Magia spotkania

231 24 27
                                    

Po opuszczeniu kawiarni, zdenerwowany Draco pociągnął Ginny za ramię i zaczął wrzeszczeć na środku ulicy, nie zważając na publikę.

- Co ten człowiek sobie myśli?! Dlaczego go nie poprawiłaś?! - krzyczał, aż zabrakło mu tchu.

- Przestań się drzeć, przecież go poprawiłam. Robisz z tego niepotrzebny szum.

- Ach, czyli podoba ci się wizja związku ze mną? - Zapytał ironicznie.

- No oczywiście, jakbym mogła nie wzdychać do przyszłego lekarza i osoby z tak wpływowej rodziny. Nazwisko zobowiązuje. - Odparła z sarkastycznym uśmiechem.

- No, dobra, koniec żartów. Rusz się, nie będę cię ciągnął . - Wycharczał

- Już biegnę kochanie. - Rzuciła przesłodzonym tonem, a blondyn podarował jej nienawistne spojrzenie.

Ginny objęła Draco nie ukrywając niechęci i aportowali się w okolice sklepu bliźniaków. Fred i George zajmowali się sprzedażą magicznych gadżetów na ulicy Pokątnej. Budynek mocno wyróżniał się wśród szarych witryn, biła z niego radość i moc kolorów dorównująca sztucznym ogniom w sylwestra. Rudowłosa od razu zwróciła uwagę na wystawę, wypełniały ją różne przedmioty, które obracały się, strzelały i wesoło błyszczały. Ten widok wzbudził w niej przyjemne wspomnienia, z czasów, gdy jej ukochani bracia zamykali się w pokoju i tworzyli nowe rzeczy, a mama krzyczała na nich za wybuchy. Para czarodziejów szybko weszła do środka, by jak najmniej osób ich widziało, jednak bezskutecznie, bo w sklepie było ich mnóstwo. Chłopak widząc zakłopotanie towarzyszki zasłonił ją i zaprowadził na zaplecze.

- Ginny?! - Wrzasnęło dwóch rudzielców.

- Nie, Hanna. Czy wy się uderzyliście w coś? No oczywiście, że ja matoły. Georgie, teraz to nie jesteś tylko oduchowiony, bo na wzrok też ci padło. - Przekomarzała się słodko.

- Widzę, siostrzyczko, że ci się język wyostrzył, czuję wpływ kolegi Malfoya.

- Przestań już, lepiej powiedz, co u rodziców.

- Coraz lepiej, mama jest wesoła i pochłonięta pomocą Lupinowi, a tata zdrowieje coraz szybciej. Nie ma już problemów z mową i nawet próbuje chodzić. Bardzo za tobą tęsknią, po tym jak Ron odszedł to często mówią, że brakuje im ciebie i Miony.

- Jak to odszedł, już nie mieszka w domu?

- Nie, wyprowadził się dwa dni, po waszym wyjeździe.

-Wiesz, że prowadzi z Lavender bar? - Zapytał Fred.

- No tak, a co to ma do rzecz?

- Na górze zrobili sobie mieszkanie, a w dodatku jest związany, bo Brown spodziewa się dziecka.

- Z tym kretynem? Przecież oni nie nadają się na rodziców. - Powiedziała zaniepokojona.

- Niestety. Proszę, powiedz to Hermionie delkatnie, by nie dowiedziała się z plotek. - Poprosił George.

- Jasne, muszę tylko uważać na słowa, a to dość trudne zadanie. Znów muszę ją załamać, a była bliska normalności.

- Dasz radę! Chciałabyś zobaczyć rodziców? Bezpiecznie możecie skorzystać z kominka, nie powiedzieliśmy ci najważniejszego... Tata od dwóch dni jest znów w domu!

- Jejku, jak się cieszę, zrobię im niespodziankę. Chodź Draco.

Ginny pociągnęła kolegę do kominka i przenieśli się do Nory.

- Mamo! tato! wróciłam!

- Na Merlina, Ginny, tak się martwiłam. Ale schudłaś, musisz zjeść porządny obiad, upiekłam dziś paszteciki. Te twoje ulubione.

- Mamuś, spokojnie my dopiero weszliśmy.

- Och witaj Draco, nie zauważyłam cię. Mam nadzieję, że mi to wybaczysz. Dziękuję, za przyprowadzenie jej, to wiele dla nas znaczy. - Powiedziała dobrotliwie.

- Witaj kochanie! - Powiedział Pan Weasley, wjeżdżając na wózku inwalidzkim.

- Tata! - Wykrzyczała Ruda, rzucając się ojcu na szyję.

W Norze do późnego wieczora panowała rodzinna atmosfera. Rodzice wypytywali córeczkę o jej nową pracę, Hermionę i dom w którym się zatrzymały. Artur nie mógł się powstrzymać i ciągle dopytywał Ginny o mugolską technologię. Czas płynął, a Draco nawet tego nie odczuwał, stwierdził, że od ostatnich dwóch miesięcy polubił tych ludzi i naprawdę dobrze się tu czuje. Zasmuciła go wizja, że posiadał wszystko, oprócz kochającej rodziny.

W czasie, gdy dom Weasleyów wypełniały radosne opowieści, krzyki i sentymenty, kasztanowłosa kończyła przerwę i musiała zrobić kawę, dla gościa, którego obsługiwał Smith. Niczego nieświadoma kobieta, wzięła tacę z przygotowanym napojem i kierowała się do mężczyzny siedzącego w ciemnym kącie. Gdy znajdowała się 3 kroki od niego, poczuła dziwny impuls, coś co zaburzyło jej magię, na tyle silnie, że upuściła tacę na tajemniczą postać.

- Ja bardzo przepraszam! Nigdy wcześniej mi się to nie zdażyło, pokryję koszty pralini, dostnie Pan drugą kawę na koszt firmy. - Krzyczała rozstrzęsiona, wbijając wzrok w szkło leżące na podłodze.

- Granger? - Zapytał zaskoczonym tonem.

- Profesor Snape? - Podniosła szybko głowę, słysząc znajomy głęboki głos i spojrzała mu w czarne jak smoła oczy.

- No tak jak widzisz. - Parsknął

- Jak to możliwe, przecież widziałam jak Pan umiera? - Powiedziała, lekko łamiącym się głosem.

- Czyżby Panna-Wiem-To-Wszystko czegoś nie wiedziała? Merlinie mogę umierać, zapiszę to w kalendarzu. Tak się składa Granger, że jestem Mistrzem eliksirów i wiem jak uwarzyć antidotum na jad węża.

- Przepraszam, ale nikt nie wie, że Pan przeżył.

- No i tu też nie myślisz, bo wie o tym Mcgonagall, przecież musiałem dać komuś wypowiedzenie.

- Dlaczego mi nie powiedziała? - dopiero teraz doszło do dziewczyny, co powiedziała, a jej policzki pokryły się szkarłatem.

- Nie rozumiem, po co byłaby ci ta informacja. - Stwierdził kąśliwie. - Ubraniami się nie przejmuj.

Obejrzał się dookoła w poszukiwaniu właściciela, a gdy go nie zauważył, wyjął różdżkę ze spodni i wyczyścił odzienie. Hermiona miała okazję zobaczyć go w pełnej krasie. Stwierdziła, że jak na to, że nie widziała go 2 miesiące, to zmienił się na co najmniej rok. Miał na sobie białą, lnianą koszulę i czarne, garniturowe spodnie. Ku zaskoczeniu Hermiony, jego cera była bardziej zdrowa i wygładzona, a włosy czyste i błyszczące.

- Napatrzyłaś się już?

- Umm, tak. Znaczy nie! Wcale się nie patrzyłam na Pana! - Wpadła w nerwowy słowotok.

- Niech ci będzie, ale nie podnosi na mnie głosu. - Odpowiedział wylewnie.

- Co powie Pan na kolację u mnie i Ginny? - Rzuciła w przypływie gryfońskiej odwagi, którą powodowała otulająca ją magia mężczyzny.

- Czyżby Panna Granger chciała spędzić ze mną trochę czasu? Cóż za niespodzianka, a co na to powie szanowny Pan Weasley, jak się dowie, że jem kolację u jego dziewczyny i siostry? - Zapytał, unosząc lewą brew.

- Po pierwsze, miło by było, bo dawno nie rozmawiałam z Panem. Po drugie z Ronaldem nic mnie już nie łączy.

- Dobrze, o której i gdzie mam przyjść?

Wyjaśniła szczegóły byłemu profesorowi, a gdy opuścił kawiarnię, doszło do niej co zrobiła. Merlin jeden wie, co nią kierowało.

- Przecież Ginny mnie zabije jak wróci i zobaczy w domu Nietoperza z lochów. - Pomyślała.

- W sumie, nie był, aż tak wredny. A w dodatku wyglądał naprawdę dobrze. Mugolskie ubrania i spokój od wojny mu służą. - Zbeształa się w myślach za te słowa i zaczęła sprzątać szkło.

Słodko-gorzkiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz