Rozdział 14

219 16 5
                                    

      Toby ostatnimi czasy wiele myślał nad samym sobą. Wszystko było związane z ich rozmową na temat orientacji, Rogers zaczął się zastanawiać nad tym, kim właściwie jest. Tim akurat musiał wyjechać gdzieś na cały dzień i obiecał mu, że spędzą wieczór w jakiś miły sposób, więc może to będzie odpowiedni moment, aby z nim szczerze pogadać? Nastolatek doskonale wiedział, że starszy mu się podoba. Ba! Kochał go ponad wszystko! Jednak doszedł do wniosku, że nie pociąga go ta, tak zwana, płeć piękna – jednak jest gejem... Nie wiedział, czy to powód do dumy, jednak chciał o tym powiedzieć Timowi. Był dla niego najważniejszy.

      Chłopak leżał właśnie w salonie, na kanapie i skakał po kanałach w telewizji. Czekał na powrót Wrighta, tęsknił za nim cholernie. Nagle usłyszał otwieranie się drzwi i omal nie spadł z łóżka.

- Jestem już! – do jego uszu dobiegł radosny głos starszego chłopaka.

      Nastolatek wbiegł do przedpokoju i spojrzał na chłopaka, by móc rzucić mu się na szyje i uściskać. Brunet odwrócił się do niego twarzą i wtedy Toby nie wiedział, co ma zrobić. Tim miał rozwaloną wargę i łuk brwiowy, z obydwu ciekła krew. Część ów cieczy była już zaschnięta.

- Boże, co ci się stało? – pociągnął go za sobą do salonu i posadził na kanapie, a sam poszedł do łazienki po apteczkę.

- Byłem u matki – wyznał chłopak – No i się okazało, że znalazła sobie kogoś nowego, równego jej. Na szczęście tam pojechałam na sam koniec, wcześniej byłem jeszcze u babci i kilku innych osób... No i widocznie wbiłem się w sam środek ich alkoholowych zabaw. Byli wściekli.

- Oni ci to zrobili? – Toby był przerażony, polał wacik wodą utlenioną i powoli go przyłożył go łuku brwiowego starszego – Może chwilę zapiec.

- No tak – cicho syknął, kiedy woda utleniona zadziałała – Chciałem im dotrzeć do rozumu, że to niezdrowo, ale ten jej... chłoptaś... się na mnie wkurwił i rzucił butelką.

- Co za chuj – warknął Toby.

- Zaraz wrócę – chciał już wstać, ale młodszy go przytrzymał.

- Nie idź, skończę ci to opatrywać – Rogers przybrał poważny wyraz twarzy.

- Tylko 2 minuty, muszę zapalić – westchnął cicho – Nerwy, wiesz o co chodzi...

- Są inne sposoby, żeby się odstresować...

- Jakie na przykład?

      Toby się chwilę zamyślił. Do głowy wpadł mu pomysł – dla niego największym odstresowaniem była muzyka i przytulanie. Zwłaszcza przez Tima. Usiadł obok niego, objął go mocno i przycisnął do siebie. Zaczął delikatnie głaskać jego włosy, drugą ręką zaś masować jego plecy. Czuł, jak Tim bardzo był spięty. Dla bruneta zaistniała sytuacja była niemałym zdziwieniem, Toby dość rzadko wychodził z inicjatywą takich czułości. Oczywiście, przytulać się uwielbiał, jednak wolał, kiedy to Tim trzymał go w swoich ramionach. Jednak szatyn miał racje, to lepsze niż papieros. Zaczął się rozluźniać, a jego oddech zwolnił. Dało to Toby'emu sporo satysfakcji, może uda mu się odciągnąć bruneta od niezdrowego nawyku?

- Lepiej? – zapytał niepewnie.

- O wiele – uśmiechnął się i mocniej wtulił głowę w klatkę piersiową Toby'ego – Dziękuje.

- Nie ma za co – zaśmiał się cicho Toby – Zaraz się jeszcze poprzytulamy, a teraz skończę cię opatrywać, okej?

- Okej, okej – odsunął się od młodszego i spojrzał mu w oczy, co wywołało na twarzy Tobiasa zarówno uśmiech, jak i rumieniec.

You are always on my mind 《Ticcimask》Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz