Przyjemna ciemność pomieszczenia działała kojąco. Rozszalałe serce zwalniało rytm, a umysł starał się okiełznać zmysły, które wciąż wysuwały obrazy delikatnie sunących po jej ciele dłoni mentora.
Ciemność od zawsze ciekawiła ludzi i była tematem licznych sporów. Przez większość ludzkiego istnienia określano ją jako diabelski twór. Kres wszystkiego. Z czasem i zdobytą odwagą odnaleziono w niej źródło wszelkiego spokoju i śmierć dla doczesnych trosk.
W laboratorium Hermiona zapominała o wszystkim. W tym miejscu liczyła się tylko ona, lśniące narzędzia i różnorodne składniki, z których mogła uwarzyć sławę, chwałę, a nawet powstrzymać śmierć. Zarumieniła się wciąż pamiętając słowa Severusa z pierwszych zajęć. Czuła się Panią losu. To tu traciła poczucie czasu, a jej myśli dryfowały niczym statek po samotnym morzu. Nie było już tęsknoty za rodzicami, nie było żalu za Ronem, nie było złości na Severusa, była tylko błoga cisza i ona. Sama dla siebie.
Wszystko zaczęło układać się w całość, chyba zaczęła rozumieć, czemu Snape tak kocha tę sztukę.
W czasie wojny pozwalało mu to na wyciszenie. Chwilę rozważań, a co najważniejsze leczyło sumienie pomimo, że ta cała masa mikstur leczniczych nie wskrzesiła jego ofiar.
Kobieta przestraszyła się brzemienia, jakie ten człowiek nosił przez pół życia. Nieobecne spojrzenia mętnych tęczówek, tortury i błagalny krzyk pełen bólu oraz pragnienia śmierci.
Zdziwiła się, że on potrafi przezwyciężyć wspomnienia, gdy ona nie daje rady z kilkoma ,,niewinnymi" koszmarami. Chciała się wyzbyć uczuć, lecz tego nie potrafiła... Nie chciała być królową lodu i pieprzoną egoistką.
Starannie kroiła ingrediencje w kostki o określonych rozmiarach. Podgrzewała wodę w kociołkach, by rozpocząć proces mieszania i łączenia składników.
Z daleka wyglądało to jak taniec geniusza lub pełen gracji upadek jesiennych liści. Powolne, staranne ruchy nadgarstka i krótkie spojrzenia na zegarek przytwierdzony skórzanym paskiem do szczupłej ręki przybliżały ją do upragnionego celu i wszelkiej niezależności w tej dziedzinie magii.
To zwykle małe kroczki prowadzą do dużego sukcesu, ponieważ motywują i uczą cierpliwości. Warto zdać sobie z tego sprawę.
Po skończeniu pracy kasztanowłosa dziewczyna przelała kolorową ciecz do podpisanych starannym pismem fiolek i wysprzątała zajmowane stanowisko.
Pozostało odłożyć szklane buteleczki do magazynu i oczekiwać na jutrzejszą ocenę.
Będąc w składziku Granger, spostrzegła połyskujący w oddali fioletowy płyn, dzięki któremu dziś czuła się i wyglądała tak dobrze.
Przystanęła przed starą, lekko zakurzoną półką i przyglądała się małym drobinką unoszącym się w eliksirze Słodkiego Snu.
- Jedna kropla i znów będę sobą. - Wzięła szklany przedmiot i obróciła go kilkukrotnie w palcach. - Nie, Severus by mnie za to wyrzucił z zajęć... W dodatku mogę się uzależnić. - Odłożyła go z powrotem i poprawiła pobliskie słoiczki. - Poddaję się... To jest silniejsze ode mnie. - Wypuściła ciężko powietrze w geście rezygnacji, chowając niebezpieczną substancję do koronkowego biustonosza. Szybko udała się do gabinetu, by ukryć zdobycz w komnatach.
- Wszystko zrobione, próbki masz na drugiej szafce, na lewo od wejścia. - Rzuciła przez ramię, kierując się szybkim krokiem do drzwi.
- Czekaj. - Usłyszała niski głos, po czym się zatrzymała. Serce Hermiony biło jak szalone, była pewna, że on je na pewno słyszy. - Coś się stało, że tak ci się śpieszy? - Wiedział, że coś jest nie tak. Przeczuwał, że ona coś ukrywa i chciał za wszelką cenę ją zdemaskować. Po chwili pomyślał, że może speszyła się wcześniejszym incydentem z maścią, ale jednak wolał ją trochę przesłuchać.
CZYTASZ
Słodko-gorzki
FanfictionKiedy myślisz, że wszystko jest skończone , pojawia się płomyk nadziei, który nadaje twojemu życiu nowy sens. Oto historia o słodko-gorzkim życiu dwóch tak różnych, a może tak podobnych do siebie ludzi, którzy próbują zbudować spokój i szczęście na...