Skaza na niewinności

118 16 15
                                    

Dni w Hogwarcie spokojnie mijały, Hermiona pracowicie i wnikliwie przygotowywała się do egzaminów, a uczniowie poznawali nowe zaklęcia i umiejętności.

Z pozoru sielankowa atmosfera dobiegała końca, gdyż w tym samym czasie czwórka zwolenników czystości krwi dopracowywała swój plan, który powstał jeszcze przed rozpoczęciem roku szkolnego.

Zebranie rozpoczęło się wraz z zapadnięciem zmroku i zamknięciem ministerstwa. Zamieszani w spisek zebrali się w domu Imeldy Bowl, która użyczyła swe komnaty jako salę do tajnych narad. W ciemnozielonym pokoju wszystkie meble były schludnie odsunięte, a na środku zastawiono duży, ozdobiony srebrem stół, blisko którego stał bogato zaopatrzony barek. Jedynym źródłem światła był ogień trawiący belki znajdujące się w kominku.

- Kochani, myślałam nad naszym maleńkim planem... - Rozpoczęła spotkanie, upijając sugestywnie wino z kieliszka  i wbijając spojrzenie pełne lubości w Cristiana. Zdawała sobie dokonali sprawę z tego, jaki miała wpływ.

- Znalazłam osobę, która nam pomoże. Za dziesięć minut się zjawi. - Opowiadała tonem nieznoszącym sprzeciwu.

- Ime, jak ty sobie to wyobrażasz! Miało nie być nowych osób! - Pierwszy oburzył się Frank, który nie miał sił i ochoty na ciągłe zmiany planów. - Miałaś tylko poprosić jakiegoś szczeniaka o rozpieprzenie kociołka. Nie o przystąpienie do nas! W dodatku bez rozmowy z nami! - Wrzasnął oburzony Swan

- Widzisz, właśnie teraz to robię! Czy może mam ci przeczyścić okularki? - Zwróciła się do Franka z kpiącym uśmieszkiem na ustach.

- Jesteś bezczelna! - Rozsiadł się wygodniej i skrzyżował ręce na piersiach.

- Zamknij się Swan! Ona ma rację, ty nawet musisz robić notatki ze spotkań żeby coś zrozumieć. - Nęcące spojrzenie czarnowłosej przyniosło zamierzony efekt, na co jej uśmiech  w stronę Cristiana jeszcze bardziej się pogłębił, a oczy niebezpiecznie zwęziły.

- Przypominam wam, że składaliście przysięgę. Raczej nie chcecie zobaczyć, co się stanie, jeśli dalej będziecie się sprzeciwiać. - Skupiła na sobie uwagę wszystkich, a ich miny zrzedły.

- Przeklęta wiedźma. - Wysyczał pod nosem auror.

- Widzę, że rozumiemy się bez słów. - Wstała z krzesła i obeszła stół dookoła.

- O właśnie idą nowi przyjaciele! - Zrobiła niewinny, dziecięcy głosik i przejechała dłonią po policzku Harrisa, który podczas sprzeczki od razu stanął po jej stronie.

~*~

Z ciemności, jaka panowała w lesie, wyłonił się stary i dystyngowany dwór. Prowadziła do niego długa ścieżka, którą przecinała duża, zaostrzona brama zdobiona złotymi klamkami. Budynek swą surowością nie zachęcał do odwiedzin, jedynie ciepłe uczucia budziło światło sączące się przez romboidalne kratki dolnych okien. Gdzieś z boku posiadłości, za żywopłotem czerwonych róż, z pogrążonego w wieczornym mroku ogrodu dobiegał cichy plusk z kamiennej fontanny.

Drzwi się otworzyły, a trzy ciemne sylwetki ruszyły do saloniku. Hol był wyjątkowo dużym i reprezentacyjnym pomieszczeniem, do którego prowadziły drzwi frontowe. Na ścianach wisiały liczne portrety, przedstawiające osoby o wyniosłych minach, prostych sylwetkach i bladych twarzach. Ziemia była pokryta kamienną posadzką, którą pokrywał czerwony dywan. Po chwili dotarli do drewnianych drzwi na końcu korytarzu, a mosiężna klamka sama ustąpiła.

- Przestawiam wam państwa Jane, chyba więcej nie muszę mówić. - Wskazała na nowo przybyłych i zaśmiała się histerycznie.

Gregory Jane to wysoki brunet o lśniąco zielonych oczach. Jego wyprostowaną sylwetkę podkreślał obcisły, granatowy surdut oraz arystokratyczna laska, którą dzierżył w umięśnionej ręce.

Jego żona Elin była równie dumna, co jej mąż. Miała na sobie długą czarną suknię ze srebrnymi wstawkami, a blond loki okrywały jej wystające ramiona.

Pomiędzy powiewającymi majestatem osobami stała zagubiona i lekko zgarbiona jedenastoletnia Mary, dokładnie ta sama, która kilka dni temu na ceremonii przydziału bała się zawieść rodziców. Dotyk laski ojca od razu przywołał najmłodszą przedstawicielkę domu Salazara do porządku, okrywając jej twarz taflą lodu.

- Witam! Jak wiecie, popieram waszą ideologię całkowicie. Nie pozwolę, aby szlam pomieszał się z nami, a Mary nam w tym pomoże. - Spojrzał wyczekująco na córkę.

- Oczywiście ojcze. - Przytaknęła niczym dobrze zaprogramowana maszyna.

- W takim razie Imelda przedstawi nam ostateczną wersję planu. - Odparła Wind, wyraźnie przytłoczona osobą arystokraty.

- Z podstawy programowej wiem, że będziecie za niedługo robić eliksir rozdymający. Podczas tej lekcji masz doprowadzić do wybuchu, jak najbliżej Slughorna, rozumiesz? - Zapytała, a dziewczynka pokręciła głową w zrozumieniu.

- Język ci odcięli? Odpowiedz, jak na człowieka przystało, przynosisz hańbę rodzinie! To niby mają być moje geny? - Obrzucił córkę ostrym spojrzeniem, a ostatnie pytanie wypowiedział do milczącej żony. - Bo zaraz pomyślę, że się puszczałaś. - Warknął, patrząc z obrzydzeniem na żonę.

- Przepraszam. Tak zrozumiałam. - Odpowiedziała pewnie, chcąc uspokoić ojca.

- Najważniejsze jest to, że ten kociołek ma należeć do jakiejś szlamy, najlepiej z Gryffindoru. Wszystko po to by nikt cię nie podejrzewał. - Niebieskooka spojrzała po sali, a inni kiwnęli porozumiewawczo głowami.

- By doprowadzić do upragnionego przez nas pokazu, dosyp kolejne dwa liście pokrzywy do kociołka. Najlepiej byłoby, gdybyś, także zamieniła wątrobę nietoperza, na przykład na móżdżek. Efekt powinien być piorunujący. - Tłumaczyła lekko zamyślona nad zmianami w recepturze.

- Oczywiście, tak zrobię. - Cały czas potwierdzała przedstawione jej kroki, jednak wewnątrz jej głowy szalała burza. Podświadomość mówiła, że powinna się sprzeciwić, uciec, ale nie mogła.

- Mam taką nadzieję. - Wysyczał ojciec.

- W takim razie możemy zakończyć spotkanie. - Powiedziała Imelda, po czym klasnęła w dłonie.

- Nie tak szybko, a przysięga? - Zapytał Swan, na co Bowl skrzywiła usta, a Pan Jane spiął wszystkie mięśnie.

- Cóż to za impertynencja! Jesteśmy starym czystokrwistym rodem! Słowa tego kogoś obrażają nas Bowl! - Spojrzał na Imeldę, która przesyłała mu przepraszający wzrok. - Za takie gadanie powinieneś już być martwy! - Krzyczał, nie zwracając uwagi na przestraszone dziecko chowające się za matką i zdziwione spojrzenia reszty gości.

- Spokojnie Gregory, to tylko stary paranoik. Nie musisz nic przysięgać, twoje nazwisko jest już samą przysięgą. - Cristian zaczął uspokajać nieobliczalnego mężczyznę.

- Mam taką nadzieję, nie pozwolę sobie na takie zachowanie! Wychodzimy Mary! - Pożegnał się chłodno, po czym wziął żonę za ramię i pośpieszał podniesionym głosem ubraną na czarno dziewczynkę.

- Na dzisiaj to wszystko. - Zakończyła, wypijając na raz całą zawartość zielonej butelki. - Won! - Wykrzyczała do współpracowników, którzy patrzyli na jej poczynania.

Spotkanie zakończyło się, a Mary wiedziała, że nie ma wyjścia. Nie chciała nikogo skrzywdzić, nie rozumiała uprzedzeń ojca do dzieci półkrwi, czy tych mugolskiego pochodzenia, ale bała się mu przeciwstawić.

Słodko-gorzkiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz