kto inny? Brianowi bym ciebie nie dał, bo jest zbyt rozkojarzony i jeszcze by cię upuścił.

      Toby lekko się zarumienił. Nie wiedział, co się z nim działo, ale często w towarzystwie Tima się rumienił. Zamyślił się i wbił wzrok w podłogę. Chwilę stali w średnio komfortowej ciszy, którą 19-latek po jakimś czasie przerwał.

- A może wyjdziemy się przejść? – zaproponował brunet, zwracając tym samym uwagę Rogersa na siebie – Byłem tutaj może 2 razy w całym życiu i średnio wiem, co i jak tutaj funkcjonuje. Chciałbym mieć mniej więcej rozeznanie po okolicy.

- Dobry pomysł – stwierdził Tobias – To najpierw pokażę ci okolicę, a później do końca oprowadzę po domu, bo zakładam, że tutaj również nie masz zbyt szerokiego rozeznania.

- No, i super – uśmiechnął się starszy. Toby lubił, kiedy to robił, bardzo podobał mu się uśmiech Wrighta, był bardzo promienny i szczery – To chodź, zbierajmy się, bo niedługo pora obiadowa. Co ty na to, żeby pojechać na pizzę?

- A czy nie lepiej zamówić? – na twarz Rogersa wstąpił lekki grymas na samą myśl o pobycie w miejscu publicznym, przebywanie wśród ludzi nie należało do czegoś, co lubił robić – No, chyba, że bardzo chcesz jechać.

- Mi wszystko jedno, jeśli chcesz możemy zamówić – uśmiechnął się ciepło, co szatyn odwzajemnił – To chodźmy.

      Wyszli z domu, Toby zamknął drzwi na klucz, tak na wszelki wypadek. Tim znowu objął go ramieniem, co bardzo mu się podobało – było wtedy cieplej i przyjemniej. Był środek wakacji, więc Rogers i tak nie powinien narzekać na temperaturę, ale takie sytuacje dawały takie „lepsze ciepło". Okolica, w której mieszkał Toby była dość spokojna, nie mieszkało tam zbyt wiele dzieciaków w jego wieku. Głównie młodsze lub starsze, ale była też jedna dziewczyna w wieku Rogersa. Może i Toby chciałby się z nią zapoznać, ale jej rodzice, nie wiedzieć czemu, nie pozwalają jej spędzać czasu z dziećmi. Chyba miała jakieś rodzeństwo, więc przynajmniej nie była samotna. Właśnie przechodzili obok jej domu i kątem oka Toby dojrzał jej włosy w kolorze ciemnego blondu. Siedziała w ogrodzie i rzucała swojemu psu piłkę. Toby zawsze chciał mieć jakieś zwierzę, jednak było to niemożliwe. Lyra miała alergię na zwierzęcą sierść, a nawet po jej śmierci rodzice się nie zgadzali, bo uważali, że Tobias nie jest wystarczająco odpowiedzialny.

- O czym myślisz? – zagadał Tim – Jesteś trochę oderwany.

- Przepraszam – wymruczał Rogers – Zamyśliłem się po prostu, nie wiem, o czym myślałem.

You are always on my mind 《Ticcimask》Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz