Rozdział 20

223 20 6
                                    

      Bursztynowe oczy ciągle się obracały, jeżdżąc po całym pokoju. Toby nie do końca miał okazję rozejrzeć się po swoim tymczasowym lokum, więc starał się nadrobić. W skład jego stosunkowo niewielkiego pokoiku wchodziło łóżko, na którym leżał, stolik nocny obok niego, komoda na różne prywatne rzeczy, stolik oraz kilka krzeseł. Nie był to pokój rodem z 5-gwiazdkowego hotelu i trochę odrzucał, prawdopodobnie ze względu na to, że była to sala szpitalna, jednak nie było tam najgorzej. W paskudniejszych miejscach już bywał. Usłyszał dźwięk otwieranych się drzwi i szybko na nie spojrzał z nadzieją, że Tim przyjechał, jednak gościem okazała się ta miła pani doktor, która wczoraj z nim rozmawiała.

- Dzień dobry, Toby – uśmiechnęła się ciepło, widząc w miarę wypoczętą twarz szatyna – Jak się dziś czujesz?

- Dzień dobry, pani doktor – odwzajemnił uśmiech – Dalej jestem odrobinę zmęczony, ale jest dużo lepiej niż wczoraj. Co ze mną dalej będzie?

- Wczoraj w nocy był tutaj twój... można go nazwać opiekunem? – zapytała niepewnie, spoglądając na swojego pacjenta znad notatek. Chłopak skrzywił się delikatnie.

- Wolę określenie przyjaciel – wzruszył ramionami – Opiekuje się mną, bo rodzice go o to prosili, ale jest dla mnie przyjacielem.

- W porządku, zatem wczoraj był u nas twój przyjaciel i powiedziałam mu to samo co tobie. Zgodził się na wizytę u pani Carter – uśmiechnęła się ciepło – Dzisiaj prawdopodobnie cię odwiedzi. Nie wiem czy wiesz, ale był też u ciebie w pokoju, bardzo chciał cię zobaczyć.

- Och, naprawdę? – Rogers udał zaskoczonego. Doskonale wiedział, że Tim tutaj był, jednak nie chciał się zdradzać przed lekarką, że o tak późnej godzinie nie spał.

      Pani Morton, bo takim nazwiskiem się podpisywała, zadała Toby'emu jeszcze kilka typowych pytań. Czy się wyspał, czy nic go nie boli. Chłopak ją polubił, jednak w tamtej chwili chciał jedynie, aby sobie już poszła. Tak bardzo chciał, aby był z nim Tim. Kiedy lekarka wyszła westchnął ciężko. Dotarło do niego, że skoro Tim był u niego przed 4 nad ranem, prawdopodobnie jeszcze śpi. Była dopiero 8 rano, więc zakładał, że starszy wciąż spał.

~~~~

      Młodszy nie miał pojęcia, co ze sobą zrobić. Pani Morton przyniosła mu kilka książek ze swojego gabinetu i to głównie nimi się zajmował, ale ileż można czytać? Może i to lubił, ale czytanie przez cały dzień odrobinę go nudziło. Był już dawno po śniadaniu, a od tamtej pory zupełnie stracił rachubę czasu. Leżał na łóżku i wpatrywał się w sufit z widoczną nadzieją, że zaraz objawi mu się tam coś ciekawego. Nie zwrócił uwagi na charakterystyczne skrzypnięcie drzwi, był pewien, że to znowu jego lekarz albo jakaś pielęgniarka. Osoba, która weszła do pokoju nie stawiała kroków tak jak którakolwiek z odwiedzających go do tej pory osób ani się nie odzywała. Zerknął w kierunku drzwi i się zapowietrzył. Tim stał przy ścianie, opierając się o nią z ciepłym uśmiechem na twarzy.

- Tim! – pisnął ucieszony i podniósł się z łóżka. Podszedł do starszego i wtulił się w jego klatkę piersiową. Tak bardzo brakowało mu tego ciepła – Tęskniłem za tobą...

- Ja za tobą też, Toby – wplótł rękę w jego miękkie loki – Wracaj na łóżko, musisz odpoczywać.

      Na chwilę puścił młodszego, a ten od razu pokierował się na swoje posłanie. Wright rozgościł się na brzegu łóżka. Toby nie czekał za długo, od razu przysunął się bliżej bruneta i ponownie go objął. Gest ten został odwzajemniony przez wyższego chłopaka.

- Przepraszam Tim – mruknął cicho Rogers opierając głowę o ramie swojego przyjaciela. Uniósł niepewnie wzrok, niebieskooki patrzył na niego zdziwiony – No, mogłem wcześniej coś powiedzieć, że słyszę te głosy – jego mina zmarkotniała – Zaoszczędziłbym ci tylko problemów.

You are always on my mind 《Ticcimask》Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz