Rozdział 26

135 9 0
                                    

- Toby, pomóż tacie wnieść walizki na górę – w salonie rozbrzmiał kobiecy głos. Dosłownie chwilę temu samochód rodziców szatyna zaparkował na podjeździe, a Mary już była w domu. Edward, jej mąż miał się zająć wniesieniem bagaży do domu, więc kobieta uznała, aby syn mu pomógł.

      Piwnooki wstał z kanapy i ruszył w stronę drzwi wejściowych, a w ślad za nim podążył Tim, z którym w tamtym momencie oglądali jakiś nudny program w telewizji. Przywitali się z blondwłosą kobietą, Toby uściskiem, a Tim zwykłym „dzień dobry". Pan Rogers, widocznie wciągnięty swoim zajęciem, jakim było wyciąganie wszystkich walizek, jakie mieli w samochodzie nie zauważył żadnego z chłopców. Toby nie rozumiał, po co im aż 4 walizki. Rzecz jasna, musieli mieć ubrania na ponad miesiąc, ale ich walizki były tak duże, jakby wyjeżdżali co najmniej na rok. Może mieli tam jakiś sprzęt potrzebny im do pracy? Gdy w końcu ciemnowłosy mężczyzna zobaczył swojego syna i towarzyszącego mu o 3 lata starszego chłopaka uśmiechnął się.

- Toby, mi się wydaje czy ty urosłeś? – rozłożył ramiona i zamknął szatyna w ciepłym uścisku.

- Wydaje ci się – zaśmiał się niższy – Pomożemy ci z walizkami, a pogadamy w domu.

- Świetny pomysł – ojciec pochwalił syna, który gdyby nie musiał pewnie czekałby na rodziców w salonie – Weźcie te dwie walizki i postawcie je przy schodach, ja wezmę resztę.

      Toby chciał wziąć bagaż wyglądający na większy i cięższy, jednak ubiegł go Tim. Uśmiechnął się zadziornie i puścił oczko do młodszego, który jedynie fuknął. Wziął mniejszą walizkę i ruszył w kierunku domu. Brunet spacerował kilka kroków przed nim, jednak przed drzwiami się zatrzymał i przepuścił młodszego jako pierwszego. Zgodnie z poleceniem ojca, szatyn ustawił walizkę przy schodach i poszedł do salonu, gdzie siedziała już jego mama. Tim dołączył po chwili. Poczekali jeszcze na Edwarda, który również moment później znajdował się już wśród nich.

- Chcecie herbatę? – zaproponował Toby.

- Ja poproszę – Mary uśmiechnęła się ciepło.

- Ja również – zawtórował jej mąż.

- A ty? – Toby spojrzał na Tima, który wydawał się jakiś nieobecny, jakby się nie wyspał.

- Ja dziękuję – na jego usta wpłynął delikatny uśmiech.

      Najmłodszy w towarzystwie chłopak wstał z kanapy, na której do tej pory siedział i ruszył w kierunku kuchni. Słyszał, że jego rodzice wraz z Timem o czymś już rozmawiają, ale jakoś nie bardzo go to obchodziło. Wlał wodę do czajnika i wstawił go na kuchenkę. Wówczas, gdy woda się gotowała chłopak zaczął przygotowywać herbatę. Doskonale wiedział, jak przygotowany napar lubią jego rodzice, nie raz i nie dwa się zdarzało, że robił dla nich herbatę, kiedy pracowali. Sam również uwielbiał ten napój, jednak obecnie zupełnie nie miał na niego ochoty. Czajnik zagwizdał, wyrywając go z zamyślenia. Zdjął go z ognia i wlał wrzątek do obydwu stojących przed nim na blacie kubków.

- Toby, brałeś leki? – w kuchni pojawił się Tim, który zaraz po śniadaniu zapomniał mu o nich przypomnieć.

- Brałem – uspokoił go – Spokojnie, nie musisz mnie tak pilnować, wiem kiedy je brać.

- Dobrze, ale się upewniam, bo martwię się o ciebie skarbie – ostatnie słowo wypowiedział na tyle cicho, że mógł go usłyszeć jedynie Toby.

      Jego słowa rozgrzał serce piwnookiego. To było tak urocze, tak kochane, że martwi się o niego nawet wtedy, gdy wie, że nie musi. Gdyby Toby nie poznał Tima to prawdopodobnie nigdy nie wiedziałby, jak to jest być kochanym przez kogoś innego niż rodzice. O ile jeszcze by żył. Gdy herbata była już gotowa, szatyn wziął kubki w obydwie ręce i powolnym krokiem, aby nic nie wylać, ruszył w kierunku salonu. Postawił gorące napoje przed rodzicami i usiadł na kanapie obok Tima.

- Toby, wiesz już do jakiej szkoły chcesz iść? – zapytała nagle Mary.

- Właściwie to tak – odmruknął chłopak, zagryzając dolną wargę – Czytałem opinie o niej, ma dość wysoki poziom i podobno w większości chodzą tam w porządku osoby.

- A gdzie ona tak właściwie jest? – zainteresował się Edward – Dalej niż poprzednia szkoła?

- Sporo dalej – Toby wzruszył ramionami – To znaczy, jedzie się w zupełnie inną stronę, może 15 minut dłużej niż do starej szkoły.

- Czyli gdzieś tam w okolicy Tima? – blondynka się wtrąciła. Sama nie wiedziała czemu, ale chciała wiedzieć.

- Ode mnie to będzie 20 minut piechotą – sprostował brunet, który świetnie orientował się jeśli chodzi o okolicę, jaką zamieszkiwał – Maksymalnie 10 autobusem lub samochodem.

- Toby, pojedziemy dziś do tej szkoły – zarządził pan Rogers, upijając ze swojego kubka kolejny łyk herbaty – Rozejrzysz się po okolicy, porozmawiamy z dyrektorem placówki... Tim, jedziesz z nami?

- Bardzo chętnie, jeśli to nie problem – niebieskooki delikatnie się speszył.

- No dobrze, opowiadajcie chłopcy, co tam u was? – pani Rogers uśmiechnęła się ciepło do siedzących na kanapie nastolatków. Mieli im sporo do opowiedzenia.


//Hillow! Było tutaj trochę przerwy, bo aż 2 tygodnie, ale już wracamy! Dzisiaj walentynki, jak spędzacie? :D W mediach wrzucam muzyczkę, przy której w sporej mierze pisałam ten rozdział i bardzo kojarzy mi się z naszymi chłopcami. Pięknych walentynek Wam życzę, słoneczka <3

You are always on my mind 《Ticcimask》Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz