To dziwne uczucie nazwał strachem przed niedopilnowaniem swojej pracy, bo przecież był odpowiedzialny za wszystkich uczniów, a więc za nią również.
Pierwszy raz nie zwrócił uwagi na przynależność do domu, co było dość dziwne. Oczywiście Severus miał na to wytłumaczenie. Nie można przecież przeszkadzać Mcgonagall, pewnie załatwia sprawy związane z posadą dyrektora, a on dobrze wie z doświadczenia, jakie to trudne.
Zirytowany niewiedzą mężczyzna zapiął machnięciem różdżki proste, pozbawione ozdób guziki surduta i zarzucił pelerynę na lekko umięśnione barki. Wyszedł z gabinetu i ruszył korytarzem przez ciemne lochy, kierując się do źródła zamieszania.
Stojąc przed drzwiami, odczuwał zmieszanie. Nie był pewny, co zastanie ani w jaki sposób dziewczyna zareaguje na jego obecność.
Co on jej w ogóle powie? Przyszedł, bo się martwił? To nie przejdzie! On się o nikogo nie martwi... Może czasami o Christophera, gdyż jego inteligencja bywa wątpliwa.
Po chwili niepewności, determinacja wzięła górę. Zapukał w deski starego drewna i czekał aż otworzy. Stał przed wejściem już dziesiątą minutę, nie otrzymując żadnej odpowiedzi.
Gdy złość bezmyślnym zachowaniem gryfonki osiągnęła apogeum, chwycił agresywnie za klamkę. Drzwi nie drgnęły, powodując na twarzy Snape'a nieprzyjemny wyraz zaskoczenia.
Wyciągnął z tylnej kieszeni spodni różdżkę, będąc pewnym, że poradzi sobie z barierami nałożonymi przez jakąś uczennice.
Niestety ona nie była taką zwykłą uczennicą. Była tak, jak on przewrażliwioną bohaterką wojenną, miłośniczką nowinek magicznych, a także genialnym umysłem, który zaklęcia opanował do perfekcji, czego nawet na torturach by nie przyznał.
Tajemnicza kombinacja zaklęć ochronnych była dla czarnowłosego nie lada zagadką, tak jakby Granger nigdy nie chciała zostać odnaleziona i obdarta ze swoich sekretów.
Nie miał czasu na zabawy z tym cholernym zamkiem. W momencie, kiedy każda chwila może być na wagę złota. Schował magiczny kawałek drewna do szaty i wrócił do swoich komnat, licząc po cichu na to, że zapomniała zabezpieczyć kominka.
- Pokoje Hermiony Granger. - Rzucił garść proszku pod stopy i zniknął w płomieniach. Miał rację, co do sieci fiuu i będąc wewnątrz, cieszył się jak małe dziecko na widok lizaka.
Jednak to, co zastał na miejscu przeszło jego najśmieszniejsze oczekiwania. Przywitała go ciemność przełamana nikłym blaskiem białej świecy. Niepokojące zimno, które czuł tylko w pobliżu dementorów. Przewrócony stolik i zaginiona fiolka po eliksirze z jego laboratorium, która była przyczyną wszelkich problemów.
Nigdzie nie było młodej, zwykle radosnej, kasztanowłosej kobiety. Dopiero po chwili usłyszał cichy szloch i ciężkie próby złapania oddechu. Udał się w kierunku sypialni, nie zważając na coś takiego jak prywatność, przecież to była sytuacja wyjątkowa. Tak to sobie tłumaczył.
Wiedział, że będzie z nią źle, lecz nie sądził, że aż tak. Na podłodze leżała mizerna imitacja człowieka w za dużym swetrze do kolan i jasnych spodniach. Wpatrywała się z uporem w ścianę, próbując wciąż wydobyć z siebie łzy, choć jej wycieńczony organizm mógł tylko pozwolić sobie na lekkie drganie.
Nie zwróciła uwagi na to, że jest wnikliwie obserwowana przez postać stojącą przy drzwiach.
Podszedł do dziewczyny, by ją podnieść i położyć na łóżku. Przy okazji zdziwił się, że jest jeszcze lżejsza od czasu przenoszenia jej z Nory do Hogwartu. Zapalił okoliczne świece i przyjrzał się jej. Była przeraźliwie blada. Włosy miała brudne, potargane i posklejane od wylanych wcześniej łez. Odgarnął je delikatnie z jej policzków i zanurzył się w jej oczach. Nie miały tego znajomego blasku, były zaczerwienione i mętne, jak u zranionej, umierającej z bólu zwierzyny.
CZYTASZ
Słodko-gorzki
FanfictionKiedy myślisz, że wszystko jest skończone , pojawia się płomyk nadziei, który nadaje twojemu życiu nowy sens. Oto historia o słodko-gorzkim życiu dwóch tak różnych, a może tak podobnych do siebie ludzi, którzy próbują zbudować spokój i szczęście na...