Rozdział 27

139 11 0
                                    

      Pan Rogers wrócił do domu, zostawiając chłopców w okolicznym parku. Później mieli po niego zadzwonić, ewentualnie wrócić autobusem, ale pod telefonem zawsze mieli być! Spacerowali wysprzątanymi, schludnymi alejkami parkowymi, jedząc lody. To było tak proste, wystarczyła jedynie gałka zimnego, pysznego smakołyku i od razu dzień stawał się lepszy. Toby szczerze mówiąc nie cieszył się z powrotu rodziców tak, jakby robił to jeszcze rok temu. Wiedział, że jest to równoznaczne z wyprowadzką Tima, który już dzisiejszej nocy nie będzie spał przy Tobym, a w swoim mieszkaniu. Na samą myśl o tym mina mu rzedła i zwyczajnie gdyby mógł, cofnąłby czas tylko po to, żeby tylko więcej czasu spędzić z tym cudownym brunetem. Średni humor młodszego nie umknął uwadze Tima. Chciał z nim o tym porozmawiać, jednak nie wiedział kiedy i od czego zacząć. Zbliżali się do tej bardziej odludnej części parku, w której kręciły się maksymalnie 3 osoby. Znajdował się tam taki urokliwy, kamienny murek z drewnianymi belkami na jego szczycie, odgradzający ścieżkę od zarośniętego drzewami terenu, który można chyba nazywać już lasem. Mógł doskonale robić za ławkę. Gdy tamtędy przechodzili, Tim złapał Toby'ego za rękę i pociągnął go w stronę owego murka. Podniósł zdziwionego szatyna i usadził go na drewnie.

- Pogadamy sobie – powiedział mu, uśmiechając się pokrzepiająco – Widzę, że coś leży ci na wątrobie. Może uda mi się pomóc?

- Tim, to głupie – stwierdził Toby, zaciskając dłonie w pięści i spuszczając wzrok – I na to się nie da poradzić.

- Skarbie, nic co dotyczy ciebie nie jest głupie – przysiadł obok niego i położył mu dłoń na policzku. Szatyn nieświadomie wtulił w nią twarz – Zrobię co mogę, obiecuję.

- No, po prostu... – zająknął się. Nie chciał się zwierzać z tego co go trapi Timowi, bo i tak z tym nie da się pomóc. I tak, było to durne i dziecinne. Westchnął głęboko. Przecież brunet chciał mu jedynie pomóc, więc ukrywanie tego byłoby nie w porządku – Po prostu nie chcę, żebyś od nas wyjeżdżał. Będzie mi ciebie brakować, a w roku szkolnym na pewno będziemy się rzadko spotykać.

- Och, Toby... – starszy objął go ramieniem i przytulił do siebie. Głowa ozdobiona bujną, kasztanową czupryną spoczywała na ramieniu starszego bruneta, który głaskał ramie swojego ukochanego – Możemy porozmawiać z twoimi rodzicami na temat mieszkania u mnie. Jakby na to nie patrzeć, nową szkołę masz bardzo daleko od domu, a ode mnie zaledwie chwilę spacerem. Wiem, że mogą się nie zgodzić, ale warto spróbować, co? – Toby tylko nieznacznie kiwnął głową – A nawet jak się nie zgodzą, to po szkole będziesz mógł do mnie wpadać czy sam cię odbiorę i gdzieś pojedziemy, na pizzę na przykład. Nie będzie tak źle.

- Tak sądzisz? – Toby uniósł wzrok. Nawiązali kontakt wzrokowy, a starszy się uśmiechnął i pokiwał głową – Dziękuję.

- Ale za co?

- No, za wszystko – piwnooki się wyprostował – Bo zawsze przy mnie jesteś, zawsze mi pomagasz. Wypada podziękować.

- Nie ma za co, słońce – Tim złożył delikatny pocałunek na policzku Rogersa. Wywołał tym rumieniec, który oblał zarówno jego poliki, jak i nosek – Kocham cię bardzo, wiesz? – dodał po chwili namysłu i przyglądania się swojemu skarbowi.

- Wiem Timmy – wymruczał – I ja ciebie również bardzo kocham.

- To jak...? – starszy wstał z murka i otrzepał swoje czarne jeansy – Kto pierwszy do ławki!

- Ej, nie fair! – Toby jak oparzony zeskoczył z ich dotychczasowego siedzenia i ruszył w ślad za starszym.

      Był szybszy i zwinniejszy. Dogonienie starszego zajęło mu chwilę, jednak nie był to jakiś duży problem. Mijając Tima parsknął śmiechem i po chwili zatrzymał się na wskazanej przez niebieskookiego ławce, siadając na niej.

- Wygrałem! – pochwalił się 19-latkowi, który właśnie do niego dotarł.

- Szybki jesteś – zaśmiał się cicho Tim – Chcesz gdzieś iść?

- Nie bardzo – stwierdził Toby – Możemy tutaj zostać.

- Ajaj, kapitanie – starszy zasalutował z udawaną powagą i usiadł obok swojego chłopaka, obejmując go ramieniem.

~~~~

      Nadchodził wieczór, a Tim obiecał Toby'emu, że porozmawia z jego rodzicami jeszcze przed wyjazdem. Wszystkie swoje rzeczy miał spakowane i siedział wraz z nastolatkiem w salonie. Do pomieszczenia weszła Mary, niosąc w dłoniach tacę ze szklankami, sokiem oraz ciastem, które upiekła, gdy chłopców nie było w domu. Zaraz za nią kroczył Edward z talerzykami i sztućcami.

- Częstujcie się – powiedziała blondwłosa, stawiając na stoliku trzymaną przez siebie tackę. Wytrzepała ręce w spódnicę i usiadła na fotelu naprzeciwko chłopców – Upiekłam szarlotkę.

- Dziękujemy – uśmiechnął się Tim – Chciałbym z państwem porozmawiać na pewien temat. Jest to związane bezpośrednio z Tobym i jego nową szkołą... – zaciął się, nie wiedząc czy może dalej mówić.

- Co się stało? – zapytała odrobinę zdezorientowana pani Rogers.

- Chodzi o to, że stąd do szkoły jest naprawdę daleko – zaczął, delikatnie ściskając dłoń swojego chłopaka, która spoczywała obok jego – No i zastanawialiśmy się, czy istniałaby możliwość, aby Toby zamieszkał ze mną. Wiedzą państwo, oboje jesteście często w pracy, a tak młody miałby towarzystwo i przy okazji ułatwiony dojazd do szkoły.

      Państwo Rogers spojrzeli po sobie. Była to niecodzienna propozycja, jednak miała sporo plusów. Nie chcieli pozbywać się syna z domu, ale Tim miał rację – mało kiedy spotykali swoje dziecko nawet rano czy wieczorem, a większość dnia byli zajęci robotą. Edward odkaszlnął, co jeszcze bardziej zestresowało obydwu chłopców. Spletli ze sobą dłonie i uciekali wzrokiem od rodziców Tobiasa. Piwnooki uznał, że jego skarpetki są niesamowicie ciekawe, Tim natomiast przyglądał się swojej dłoni, leżącej na jego kolanie.

- Wiecie, normalnie bym się nie zgodził – mruknął ojciec Toby'ego – Ale od początku wakacji udowodniłeś, że jesteś bardzo odpowiedzialny i można na tobie polegać – tymi słowami zwrócił się do Tima, któremu kamień spadł z serca – Jestem skłonny się zgodzić, jednak co na to Toby?

- Mi taka propozycja pasuje – uśmiechnął się delikatnie, podnosząc wzrok na swoich rodziców, następnie kątem oka zerknął ku ukochanemu brunetowi.

- Mary? – mężczyzna spojrzał na swoją żonę.

- Pod warunkiem, że będziesz nas odwiedzał – uśmiechnęła się ciepło.

- Oczywiście, że będę – Toby to odwzajemnił – Dziękuję wam.


//Mamy i drugi rozdział :D W tym jest trochę więcej przytulanek i miłości naszych gołąbeczków, co szczerze bardzo mi odpowiada :} A w mediach poza pioseneczką dołączam arta, który zainspirował mnie do napisania pierwszej części tego rozdziału. Miłego <3

You are always on my mind 《Ticcimask》Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz